Archiwum czerwiec 2004, strona 3


cze 12 2004 Najlepiej w domu!!!
Komentarze: 0

Pobyt u rodziców wprowadził ją w stan przygnębienia. Zdawała sobie sprawę, że w jakiś sposób nie pasuje już do tego świata, ale nie myślała, że aż tak. Czuła się tu obco, niewiele ją cieszyło. W  zasadzie przez pierwsze dni pobytu była wszędzie gdzie być powinna lub chciała. Odzwyczaiła się od obcowania z rodzicami i bratem. Wiedziała, że nie ma prawa za bardzo ingerować w ich sprawy, równocześnie nie chciała też (wiedziała, że nie może) pozwolić sobie na taką swobodę jaką miała we Wrocławiu. W pewien sposób czuła się skrępowana i w jakiś sposób ograniczona. Poza tym już sama nie wiedziała co jest gorsze. Czy to jak jej rodzice się kłócą, czy to jak się do siebie nie odzywają. A szczególnie tata... pił coraz więcej. Może nie codziennie, ale pił. I to było widać najbardziej w sposobie w jaki mówił. Nie przeklinał, nie krzyczał, ale widać było, że pił. „Popis” dał w niedzielę, kiedy miała przyjechać. Mieli zjeść rodzinny obiad, a było zupełnie inaczej. Na rodzinnego grilla wprosili się koledzy jej taty, a ten nie umiał im „wyjaśnić” sytuacji. W rezultacie ona, jej mama i brat zjedli w domu, a tata z kolegami na świeżym powietrzu. Była zmęczona 9-godzinną podróżą, upałem i napiętą atmosferą w domu. Jej irytację pogłębiał tata, który co chwilę przychodził i namawiał ją i mamę do zejścia na dół i dołączenie do towarzystwa. Przy okazji dowiedziała się, że T. (kolega taty) bardzo ją lubi i chciałby z nią porozmawiać i ona powinna zejść na dół właśnie ze względu na T. A ona myślała: „A czy to jest mój kolega??? Mogę z T. pogadać, ale nie wtedy, kiedy mam za sobą długą podróż, nie śpię od 16 godzin i kiedy plany były zupełnie inne.” Tata nie widział nic złego w całej sytuacji i jeszcze się obraził, że ani ona, ani mama nie zeszły.

Pocieszyły ją wiadomości od S.: e-mail i rozmowa on-line spowodowały, że cieplej jej się zrobiło. Paradoksalnie poczuła się gorzej bo B-stok leży jakieś 600 kilometrów od Wrocławia, co oznaczało 600 kilometrów dalej od S. Przy tej odległości, która teraz ich dzieli te dodatkowe 600 kilometrów było w zasadzie bez znaczenia. A ona zdała sobie sprawę, że coraz bardziej tęskni, że chce żeby on już wrócił. Płakała z tej tęsknoty, ale chyba tak naprawdę tylko jej brat wiedział co się dzieje. hm, zdecydowanie pobyt u rodziców ją przygnębił. Pogoda, atmosfera w domu, brak S. i zbliżające się egzaminy sprawiły, że stała się zamknięta w sobie, niedostępna i trochę opryskliwa. Czas leciał. Wiedziała, że już w sobotę wróci „do siebie”. Czas przeleci tak, że nawet go nie zauważy. Tam zajmie się nauką, pracą, remontem. A tutaj??? Rodzice szli do pracy, brat do szkoły, a ona zostawała sama. Bezsensownie włóczyła się po mieście. Wszędzie na nogach, wracała i padała ze zmęczenia. I cały czas tęskniła, a tęsknotę zajadała. W końcu pomyślała, że jak tak dalej pójdzie to w nic się nie zmieści. Nie była gruba, przeciwnie, mimo to patrzyła na siebie bardzo krytycznie. W czwartek miała ochotę tylko jeść. Nic nie robić poza zapychaniem się kolejnymi porcjami jedzenia. Jakiegokolwiek. Toczyła walkę z sobą bo wiedziała jak to się mogłoby skończyć. Najpierw by się najadła, a potem poszłaby do toalety i... A to nie mogło się znowu powtórzyć, nie mogła do tego dopuścić. I pomimo, że spodnie na niej wisiały, bluzeczki eksponowały to, co miały wyeksponować, i nie jedna dziewczyna mogłaby jej pozazdrościć ona myślała: „jestem gruba”. Czuła się oprócz tego jak między młotem a kowadłem. Miotała się między tym co czuła, a tym, co powinna robić. A właściwie między tym, co czuła, a tym co inny mówili jej, że (nie)powinna robić. Bo kiedy było jej tak potwornie źle, kiedy tak bardzo tęskniła chciała napisać do S. Nic wielkiego, zwykłe „miss you” albo uśmiechnięty emotikonek. Ale nie robiła tego. Nie robiła bo mama, koleżanki, nawet babcia powtarzały, że facetowi nie można pokazać, że nam na nim zależy. Więc dusiła wszystko  w sobie i czekała na cotygodniowe rozmowy on-line, telefon, e-mail. Nie wiedziała czy postępuje do końca właściwie, może powinna zrobić „coś więcej”, ale trwała w takiej „postawie”. Tęskniła, bała się, płakała, ale Wierzyła.

