Archiwum lipiec 2004, strona 3


lip 18 2004 Nijako... O, już nie.
Komentarze: 2

Macie czasem taki stan kiedy nic Wam się nie chce, czujecie się zniechęceni, bez pomysłu jak można wykorzystać czas??? Na pewno macie... Do mnie właśnie przyszedł. Sam z siebie, nieproszony. Nie wiem czy wywołało go wczorajsze, nie odespane jeszcze, zmęczenie czy może coś innego. W każdym razie sama nie wiem na co mam ochotę. Zjadłabym coś, ale tak naprawdę sama nie wiem co – skończyło się na wyjedzeniu pół słoika powideł śliwkowych, które znalazłam we wspólnej szafce, a ponieważ nikt się do nich nie przyznawał zaopiekowałam się nimi. Poza tym miałabym ochotę posłuchać jakiejś muzyki, ale sama nie wiem jakiej. Poczytać??? Jakoś nie mam ochoty. Oglądać telewizję??? Po co, skoro i tak nie ma nic ciekawego. Nijako mi jest. Gdyby Esio nie zadzwonił wczoraj, mogłabym przypuszczać, że zadzwoni dzisiaj, a wtedy na pewno energia by we mnie wstąpiła. Próbowałam spać. Nic. Próbowałam myśleć o miłych rzeczach. Nie udało się, bo nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek.

 

Zjadłam pół słoiczka śliwkowych powideł, wypiłam kubek rumianku (w gardle coraz większy supeł mi się zawiązuje), obejrzałam „Fakty”, zmyłam w przedpokoju podłogę. Tak naprawdę, jak słusznie zauważył mój kolega, jest jedno lekarstwo na mój stan. Esio, ale, niestety, jeszcze około 41 dni przyjdzie mi na to Remedium Najdroższe poczekać. Hm, przez chwilę czułam się tak, jakby on miał zaraz przyjść. Podświadomie czekałam na dzwonek domofonu, albo sygnał „już jadę do ciebie”. Cisza. Tylko komputer cicho szumi. Cisza... Ale dzisiaj, przynajmniej na razie, nie zgrzyta, jest przyjemna. Zza okna dobiega świergot ptaków i arie operowe wyśpiewywane przez jakiegoś mężczyznę. Facet udziela się wokalnie od jakiegoś czasu, ale nie określiłam jeszcze z którego balkonu czy tarasu śpiew jego dobiega. Poza tym cicho. Nawet samochodów nie słychać bo mieszkam w zabudowanym „sercu osiedla”, pociągi też słychać tylko nocą. Cicho tu i spokojnie. Fajnie się mieszka, niby centrum miasta, a jednak jakby trochę z boku.

Przed chwilą dzwoniła jedna z moich wakacyjnych współlokatorek, żeby powiedzieć, ze będzie jutro. Druga też niedługo powinna zjechać. Już nie będę sama że sobą we własnym mieszkaniu, już nie będzie cicho. Z jednej strony to dobrze, z drugiej nie wiem czy nie wolałabym pobyć jeszcze trochę sama. We wtorek przychodzą podpisywać umowę nowi współlokatorzy. Znowu będę mieszkać z trzema chłopakami. Kiedy powiedziałam o tym Esiowi zapytał skąd są, czy to może znajomi Ł. Odpowiedziałam, ze nie i właściwie dlaczego pyta. Na to on, że się martwi,  a tak poza tym to będzie ich czterech. Zapytałam jakich czterech, a on mi na to „a ja?”. No tak, oczywiście. Ale ponieważ Ł. ma swój pokój, tamci dwaj będą w swoim, Esio od razu powiedział, że on śpi ze mną to mi się przypomniało, że mam jeszcze dodatkowy materac i karimatę. Może wobec tego jakiś harem.... Hehehe, miałabym jak w raju. Tylko Esio byłby mniej zachwycony chyba... Ale pomyślcie, sześciu facetów i ja. Jeden od sprzątania, drugi od zakupów... Esio oczywiście od przytulania, wypłakiwania się na ramieniu i tak dalej, zostaje jeszcze trzech. Nie, stanowczo ich za dużo. Wolę sprzątać i kupować sama, byleby Esio był blisko. Już niedługo, jeszcze tylko 41 KRÓTKICH dni. Zresztą one lecą jak szalone teraz.