Czwartek (Boże ciało) to był dzień „przełomowy”. Dopadł ją stan depresyjny, nie miała ochoty wstać z łóżka i prawie cały dzień przeleżała i przepłakała też. Wstała tylko po to żeby iść do sklepu po najsłodszą czekoladę. Tak się fatalnie (psychicznie) czuła, że zjadła ją całą sama. Siedziała gdzieś między budynkami Politechniki, płakała, jadła tą czekoladę i prowadziła wewnętrzny monolog. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, nikogo widzieć. Kiedy wróciła rodzice (szczególnie mama) mieli pretensje, że tak sobie wyszła, kupiła czekoladę i nawet po kawałku im nie zostawiła. Nie miała siły tłumaczyć dlaczego tak zrobiła. Zwinęła się w kołdrę i zmęczona płaczem poszła spać.

W piątek obudziło ją słońce. To miał być dobry dzień. Mieli pójść, ona, mama i tata, na zakupy bo rodzice w sobotę szli na wesele i musieli jakiś prezent kupić. Miało być inaczej, miało być rodzinnie, wesoło, bez kłótni – jak kiedyś. I tak było przez pierwszych kilka minut, potem rodzice znowu zaczęli się kłócić. Miała dość. Ucieszyła się, że następnego dnia wyjeżdża. Była zmęczona nerwówką i napięciem w domu. Potrzebowała psychicznie odpocząć, a tylko nasłuchała się, że cały pobyt przespała zamknięta w pokoju. ..

W sobotę spakowała się i przed 12 wyszła z domu. Pożegnała się z mamą i rozpłakała się. Jak zawsze, kiedy wyjeżdżała od rodziców. Brat pojechał z nią na dworzec, tata odprowadził na przystanek do autobusu. Po 13 siedziała już w pociągu. W przedziale była sama, wagon tez był prawie pusty. Pewnie powinna się niepokoić, w końcu samotnie podróżująca dziewczyna to łakomy kąsek dla złodziei, ale nic się nie stało. Usiadła wygodnie i zapatrzyła się w okno. Małkinia, Warszawa, Koluszki, Łódź... Jechała przez pola, łąki i lasy... Od czasu do czasu popadał deszcz. A ona płakała od czasu do czasu. I tak bardzo chciała, żeby on wrócił. Tak bardzo chciała poczuć znowu to ciepło. Nie ciepło głosu, nie ciepło płynące z wysłanego z potrzeby serca smsa, ale fizyczne ciepło, jakie czuje się od drugiego człowieka. Wzięła telefon i oprócz „opisu” przebiegu podróży dopisała: „tęsknię za tobą, wiesz???” I zaraz dostała odpowiedź: „wiem, ja też za tobą bardzo...” Rozpłakała się, przycisnęła telefon do siebie... Dobrze jej się tak samej jechało, myślała o S., o sytuacji u rodziców, o tym, co ją czeka ?(egzaminy). W swoim mieszkaniu była po 22. Wykąpała się i jak najszybciej weszła do ciepłego łóżka. Nie odpoczęła długo bo zaraz odezwał się telefon. S.: „cześć kochanie, cieszę się, że już dojechałaś. Jak podróż??? Jak było u rodziców???....” A kiedy znowu znalazła się w pościeli uśmiechnęła się, łza zakręciła jej się w oku i pomyślała: „myśli o mnie, (chyba) tęskni skoro dzwoni...”.

I znowu poczuła, że BĘDZIE DOBRZE. Bo znowu była u siebie i poczuła w sobie POWER!!! Tylko żeby jeszcze S. wrócił...  (od wczoraj żywi się nadzieją, że może zobaczyć go wcześniej niż myśli... sam jej to powiedział)

alexbluessy : :
cze 04 2004 Duszy i Serca rozterki...
Komentarze: 1

Jak zwykle obudziła się o 6. wstała, poszła do łazienki, potem zrobiła sobie mocnej kawy. Od rana bolała ją głowa, przerażała ją wizja spędzenia u B. blisko 10 godzin. „Czas szybko leci – myślała – a poza tym zaczynam o 9, nie jak zazwyczaj o 7:30. Będzie dobrze” – westchnęła. Na śniadanie zjadła serek waniliowy z rodzynkami i 2 małe kromki chleba z masłem – znowu czuła odruch wymiotny na samą myśl o jedzeniu. Do pracy postanowiła iść na nogach. „Wyjdę wcześniej to na chwilę usiądę na Ostrowie” – powiedziała do siebie. Szła wolno: Wyszyńskiego, Sienkiewicza, Świętokrzyska. W końcu znalazła się w spokojnych zaułkach Ostrowa Tumskiego. Nikogo nie było poza ulicznym flecistą i kilkoma śpieszącymi się na zajęcia studentkami. Usiadła na chwilę. Nagle dotarł do niej śpiew ptaków, odgłosy aut i tramwajów w jednej chwili stały się bardzo odległe, także sznur pojazdów na przeciwległym moście Grunwaldzkim jakby się rozmazał. „Najchętniej poszłabym spać. – pomyślała – „Albo tak siedziała nie myśląc o niczym szczególnym”. Ale to nie była prawda, oszukiwała samą siebie, ona chciała po prostu zagłuszyć swoje myśli. Kiedy dotarła do B. jej pracodawczyni już szykowała się do wyjścia, ale na powitanie krzyknęła: ”Oluś jesteś wielka! K. ma 5 z angielskiego!”. Ale dziś było jej wszystko jedno, nic jej nie cieszyło, a przynajmniej niewiele do niej dotarło”. Była jak nieobecna. „Dobrze, że jedziesz. Potrzebujesz odpoczynku, należy ci się” – powiedziała B., a ona tylko się słabo uśmiechnęła. Około 9:30 została już tylko z T. Obejrzeli „Jedyneczkę”, porozmawiali o przedszkolnych balach przebierańców, posłuchali piosenek dla dzieci. Robiła wszystko żeby nie myśleć, ale doszły jeszcze myśli o zbliżających się egzaminach. „A może nie powinnam jechać, tylko zostać się i uczyć???” – zastanawiała się – Ale przecież muszę wyjechać, choć na chwilę zmienić otoczenie, odpocząć.” – usprawiedliwiała się – „A poza tym mam już bilet, rodzice i P. czekają, no i muszę koniecznie go pożegnać zanim wyjedzie...” W jednej chwili poczuła, że jest sama, że kiedy tego najbardziej potrzebuje nie ma przy sobie nikogo bliskiego. I jeszcze S... Co prawda wysłał dziś rano sygnał, ale dla niej było to albo przyzwyczajenie, albo coś w rodzaju „rekompensaty” za wczoraj. Czułą się totalnie rozbita. „Czekolada – pomyślała – potrzebuję czekolady. Dużo”.

.......................................................

Mimo, że z pracy wyszła wcześniej niż przypuszczała, wróciła zmęczona psychicznie. Zmęczyły ją nie tylko towarzyszące jej od wczoraj, niezbyt przyjemne myśli, ale zmęczył ją też mały T. Dziecko ze zmęczenia zrobiło się rozkrzyczane i nieznośne. Kiedy B. zadzwoniła, ze zamiast o 19 będzie o 17 siedziała jak na szpilkach czekając, aż ta wróci. Dla zabicia czasu zaczęła czytać jakąś „przeterminowaną” gazetę z gatunku prasy kobiecej. Nic ciekawego tam nie znalazła, ale jeden artykuł przykuł jej uwagę. W trakcie czytania poczuła olbrzymią potrzebę przytulenia się do S... Tylko do niego, do nikogo innego. Chciała poczuć go blisko siebie, bardzo blisko nawet. Chciała poczuć ciepło, chciała poczuć się bezpiecznie. Zresztą bardzo często, zauważyła to już jakiś czas temu, kiedy myśli o S. ma ochotę właśnie na przytulenie, na chwilę zapomnienia. Skończyła czytać i zamyśliła się. Znowu poczuła ten dziwny spokój, który „mówił”, że będzie dobrze.  Uśmiechnęła się do siebie: „hm, zupełnie jakby ktoś pogładził mnie po głowie, wtedy spływa ten spokój... Eljot...” – zamyśliła się. A potem wyobraziła sobie jak to będzie fajnie kiedy S. wróci, nawet nos ją zaczął swędzieć po „dobrej stronie”. Nie bardzo jej to poprawiło humor, ale troszkę podniosło na duchu. Za to wiadomość od mamy, że jeszcze czekają na podłączenie do Sieci zmartwiła ją. „To znaczy, że co??? Że nie będę mogła porozmawiać z kimś, kiedy będzie mi źle, że nie będę mogła pisać bloga, że nie będę pisać do S.???” ... Poza tym mama napisała, że też chce iść na piwo, z nią i jej bratem. Tu już nie wytrzymała, odpisała, że bardzo przeprasza, ale na piwo (chociaż to może być cokolwiek innego) to ona tylko z bratem idzie. Mimo, że 5 lat młodszy ostatnio mają ze sobą dość dobry kontakt, wie, że jeśli coś się dzieje to zawsze może do niego zadzwonić. I tak robi.