Samotna w tłumie Chcę biec daleko gdzieś Labirynt życia wciąż zaskakuje mnie Są takie chwile gdy wszystko proste jest Czasem na odwrót Nic nie udaje się Po złej nocy przywitam nowy dzień Nie przejmuję się Wiem, że dziś jest mój dobry dzień Dziś patrzę na świat pozytywnie Nie przejmuję się Wiem, że dziś jest mój dobry dzień Chowam smutki i myślę pozytywnie Gdy czarne myśli Jak chmury kłębią się Zamykam oczy i widzę to, co chcę Gdy jesteś blisko tak lekka czuję się Gdy jesteś przy mnie Wiem, że już dobrze jest Po złej nocy... 

 

Wiem, wiem muzyka mało ambitna. Nagle poczułam, że muszę posłuchać czegoś lekkiego, skocznego, nie koniecznie ambitnego. Płytę Ha-Dwa-O pt. „Pozytywnie” pożyczyłam od B. jeszcze przed wyjazdem Esia. Wtedy bardzo potrzebowałam pozytywnej muzyki, która pozwoliłaby na chwilę pozbyć się smętnych myśli. Oczywiście Esio też zrobił mi prezent „Pozytywnymi wibracjami”... A teraz siedzę, piszę, słucham i nawet mam ochotę zatańczyć. Za chwilę obejrzę „Kasię i Tomka”, potem usiądę na balkonie i zapatrzę się w... dachy albo w niebo...

 

Jutro czeka mnie sporo biegania po mieście i załatwiania różnych ważnych spraw. Żebym tylko panią Cz. i B. gdzieś dorwała. Ale jestem dobrej myśli... Zresztą ten tydzień najbliższy, a być może następny też będą dość napięte. No, przyszły może nie bo liczę na wizytę mojego kochanego brata, już nie mogę się doczekać. Do końca miesiąca powinnam też skończyć pisać pracę na konkurs bo ani się obejrzę, czas przeleci i nadejdzie deadline. A chcę pracę wysłać wcześniej, żeby potem się nie przejmować. Napisać, poprawić błędy, wysłać. I zapomnieć.

 

 „(...)w życiu liczy się każda chwila Każdy mały gest tak ważny jest...”

 

No i już po „Kasi i Tomku”. Zaraz zbieram się na balkonik, skorzystam z ciepłego wieczornego powietrza. A co do serialu, uwielbiam go. Aktorzy genialnie kreują swoje role, jestem zachwycona. Śmieszny, kolorowy. Oby takich więcej. Ha-Dwa-O niech jeszcze pośpiewa, wprowadzają mnie w dobry nastrój. Hm, ostatnio namiętnie słuchałam Natalie Cole i Patricii Kaas. Pora przegonić szare, a przywiać różowe chmurki. Esiu, tylko bądź...

 

Jeszcze TYLKO 41 dni!!! Jupi!!!

alexbluessy : :
lip 18 2004 Będę walczyć. Będę czekać.
Komentarze: 0

Padałam wczoraj późnym wieczorem z nóg, ale nie mogłam spać. Sama byłam (i nadal jestem) w mieszkanku i dziwnie się czułam. Niby powinnam się cieszyć, po całym roku obcowania z bądź, co bądź obcymi ludźmi w końcu zostałam sama we własnym domu. Strasznie cicho się nagle zrobiło, cicho i pusto. Ł. wyjechał wczoraj rano – wybiera się na miesiąc autostopem do Hiszpanii, a moje wakacyjne współlokatorki nie wróciły jeszcze z wakacyjnych wyjazdów. Trochę mu zazdroszczę, niestety ja muszę we Wrocławiu jeszcze trochę posiedzieć.

News z ostatniej chwili. W piątek przysłali mi list z uniwersytetu, że punktów na dzienne mam za mało, ale mogę się odwoływać, albo wieczorowe – też jakaś alternatywa. Ja jednak zamierzam powalczyć, co mi szkodzi, nie??? Trzymajcie kciuki, bitwa będzie trwała jakieś 3 tygodnie. Tata powiedział, że pismo za mnie napisze żeby było poprawnie merytorycznie itd., ale ja muszę załatwić sobie w trybie natychmiastowym opinie na mój temat (poziom zaawansowania języka i różne takie) od lektorów, którzy przez ostatni rok mnie uczyli. Do pani Cz. mam telefon, jeśli zastanę ją w domu myślę, że nie będzie problemu i przygotuje mi odpowiednią notatkę. Zależy mi też na opinii B. (native speakera), od niej dużo może zależeć. No, a poza tym trzeba być dobrym myśli, skompletować to wszystko i w ciągu 14 dni zanieść do dziekanatu. Wymyśliłam też z E. plan awaryjny, w razie gdyby odwołanie odrzucili i coś z wieczorowymi poszło nie tak. Otóż wybrałam WSB, czyli Wyższą Szkołę Bankową a kierunek Marketing i Public Relations. Nie jest to szczyt moich marzeń, ale może być ciekawe.

Dzisiaj mój brat opuszcza deszczowy Londyn. Chociaż jeden z moich chłopaków wraca wreszcie. P., z powodu deszczu, zarobił mniej niż się spodziewał. W najbliższym tygodniu czeka go wizyta u rodziców mamy (na podwarszawskiej wsi bez Internetu) a potem razem ze swoim kolegą W. wsiadają w pociąg i przyjeżdżają do mnie. Na Esia jeszcze muszę poczekać... W piątek wieczorem postanowiłam, w przypływie serdeczności (???) do niego zadzwonić. Na chwilkę. Pełna wiary, że na karcie Telegrosik mam jeszcze jakieś 10 minut do przegadania wykręciłam numer i czym prędzej odłożyłam słuchawkę po tym, jak jakiś, automatyczny zapewne, pan powiadomił mnie, że mam tylko 1,5 minuty rozmowy. Z zadzwonienia nie zrezygnowałam i skorzystałam ze stacjonarnego aparatu. Odebrał Esio, ze snu go wyrwałam. Miałam zadzwonić na chwilkę bo stęskniłam się za Moim Kochaniem, za jego głosem, telefonicznym (u)śmiechem. No, ale chwilka się przeciągnęła. Nawet nie zauważyłam jak minęło prawie pół godziny. Ale ostatecznie szczęśliwi i zakochani czasu nie liczą, wobec czego nie martwię się o przyszły rachunek telefoniczny. Esio zaproponował że może byśmy po jego powrocie gdzieś pojechali. No, nie sami bo byłaby jeszcze jego siostra z chłopakiem i O. – jeden z przyjaciół. Ja jestem po stokroć na TAK, tylko żeby wszystko się ułożyło po naszych myślach. Ciepła woda, plaża, Esio i ja... Aż się rozmarzam, jechać do takiej Chorwacji na przykład. Co prawda to nie są „moje” rejony, może spróbuję przeforsować wyjazd nad Morze Czarne, do Dobrudży w Rumunii. Zresztą nieważne gdzie, byle z Esiem.

Jeszcze tylko najwyżej 42 dni, co daje 6 tygodni do powrotu Esia. A może być tego mniej. Nawet nie wiecie jak się cieszę. Nic nie jest straszne. Zasypiam z myślą, że już niedługo nie będę sama, że będę miała w kogo się wtulić, że będzie mi bezpiecznie, cieplutko i słodko. I coś dziwnego odczuwam w środku, jakiś skurcz przy samym patrzeniu na Eśka zdjęcie albo myśleniu o nim. Zakochałam się...