............................................................

W końcu jakoś udało jej się w sobie zebrać i cokolwiek zrobić. Niewiele, ale zawsze coś. Ale nie mogła znieść ciszy. Włączyła film. Pomyślała, że jakiś, przy którym nie trzeba myśleć, a przy okazji na tyle łatwy do zrozumienia, żeby nie trzeba było śledzić napisów. Wybrała „Dziennik Bridget Jones”. Na początku tylko słuchała, ale w połowie mniej więcej się wciągnęła, zapomniała o nauce, o filmie też. Zapatrzyła się w okno, za którym już ciemno się robiło i zamyśliła się. A właściwie to się rozpłakała. Czy jest jakieś lekarstwo na tęsknotę??? Czy można to jakoś pokonać, żeby tak nie bolało, żeby Czas szybciej biegł??? Wiedziała, że Czas i tak się spieszy, codziennie skreślała w kalendarzu kolejny dzień i z przerażeniem odnotowywała, że coraz ich mniej zostalo do egzaminów. Wiedziała, że jutro minie szybko bo praca, potem pakowanie i przygotowywanie do wyjazdu. Niedzielę spędzi w pociągu, tych kilku godzin po przyjeździe nie brała pod uwagę, a te kilka dni u rodziców??? Nawet się nie zdąży obejrzeć a nadejdzie sobota i trzeba będzie wracać do Wrocławia. Hm, a potem 2 tygodnie i egzaminy... Bała się ich, ale jednocześnie czuła, że będzie dobrze. A potem lipiec, sierpień... Kolejny wrzesień, kolejny październik... A teraz??? Teraz była w niej tęsknota, a cisza cały czas płynęła i bolała. Bo puszczony sygnał to nie to samo, co z tego, że prawdopodobnie puszczony z potrzeby serca. Chciała tak myśleć i tak myślała, karmiła się takimi myślami. Chociaż nie, ona w to wierzyła. A jej wiara była silna, sama nie wiedziała skąd tyle ma tej siły i trochę się jej bała. Bała się również tych niedobrych myśli, które się niespodziewanie pojawiały i wprowadzały niepokój, którego ona i tak nie umiała opanować, on był w niej. Ale też bała się tego, co się z nią działo, tego spokoju, który przychodził nagle, tego uspokojenia i głosu podświadomości (???) mówiącego „nie martw się, będzie dobrze”. W końcu uwierzy, że jej Anioł Stróż jest zawsze w pobliżu i swoją ciepłą dłonią ja uspokaja. Bała się również tego, ale nie potrafiła znaleźć innego wytłumaczenia. Może nie można tego wytłumaczyć???

 

alexbluessy : :
cze 03 2004 Co to jest???
Komentarze: 1

Wierciła się, przewracała z boku na bok, ale nie mogła zasnąć. Męczyła się tak do około 1 w nocy. Po głowie chodziły dziwne myśli: „co będzie jeśli???”, co będzie kiedy... i okaże się, że...???”. W końcu udało jej się zasnąć. Obudziła się wcześnie rano i od razu zaatakowały ją strange thoughts. Pomyślała: „dlaczego znowu ja???”. Znowu przestraszyła się, że to nie ma sensu, że ona tego nie wytrzyma, że nie ma siły. Gdzieś, przez powłokę szarych myśli i wyobrażeń przebijała nieśmiało Wiara i Nadzieja. Ale dziś Ich światło było trochę słabsze, mimo że czuła w sobie Ich ciepło.  Nagle zdała sobie sprawę, że na nic nie ma wpływu, że jeśli „coś” (nie wiedziała tylko co konkretnie, a nawet jeśli to nie chciała o tym myśleć nawet) ma się wydarzyć to się wydarzy i ona nad tym nie zapanuje. Było jej smutno. Musiała przyznać sama przed sobą, ze czekała wczoraj na telefon od niego, ale niestety nie doczekała się. Rozczarowała się... czuła w sobie bezsilność, miała ochotę krzyczeć, na niego również. Dodatkowo przestraszyła ją Nieuchronność i Niedoścignioność Czasu, który mija nie oglądając się na nic...