Korzystając z dobrego humoru i energii, a przede wszystkim pustego mieszkania wysprzątałam je całe. Ręki prawej nie czuję, sił nie mam, ale w kafelkach, wannie i tym podobnych można się przeglądać. Wszystko lśni, pachnie ładnie i jest super czyściutko jednym słowem (mama nie mogłaby się przyczepić do niczego i zarzucić, że zaniedbuję jej dom). Ale nie mogłam spać. Pewnie z (prze)pracowania i tej ciszy. Komputer szumiał u mnie i u Ł. (jednostka centralna), radio cicho grało, a mimo to czułam się nieswojo. Przyzwyczaiłam się, że zawsze ktoś jest za ścianą, że coś się dzieje. a teraz... Do tego wszystkiego budziłam się w nocy kilka razy, wstałam, na dobre już, trochę po 9 i zabrałam się kończenie sprzątania. Wiem, że pewnie w niedzielę się nie powinno, ale mam dużo czasu, a poza tym jak dziewczyny przyjadą to będą chodzić i przeszkadzać. Tak więc dzisiaj też sprzątałam dobrych kilka godzin, a teraz nie mam siły myśleć. Zaraz włączę telewizor i będę się w niego bezmyślnie gapić. No, są jeszcze książki, ale zbyt zmęczona jestem chyba na czytanie...Jest super (w nocy pewnie znowu nie będę mogła spać, ale...), ale czuję się wolna. Znowu mogę chodzić po mieszkanku w czym chcę, robić co chcę i tak dalej. Wreszcie jestem u siebie...

 

alexbluessy : :
lip 16 2004 Początek końca.
Komentarze: 1

...głowa mnie boli. Od wczoraj. Nie mogłam spać, rano obudziłam się z zapuchniętymi oczami, bolącą głową i ochotą na zrobienie czegoś... Czego??? Na podarcie wszystkich zdjęć, na rozwalenie telefonu, komputera, rozbicie ramki ze zdjęciem. Na wyzwanie Eska., gdyby on tu był przypadkiem chyba bym go pobiła.

Dla mnie te półtora miesiąca jeszcze to jak początek końca.

Coraz większą mam ochotę tam zadzwonić i powiedzieć mu co myślę. Że już nie wytrzymam, że nie mam siły i niech wybiera albo wraca albo do widzenia... Całe wczorajsze popołudnie i wieczór płakałam, potem w nocy wszystko we mnie krzyczało.

A przecież wiedziała, cholera jasna, wiedziałam, że on tam będzie siedział być może do końca sierpnia. Ale tak bardzo tęsknię, tak bardzo czekam, że przez jedną małą chwilę wierzyłam, że... Qrwa mać!!! Dla niego półtora miesiąca to może już odliczanie dni, ja odliczać dni mogę najwyżej 2 tygodnie. To moja wina, źle zinterpretowałam słowa, powinnam się dopytać, upewnić. Ale nie, ślepo zawierzyłam.

Początek końca...

...nie wyobrażam sobie jak to będzie. Przecież to już tak długo, a jeszcze długo... Kolega mówi: odpręż się, pomyśl o czymś miłym”. Łatwo mu mówić, jak zaczynam myśleć o czymś miłym od razu zaczynam płakać, a jak zaczynam płakać to od razu mam ochotę kogoś pobić. Taka reakcja łańcuchowa na zaistniałą sytuację. Ten sam kolega mówi „nie rób nic na szybko., to się z reguły źle kończy”. To niech mi ktoś powie co mam zrobić??? Tylko bez takich proszę, że mam wziąć się w garść itede itepe.

Początek końca...