Czeka ją dziś kolejny zwykły dzień. Najpierw praca, potem pojedzie uczyć się do E. Wróci do domu i będzie wieczór. Bała się nawet myśleć, że może dzisiaj usłyszy dzwonek telefonu... Spojrzała w lustro. Uśmiechnęła się lekko. „La Vida e Bella” – pomyślała, a jednak czuła gulę w gardle, czuła zaciśnięty żołądek. Czuła się zmęczona. Pomyślała, że musi się czymś zając – najlepiej wyszłaby na tym, gdyby zajęła się nauką, ale ciężko było jej się skoncentrować. Przestraszyła się, że nie zda swoich egzaminów, że tak nie można, że musi coś ze sobą zrobić, ale nie mogła. Dziwne myśli, które przyszły do niej z samego rana już wierciły dziurę w jej głowie.

..................................................

Jak zwykle dzień minął jej szybko i intensywnie. Wróciła do domu około 21 jak zwykle zmęczona, nie mając sił na nic poza spaniem. Najpierw praca, nie bardzo dziś wyczerpująca, ale jak zwykle mały T. był uparty i niegrzeczny momentami. Potem pojechała szukać dla mamy książki o  emisji głosu, a na koniec przez kilka godzin uczyła się z E. Wracając do domu postanowiła zrobić sobie prezent na pocieszenie i wstąpiła do jednego z supermarketów. Początkowo cieszyła się z kupionego portfela, dużego, bordowego, takiego, jak chciała. Ale nie cieszyła się długo. Przez cały dzień czekała. Zagłuszała myśli Nadzieją, że może dziś... Zagłuszała je pośpiesznym działaniem, intensywnością przemieszczania się, próbowała uciekać jak najdalej przed natrętnymi myślami. Przez cały dzień czekała na choć najmniejszy sygnał. Nic się nie wydarzyło, przez cały dzień nie zobaczyła na swoim telefonie słuchawki, która świadczyłaby o nieodebranym połączeniu z ... wiadomo skąd, nie zobaczyła też kopertki powiadamiającej o otrzymanym smsie. Nic. W końcu nie wytrzymała i rozpłakała się. Głośno, aż nią wstrząsało. Nie przeszkadzało jej nawet, że w takim stanie zobaczyły ją jej współlokatorki. „Co tam. Nic mnie nie obchodzi. – myślała. - A może on już o mnie zapomniał??? Może już o mnie nie myśli??? Może... Może coś się stało... Czy rodzina by mi powiedziała gdyby tak było??? Boże, proszę Cię, niech wszystko będzie dobrze, powiedz, że nic mu się nie stało!!!” – krztusiła się łzami. „A więc byłam tylko zabawką, tak??? Pobawiłeś się naiwną panienką, zamieszałeś jej w głowie, a teraz mówisz dość??? To może chociaż miej odwagę powiedzieć jej to wprost, co???” – wyrzucała z siebie z irytacją i dziwnym bólem. W końcu nie wytrzymała myśli, że może coś mu się mogło stać, a ona nic o tym nie wie i sama wysłała mu sygnał. Odesłał. Tym razem stwierdziła, że „...to tylko na pozór. Odesłał sygnał bo ja wysłałam mu pierwsza... Hm, ale przynajmniej wiem, że nic mu nie jest”. Najgorsze było to, że nie miała komu o swoich rozterkach, o swoim bólu powiedzieć. Leżała sama, kołysana odgłosami miasta i swoimi myślami. Dziwnie się czuła. Niby była silna, czuła w sobie Siłę, ale coś ją hamowało, odbierało spokój. I zdziwiła się, że znowu, po raz kolejny, kiedy zaczynała się łamać poczuła w sobie jakieś Ciepło. Było kojące i dawało Nadzieję i Wiarę. Znowu poczuła, że BĘDZIE DOBRZE, że inaczej być nie może, że to chwilowe, że smutki miną.

Zapatrzyła się w okna domu naprzeciwko, obserwowała wieczorne  życie sąsiadów, na twarzy poczuła orzeźwiający powiew wiatru. W ręku trzymała bilet... „Już za 2 dni pojadę, ucieknę. Daleko. Szkoda tylko, że w dobrze znajome miejsce.” Bo taka była prawda, B-stok, gdzie mieszkają jej rodzice zdążyła już poznać bardzo dobrze. Cieszyła się na ten wyjazd, szczególnie na spotkanie ze swoim młodszym Bratem, ale wiedziała, że z rodzicami nigdy nic nie wiadomo. Wiedziała, że jeśli zaczną się kłócić, albo mieć do niej jakieś pretensje (co było dość prawdopodobne, szczególnie jeśli chodzi o mamę) po prostu spakuje się i wróci do Wrocławia. Taki miała plan. A poza tym to liczyła na samotne wędrówki po mieście. Bez nikogo, w  samotności, chciała szukać siebie, szukać wewnętrznego spokoju. Bo to miasteczko ją uspokajało. Dla niej tam jest inny świat. Beż pośpiechu, nie tak anonimowy, lepszy... (???).