...za półtora miesiąca zobaczę obcego człowieka. Obcego człowieka, z najcieplejszym uśmiechem i najcieplejszymi oczami jakie spotkałam. Imię też ma śliczne. I mimo, że zapewnia mnie, że tęskni, że czeka, że myśli, chociaż wiem, że mówi to szczerze, że szczerze się martwi, niepokoi to podświadomie chcę go ukarać. Podle i egoistycznie nie odpuszczam sygnałów, czasem w rozmowie odpowiadam niesympatycznymi monosylabami. I choć tego nie chcę, bo w głębi czuję, że kocham to podświadomie karzę go. Za to, że wyjechał na tak długo, że... w zasadzie to nie wiem za co. Może za to, że obudził we mnie coś, że pozwolił zacząć wierzyć, ze... A potem wziął dupę w troki i sobie pojechał. Tak po prostu.

Początek końca...

 

alexbluessy : :
lip 15 2004 Wyjazdy i Powroty.
Komentarze: 0

Pomyliłam się. liczyłam na coś, co w zasadzie od początku było wiadome, że się nie stanie. Łudziłam się, że może jednak, że jest szansa. Wczoraj uwierzyłam, że wcześniejszy powrót Eśka jest możliwy. Może i jest tyle, że on nie wraca. Przyjeżdża dopiero za miesiąc albo za półtora. Kiedy mi to powiedział wyłączyłam się, nie byłam w stanie normalnie rozmawiać. Wciąż myślałam dlaczego byłam taka naiwna, że przez kilka godzin myślałam tylko o tym, że już niedługo. Gówno prawda!!! „Słowa są największym oszustwem na jakie nas faceci nabierają”. Hm, chociaż w tym przypadku wina leży po mojej stronie bo ja źle zinterpretowałam jego słowa. Wszystko przez to, że tak bardzo chcę żeby wrócił.

Nie chcę już tak. Nie wytrzymam. Znowu wbijam paznokcie w dłonie. Do bólu je zaciskam. Nie chcę już Czekać, nie chcę już Tęsknić. Nie dam rady.  Znowu mam ochotę wrzeszczeć, krzyczeć, tupać. Mam ochotę kląć i wyzywać. Eśka też. Od najgorszych.

Znowu zostałam sama. Właściwie to powinnam się przyzwyczaić, że w jakichś ważnych dla mnie momentach, albo kiedy mam gorsze dni potrzebuję mieć kogoś przy sobie. Nie mam, od dawna już nie. Czuję, że znowu wracam do punktu wyjścia. S. sprawił, że stałam się bardziej otwarta, że przestałam się chować. Pomógł mi, pokazał, ze nie jestem gorsza niż inni. Ale wracam do „mojego poprzedniego wcielenia”. Czuję, że znowu stałam się zamknięta, że zaczęłam się odgradzać. Bo wiecie co??? Czuję się tak, jakbym zaufała  i została zraniona. Zraniona przez Eśka, który wyjechał i zostawił mnie samą. Może ja mam być sama... Może już tak zostanie, że sama będę się mocować z życiem. Bo nikogo przy mnie nie będzie. Bo teraz znowu tak mało prawdopodobny wydaje mi się jego powrót. Wiem, że wróci, ale to taka odległa perspektywa. Qrwa mać!!!

W tej chwili nie wyobrażam sobie jak to będzie, kiedy on wróci. Nie będę umiała się otworzyć. Myślę, ze przez tą sytuację stałam się nie tylko zamknięta w sobie, nie tylko na powrót odgrodziłam się, ale też stałam się bardziej bezwzględna i samolubna. Nie jestem dumna z tego jaka się stałam. Dotarło dzisiaj do mnie, że muszę sobie radzić sama., że nie ma przy mnie nikogo. Nie wiem jak to będzie kiedy on wróci, wiem, że swoją postawą mogę wszystko zniszczyć. Wiem, ale nie potrafię inaczej. Już nie. A może to Esio swoim wyjazdem wszystko zniszczy, nie wiem... Qrwa mać!!!

Czuję się strasznie. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Znowu nie wiem. Nie wiem, a jednak czuję, że potrzebuje Eśka, że kocham, i qrwa mać, że będę czekać. W co ja się wpakowałam, po co mi to... A może ja to mam w genach??? Mój ojciec przecież też wyjeżdżał na zagraniczne uniwersytety do pracy. na rok, na kilka miesięcy, na kilka tygodni. Rozchwytywali go. A ja zostawałam z mamą i bratem. A może to mama zostawała ze mną i z P.??? Ona miała przynajmniej nas, nie była sama w swojej tęsknocie i czekaniu. Kiedy wracał tata, dom odżywał. Pamiętam, że nigdy nie chciał żebyśmy go odprowadzali do autobusu, albo samolotu, nie chciał też żebyśmy po niego wychodzili na dworzec czy lotnisko. Mama się trzymała, P., choć mały, też, tylko ja zawsze przy pożegnaniu płakałam. Szczególnie w pamięci zapadł mi jeden taty wyjazd. Jechał chyba wtedy z wykładami na kilka miesięcy do Leuven w Belgii. Miałam wtedy 8 lat. Była niedziela, tego dnia po południu tata wyjeżdżał. Następnego dnia ja szłam do szpitala na operację. Mama chciała pożegnać i mnie i tatę, zrobiła pyszny obiad – bitki wołowe, ziemniaczki, sałata, ciasto.  Wtedy nie wiele do mnie docierało z tego, co się działo dookoła. Po głowie tłukła się tylko jedna myśl „to już jutro”. Tata miał łzy w oczach, widziałam je kiedy na mnie patrzył. Po kilku miesiącach wrócił. Minęło kilka lat i znowu wyjechał, tym razem prawie na rok. Przyjeżdżał tylko na święta. Ia tak było bardzo często podczas jego pracy we Wrocławiu. Instytut ciągle go gdzieś wysyłał. Belgia, Włochy, Nowy Meksyk, Szkocja, Anglia. On jechał, my zostawaliśmy. Ciężko było jemu, ciężko było mamie, która musiała się trzymać ze względu na mnie i brata. Kiedy tata wracał po długiej nieobecności dom odżywał, ale przez jakiś czas obca mi była jego namacalna obecność...

Wiem co znaczy, kiedy ktoś bliski wyjeżdża na długo. Wiem, jak to jest po jego powrocie. Już to przerabiałam nie raz i to nie jest nic przyjemnego. Kochasz tą osobę, jest ci bliska, ale ciężko ci wykonać jakiś cieplejszy gest, zbliżyć się. jakbyś się bał, że to tylko cień tej osoby, albo jeszcze gorzej – że to ktoś obcy. Nie chcę tego przerabiać po raz kolejny, boję się tej lekcji. Bo nie wiem jak się zachowam, i nie mówcie, że serce mi powie i tak dalej.

Codzienne zastanawiam się jak to będzie. Odpycham od siebie złe myśli. Ale już nie mam siły z tym walczyć.

 

alexbluessy : :
lip 14 2004 WRACA!!!
Komentarze: 0

Wczoraj dostałam w końcu przekaz od dziadków. Wczoraj też spędziłam pół dnia przed edytorem tekstów pisząc pracę na konkurs. Wczoraj padał deszcz... (Znowu) Nie tylko za oknem. Wczoraj, jak zwykle, obejrzałam po południu „Ally McBeal”. Tym razem jakoś się nie zdołowałam. Wczoraj rozmawiałam z Esiem on-line. Strasznie mnie te rozmowy nasze wyczerpują. Cholera jasna!!! Człowiek chce się przytulić, powiedzieć coś, a tu światłowód i ekran monitora. Czekam na te rozmowy, kiedy Esio się spóźnia wymyślam mu, chociaż wiem, że to nie jego wina. Mam ochotę krzyczeć, mam ochotę zamknąć swój komunikator, wyłączyć komputer i uciec pod koc. Nie mam siły z nim rozmawiać. Jest tak daleko... Tak niewyobrażalnie i bezsilnie daleko. Wczoraj też jakiś czas po naszej rozmowie pociągałam nosem, potem na jakiś czas wzięłam się w garść. Nawet uśmiechałam do niego... na zdjęciu, a on do mnie z tego samego zdjęcia. I tak patrzył. .. Boże, jak ja tęsknię!!!