Nawet nie zauważyła, że zrobiło się dość późno, jutro czeka ją 10 godzin w pracy. wczoraj nie mogła zasnąć, dziś postanowiła, że położy się wcześniej. Ale natrętne myśli znowu o sobie dały znać.. „Co to znaczy, jak to jest, jak to możliwe, że się martwię, mam ochotę krzyczeć, wyzwać go od „różnych”, a zaraz potem czuję w sobie to dziwne ciepło i coś mi mówi „nie martw się”. Co się ze mną dzieje???” – pytała samą siebie...

alexbluessy : :
cze 02 2004 Rozdział o Szczęściu
Komentarze: 0

Zamyślona, zaczytana nawet nie zauważyła kiedy zrobiło się ciemno. Zapaliła lampkę, jej ostre światło zakłuło w oczy. Siedziała przez chwilę w ciszy przerywanej szumem komputera. Nagle wszystko wydało jej się bez sensu. Z jednej strony martwiła się bo od porannego sygnału S. się nie odezwał, przeczuwała co prawda, że wieczorem zadzwoni, ale w tym momencie nie była pewna czy chce z nim rozmawiać, czy ma w ogóle siłę z nim rozmawiać. Brakowało go jej, tęskniła za nim, a jednak zastanawiała się czy to ma sens... Co będzie jeśli będzie czekała te 3 miesiące i okaże się, że wszystko gdzieś uleciało. Oczywiście zdawała sobie sprawę z pewnej irracjonalności i bezsensowności swoich myśli, ale nie potrafiła ich poskromić, zupełnie jakby prześcigały się, która pierwsza wpadnie do jej głowy.  Pomyślała, że może prysznic pomoże. Nie bardzo, usiadła na brzegu wanny i zapłakała. „Czy to ma sens???” – pytała samą siebie – „czy ja mam w sobie siłę???”. W końcu wyszła z wanny, spojrzała w lustro i przypomniała sobie felieton Andrzeja Poniedzielskiego, z najnowszego numeru jej ulubionego „Zwierciadła”. „Zaraz, zaraz – pomyślała – tam było coś o szczęściu”. Wyszła z łazienki i jeszcze raz przeczytała artykuł. I nagle znowu poczuła w sobie Moc, Siłę, Nadzieję, Wiarę.

„Wierzę i Wiem, że BĘDZIE DOBRZE, że BĘDĘ SZCZĘŚLIWA” – powiedziała głośno do siebie.

..................................................

[„A, Szczęście? Aaa.... Szczęście... to może tylko taki moment, kiedy jedno kliknięcie losu kasuje pewną krytyczną sumę nieszczęść albo szczęść pozornych. A może to ta chwila przed tzw. Szczęściem Właściwym. Bo może mylimy Szczęście z Marzeniem, Spełnieniem. Może to tylko ruch Czyichś powiek. Kropla Nadziei na rozgrzany kapelusz naszej o sobie Wiedzy. Jaśniej? Jaśniej się nie da. (Próbowałem)

Urodziłeś się... ...Patrzysz – chłopak Albo... patrzysz – dziewczynka – Mały wybór „Witamy wśród żywych!” A przed Tobą Na wprost Życie – proste jak most Masz to przejść I masz być szczęśliwy No To żyjesz Śpisz, oddychasz, jesz, pijesz Zbierasz łuski pogłaskań In – formacje In – ten – cje In – tymności I inwektywy Kochasz... ...Trochę za mocno? – To się zdrzemnij pod sosną Bo pamiętasz? Masz być szczęśliwy Próg, Bóg, Upływ czasu Brzeg lasu Znowu Bóg – tak przepięknie złośliwy Kochaj życie – Ale tylko wzajemnie Nastaw się na „tym mniej” I pamiętaj – Masz być szczęśliwy Bo dostałeś kawałek Prostej rzeczy (wspaniałej) Masz, I masz tylko nie skrzywdzić Wszyscy wiedzą, że brałeś Brałeś? – No to ma być Masz? – Masz... ... masz być szczęśliwy.” – Andrzej Poniedzielski, „Zwierciadło”, czerwiec 2004]

......................................................

Po raz kolejny przeczytała „Felieton z wierszem”. Znowu się zamyśliła. I znowu poczuła, że CHCE, że MOŻE. Najchętniej napisała by coś do S., ale nie zrobi tego. poczeka. Otworzyła swojego bloga... Po raz kolejny zirytowała ją ścigająca od wczoraj ankieta. A niby skąd ona ma wiedzieć kto jest autorytetem młodych Polaków. Dla niej ważne jest to, co mówi Tomasz Jastrun, Wojciech Eichelberger, Paulo Coelho. Dlatego wybrała „Zwierciadło” – bo tam ich wszystkich ma w ich comiesięcznych felietonach i rozmowach.