Wczoraj wieczorem, z braku lepszego zajęcia, ale też dlatego żeby nie siedzieć w ciszy (denerwowała mnie muzyka, szum komputera tym bardziej), włączyłam telewizor. Akurat leciała powtórka jakiegoś polskiego serialu. Jak zwykle nie za bardzo docierało do mnie to, co się dzieje na ekranie, nie interesowały mnie problemy bohaterów, nie chciałam siedzieć w ciszy po prostu. Do czasu. W pewnym momencie zaczęłam śledzić akcję bo jedna rzecz wydała mi się bliska. Otóż okazało się, że jakiś Jacek wyjechał i zostawił jakąś Martę samą. Z tego, co ona mówiła to miał wrócić za miesiąc. Czarna rozpacz – miesiąc. Powiedziałam: „kobieto, ja czekam już prawie 3 miesiące. I to jeszcze nie koniec. O czym ty mówisz? Miesiąc to nic.” Wyłączyłam telewizor i przykryłam się kocem. Zasypiałam z postanowieniem, że następnego dnia nie stchórzę i zapytam Eśka kiedy wraca.

Kocham...

Wczoraj mama z babcią jakby się na mnie uwzięły bo dzwoniły i pytały czy przyjadę. Bądź do B-stoku, bądź do dziadków. A co ja miałam odpowiedzieć??? Mówiłam tylko, że nie wiem bo czekam na wiadomości z uczelni, bo praca, bo muszę tu jeszcze chwilę zostać. Nie mogłam im powiedzieć, że boję się wyjechać. Że, być może całkiem bezsensu, boję się być te kilkaset kilometrów dalej od Eśka. Że Internet daje mi jakieś poczucie bezpieczeństwa w pewnym sensie, że on jest po drugiej stronie. W B-stoku to jeszcze, rodzice w końcu od wczoraj mają stałe łącze, ale na podwarszawskiej wsi o Internecie mogę tylko pomarzyć. A poza tym nie chcę żeby widziały jak Tęsknię, jak Czekam, jak płaczę. Nie chcę, wiem, że to spowodowałoby pytania, na które nie mam ochoty odpowiadać i tłumaczenia, że już niedługo, że skoro tyle wytrzymałam to wytrzymam te ostatnie tygodnie. A ja nie chcę tego słuchać. Może nie tyle nie chcę, co nie mam ochoty, nie mam siły. Wolę płakać w czterech ścianach mojego pokoju, gdybym stąd wyjechała byłoby jeszcze gorzej. Czułabym się.. jakbym straciła kontrolę nad czymś... Wiem, że powinnam wyjechać, ale nie mogę, nie chcę. Zresztą i tak muszę czekać aż mój brat wróci z Londynu, sama do dziadków nie pojadę. U rodziców byłam miesiąc temu, zresztą tata ciągle biega po mieście w sprawie jakichś swoich projektów, mama... Z mamą wszystko obgadam pierwszego dnia, a co potem??? Bez P. nigdzie się nie ruszam.

Kocham...

Dzisiaj miałam zdobyć się na odwagę i zapytać Eśka kiedy wraca. Nie zdążyłam bo mnie ubiegł. Powiedziałam, że znowu mam ten stan (jak z nim rozmawiam on-line to zaczynam się denerwować i w ogóle), na to on, że też to ma. A ja udając Greka zapytałam co ma na myśli, bo możemy myśleć o czymś innym. A on mi na to: „nie martw się Misia to minie. Już połowa lipca, niedługo wracam, już liczę dni”. I wirtualny uśmiech. Zamurowało mnie. Czytałam to zdanie kilka razy, jakbym nie rozumiała o co w nim chodzi, w oczach miałam łzy. Esio powiedział, że nie powie mi dokładnie kiedy przyjeżdża (to znaczy za ile dni) bo z tego czekania nie mogłabym spać, żyłabym jak na szpilkach i jeszcze coś by mi się stało. A on tego nie chce. W sumie to ma chłopak rację. Przed wyjazdem mówił, że najbardziej to się martwi o mnie... Moja kuzynka, kiedy dzieliłam się z nią szczęśliwą nowiną powiedziała, że to dobrze, że nie chce mi powiedzieć. Inna koleżanka stwierdziła, żebym się nie zdziwiła jak jutro zapuka do moich drzwi. Jutro to może niekoniecznie, ale wcale bym się zdziwiła, gdyby tak bez zapowiedzi się pojawił. Co ja gadam???!!! Padłabym na zawał, albo przynajmniej zemdlała. No, ale podtrzymałyby mnie silne, męskie, ciepłe ramiona. Wreszcie.

Mam ochotę skakać. Mam ochotę śmiać się. Mam ochotę śpiewać. Mam ochotę wycałować każdego i uściskać każdego, kogo spotkam. Mam ochotę opowiedzieć o moim szczęściu wszystkim. Rozsadza mnie Energia. Pierwszy raz od dłuższego czasu.

Słucham Stinga. Wprowadza mnie w jeszcze lepszy nastrój. Dzisiaj znowu obejrzę „Ally McBeal” i raczej się nie zdołuję. To nawet dobrze, że Esio mi nie powiedział dokładnie bo znając siebie nie mogłabym się na niczym skupić. Chociaż już i tak nie mogę. Gardło zacisnęło mi się w jeszcze większy supeł, paradoksalnie rozsadza mnie... Energia??? Śmiech??? Chyba pójdę pobiegać...

Kocham... kocham... kocham...

Pogoda dzisiaj pobiła samą siebie. Od początku wakacji nie było tak zimno, jak dzisiaj, ale dla mnie słońce świeci wysoko. Wreszcie. Kiedy rozmawiałam z Eśkiem i jakiś czas potem nie czułam zimna mimo, że siedziałam przy samym oknie (otwartym w dodatku) w samej piżamie. Hm, tylko mam prawo podejrzewać, że moja mama nie będzie zachwycona „tak niespodziewanym” powrotem Esia. Myślę, że po cichu liczyła, że on jeszcze tam zostanie, a ja do nich przyjadę. A teraz jest znak zapytania. Ale ja jestem szczęśliwa. Będę dziś śpiewać ze Stingiem, będę wirować po pokoju, będę... Nie, przecież ja się dzisiaj już na niczym nie skupię. Może jutro mi trochę przejdzie, poza tym mamy z E. trochę spraw do załatwienia w mieście.

Czy są obawy jak to będzie??? Są, nie będę ukrywać, ale nie myślę o tym teraz. Myślę tak, jakbyśmy się rozstali na kilka godzin, ewentualnie dni. Jakby wszystko było normalnie, jakby tych kilku miesięcy nie było. Jak to będzie, czas pokaże. Ale wiem, że będzie dobrze. Musi być. I znowu wszystko jest możliwe. Znowu mogę wszystko. Znowu świeci słońce... 

Tylko śpij i aż śpij A ty prowadź mnie za rękę Chcę być tam gdzie ty W niebie, czemu nie W piekle, aż na dnie Będę wszędzie, wszędzie będę Czy to ważne gdzie to będzie Więc przytul się i śpij, tylko czas nie chodzi spać Bo ma czas i jest twardy, o tak, jak głaz Jutro zbudzisz dzień, jutro ja twój cień Będę wszędzie, wszędzie będę Nawet gdy mnie już nie będzie Tylko śpij i aż śpij Wniebowzięty chór wszystkich świętych patrzy na nas w dół A to tylko ty, a to tylko ja Ty maleństwo niepojęte  Boże, życie bywa piękne Już przytul się i śpij Czekolady pełna noc Gwiazdy jak cukierki Eh, czas je zdjąć Jutro obudź dzień Jutro ja twój cień Będę wszędzie, wszędzie będę Nawet gdy mnie już... [P. Gintrowski z filmu „Tato”]

Więc przytul się Kochany...

 

alexbluessy : :