Nagle zdała sobie sprawę, że dzisiaj Czas straciła zupełnie bezproduktywnie. Nie zrobiła nic, z drugiej strony czuła się kompletnie pozbawiona sił. A egzaminy... wiedziała, że coraz mniej Czasu jej zostało. Musi zrobić jeszcze jeden wysiłek – UDA SIĘ, uda się na pewno. Jeszcze tylko 3 tygodnie... Ale mimo tego, że zdawała sobie sprawę, że jeśli nie zbierze się w sobie to nie zrobi nic, jej myśli uporczywie krążyły wokół brytyjskiej stolicy. Tak bardzo chciałaby tam być... Ale cieszyła się, już teraz się cieszyła, na dzień kiedy on wróci. I uśmiechnęła się do siebie, wyszeptała swoją mantrę i pomyślała, że: La Vida e Bella!!!

alexbluessy : :
cze 02 2004 Matka Polka
Komentarze: 0

Wróciła do domu zmęczona. Dziś nie miała wielu zajęć na uczelni – tylko 2 godziny gramatyki. Dowiedziała się, że test ze słownictwa zaliczyła bardzo dobrze, ucieszyła się, choć spodziewała się dobrej oceny. Trochę smutna wychodziła z budynku szkoły, której drzwi zawsze witały ją zadanym w trzech językach (po angielsku, niemiecku i francusku) pytaniem: „Jesteś pewien, że chcesz tu wejść???”.  Dotarło do niej, że już tylko z E. będzie się widywała dość często z racji ich wspólnych przedegzaminowych powtórek. A reszta??? Niby to tylko rok, ale jednak można się przyzwyczaić do widzianych codziennie twarzy, do dowcipu kolegów, do wymagań lektorów. I wie, że będzie jej tego brakowało. Mimo, że momentami było ciężko. Wyszła ze szkoły i pojechała zrobić zakupy, a potem do kuzynki po film, który jej pożyczyła. W niedzielę jedzie przecież do rodziców – mama prosiła żeby ten film przywiozła. U babci zjadła obiad, posiedziała chwilę i poszła. „Jeszcze tylko fryzjer” -  pomyślała zmęczona. W autobusie usiadła blisko okna, oparła głowę o szybę i zamyśliła się. W słuchawkach śpiewała oczywiście, jej ulubiona ostatnio, Dido.  Na którymś z kolei przystanku naprzeciwko niej usiadł jakiś chłopak. Spojrzała na niego kątem oka i zamyśliła się.  Nagle dostała olśnienia: „przecież on ma takie same usta jak S.!”. Zaraz potem znowu zapadła w swoje myśli... uleciały daleko, do Londynu. „Właściwie to dlaczego nigdy nie nazwałam go po imieniu??? Przecież takie ładne ma imię” – myślała. Znowu spojrzała na współtowarzysza podróży: „hm, tak, dokładnie takie same usta... gdyby zapuścił bródkę... nie, S. jest jeden...” – posmutniała. Wysiadła na swoim przystanku i nie zanosząc zakupów do domu poszła do fryzjera. Musiała chwilę poczekać. Przypadkiem spojrzała w lustro. Zobaczyła ładną, ale wyraźnie zmęczoną twarz. Spojrzała na swoje torby z zakupami i uśmiechnęła się. „Matka Polka” – pomyślała. Kiedy już z nową fryzura szła do domu w jej głowie kołatały się myśli. Różne. „Prawie Matka Polka” – znowu uśmiechnęła się do siebie – „najpierw zakupy, potem fryzjer, żeby mężowi się podobać, jeszcze powinnam ugotować obiad... No tak, tylko męża brakuje, dzieci też nie widać. Dla siebie samej nie chce mi się gotować. Znowu skończy się na jogurtach i twarożkach. Znowu usiądę przed komputerem i bez sensu będę patrzeć się w monitor.” Nagle poczuła jakieś ciepło, jakąś energię. Rano, kiedy jechała na zajęcia spotkała dwie koleżanki, które były dość przygnębione pochmurną pogodą i padającym od wczoraj deszczem. Ona jednak uśmiechnęła się i powiedziała: „dziewczyny jest dobrze, nie martwcie się. Ja dzisiaj wstałam, spojrzałam za okno i pomyślałam, że życie jest fajne, że będzie dobrze.” E. spojrzała dziwnie i zapytała: „a gdzie ty mieszkasz, bo ja dzisiaj rano to deszcz za oknem widziałam.” A ona odpowiedziała: „nie wiem skąd to mam, ale słońce i pozytywną energię czuję w sobie. Będzie dobrze dziewczynki”. I tak jest. Sama nie wie skąd, ale WIE, ona po prostu to WIE, że będzie dobrze.

Przyszła do domu, wypakowała zakupy, nastawiła pranie – Matka Polka. Wszystkie opisy jej znaku zodiaku mówią, że jest strażniczką domowego ogniska – dużo w tym prawdy. Bo jest w niej dużo ciepła, pozytywnej energii i wrażliwości. Tylko to jest schowane, trzeba to odkopać. S. jej kiedyś powiedział, że ta wrażliwość i ciepło bije od niej. Może miał rację??? Hm, wie, czuje, że kiedy był w pobliżu to zaczynała się otwierać, to ciepło zaczynało wydobywać się na powierzchnię, ale teraz wydaje jej się, ze przygasło trochę. Może ono też czeka razem z nią???

Włączyła Dido i usiadła przed komputerem. Zdziwiła się bo wystarczyło, że tylko uruchomiła swój komunikator od razu znalazło się kilka osób chętnych do rozmowy. Pomyślała, że to dziwne, że kiedy ona potrzebuje z kimś porozmawiać, albo akurat ma czas i mogłaby z kimś porozmawiać to nikogo nie ma, albo nie mają czasu. A kiedy ona dopiero co wróciła do domu, nie zdążyła się dobrze rozebrać i nawet rąk umyć, a od razu znajduje się ktoś, kto chce z nią rozmawiać. Czuła się zmęczona, nawet nie bardzo miała siłę stukać w klawisze. Poczuła w sobie dziwną irytację i zapytała sama siebie: „czego oni ode mnie chcą??? Dlaczego chcą ze mną rozmawiać??? Dlaczego mówią, że nie zostawili komentarza bo to bo tamto???”. A potem zrobiło jej się przykro. „Przecież oni tutaj są, kiedy mam doła mam do kogo się odezwać... nie mogę wylewać swoich smutków i frustracji na innych tylko dlatego, że Mój Facet wyjechał i jest mi źle z tego powodu.. coraz bardziej źle.” W swojej skrzynce odbiorczej znowu nie znalazła żadnej wiadomości – nawet jej bloga nikt nie skomentował, trochę przykro jej się zrobiło i poczuła się nagle bardzo Sama. „Hm, S. powinien dzisiaj zadzwonić...” – myślała – „przynajmniej głos usłyszę”. Głos, bo twarz widzi wokoło siebie, nie tylko na zdjęciach, już się do tego przyzwyczaiła.

Zrobiła sobie mocnej kawy, włączyła ulubioną piosenkę Dido na ciągłe odtwarzanie i zapatrzyła w bliżej nieokreślony punkt za oknem. Myślała o tym, co udało jej się przez ten rok, od października mniej więcej, osiągnąć”. Dobre oceny to nie wszystko, poznała nowych ludzi dzięki którym inaczej spojrzała na pewne sprawy, zyskała nowych znajomych – nie ważne, że kilku jest tylko Wirtualnych. Znowu się zamyśliła, pewnych sytuacji wolałaby nie pamiętać bo ilekroć teraz pewne zdarzenia sobie przypomina czuje w sobie olbrzymią irytację i miałaby ochotę wykrzyczeć pewne rzeczy pewnej osobie. Ale nie zrobi tego, nie ma sensu, zresztą teraz nie ma już to żadnego znaczenia. Było minęło. Uśmiechnęła się... i S... przecież on też jest. „Wróć...” – wyszeptała. Nagle zdała sobie sprawę, że przez te kilka miesięcy wydoroślała. Już nie jest tą roztrzepaną, roztkliwiającą się nad sobą dziewczynką. Już sama sobie umie poradzić, już wie na kogo może liczyć, na kogo nie. Kto udaje, a kto gra. Nauczyła się, że nie warto ufać...  że trzeba zachować dystans. Tak, zdecydowanie wydoroślała, ale jednocześnie uświadomiła sobie, że powstało w niej coś z „bezwzględnej suki”. I dobrze. Kiedy idzie ulicą już nie ma wzroku utkwionego w chodniku, patrzy przed siebie, uśmiecha się do ludzi, a jej oczy mówią: „jestem szczęśliwa i BĘDĘ SZCZĘŚLIWA”. Nabrała pewności siebie, nie peszy się łatwo, potrafi zachować zimną krew kiedy trzeba.

Tylko żeby on już wrócił... Przestraszyła się. „Jak to będzie, kiedy on wróci??? Powinnam wyjść na dworzec, czy nie???”. Poczuła zacisk na gardle, a zaraz potem uśmiechnęła się: „przecież to jeszcze tyle czasu, a poza tym jak ma być??? BĘDZIE DOBRZE!!!”.  Znowu się uśmiechnęła...

 

 

alexbluessy : :