Archiwum lipiec 2004, strona 4


lip 12 2004 Jak tu się nie dołować.
Komentarze: 4
Rozmawiałam dzisiaj z Eśkiem on-line. Jutro i pojutrze też będę. Jupi!!! A potem napisałam mu długiego e-maila. Należy mu się, długo milczałam. Sama nie wiem dlaczego. W zasadzie, to tak prawdę mówiąc, już dawno zbierałam się żeby coś napisać bo przed samą sobą było mi głupio, że tak długo się nie odzywam. Ale kończyło się na tym, że uruchamiałam maszynę (czyt. komputer), otwierałam Internet Explorera, wchodziłam na odpowiednią stronę world wide web, klikałam „napisz e-mail” i nic. Pustka. Nie umiałam znaleźć żadnej myśli, która pomogłaby mi zacząć pisanie, a pisać o niczym i „na zamówienie” to ja nie umiem. Nawet jeśli „zamówienie” składa Moje Kochanie. Ale dzisiaj się rozpisałam, że nie powinien narzekać. Zaraz, zaraz czy on kiedykolwiek narzekał??? Nie, raczej prosił o jeszcze.

Tak więc napisałam mu pokrótce o tym, co się we mnie i ze mną dzieje. nie mówiłam wprost, ukrywałam pewne rzeczy między wierszami. Nie wiem czy słusznie, ale list został wysłany, stało się i nie ma odwrotu.

Ponieważ pogoda nie dopisuje, mój humor też w nienajlepszym jest stanie, staram się na różne sposoby go poprawić. Jeść nie mogę, ale piję gorącą czekoladę, podjadam czekoladowe ciasteczka albo robię sobie czekoladowy krem Dr Oetkera. Oprócz tego zamówiłam u E., która jest konsultantką AVONu świeżą, pachnącą kwiatami i piżmem, o ile dobrze pamiętam, wodę toaletową a do tego dezodorant o lekkim zapachu. Może w ten sposób chociaż na moment przywołam lato, bo za oknem to jak dla mnie jest październikowo-listopadowy lipiec. Oprócz tego, smaruję się od czasu do czasu specyfikiem, którego głównym zadaniem jest poprawianie kolorytu skóry. No, nie powiem, udaje mu się to całkiem, stwarza przynajmniej pozory opalenizny. Tylko zastanawiam się po co, skoro i tak nigdzie nie wychodzę z powodu pogody głównie. O, przepraszam, bywam w osiedlowym sklepie. Filmów nie oglądam. Nawet „Ally McBeal” mnie dołuje. Tyle tam ciepła, miłości, radości, że aż niedobrze się robi i działa to irytująco. Przynajmniej na mnie. To przypomniało mi jakieś podrzędno amerykańskie filmidło, które z braku lepszego zajęcia oglądałam tydzień temu. Cała problematyka polegała na tym, że chłopak był zazdrosny o dziewczynę (ja cię nie mogę mieć to nikt inny też nie) i ją udusił. To z kolei skojarzyło mi się z wiadomością sprzed kilku dni o tym, jak dwóch **** napadło i udusiło, a potem wyrzuciło z pociągu jadącą do Warszawy na egzaminy dziewczynę. I jak ja po czymś takim mogę wsiąść spokojnie w pociąg i jechać przez całą Polskę do rodziców???  Koszmar. Jak można teraz komukolwiek zaufać.

Nie pozostaje nic innego jak zwinąć się pod kocem z rumiankiem w kubku i dziobakiem przy boku. Dziobak to moja ukochana maskotka z dzieciństwa, dla niewtajemniczonych. Poza tym jestem zła, Esio też zresztą, na działanie poczty. Otóż Moje Kochanie wysłało mi z okazji urodzin, a wiec kawał czasu temu, kartkę z życzeniami. Nie doszła do tej pory. Co Esio dzwoni, czy rozmawiamy on-line pyta czy już doszła, a co ja mu mogę odpowiedzieć??? Mówię, że gdyby doszła to bym mu o tym powiedziała i podziękowała. A tu nic. Kartka, to kartka, jak nie dojdzie to poproszę Eśka, żeby mi powiedział co na niej było i wysłał drugą. Martwi mnie to, że dziadkowie wysłali mi przekaz w czwartek rano, pieniędzy nie ma do  dzisiaj, a zazwyczaj były już następnego dnia po wysłaniu. Sprawdzałam, poczta działa bo ze skrzynki wyjęłam rachunek za telefon. Może to jest rzeczywiście tak, jak powiedziałam Eśkowi, że do mojej skrzynki przychodzą tylko ulotki i rachunki. Te drugie z zadziwiającą wręcz regularnością.

No, doła podłapałam. Z braku Esia, z Tęsknoty za nim, z Czekania na niego. Z tej radości, w każdym odcinku „Ally McBeal”, z kolorów w „Kasi i Tomku”. Ale chyba najważniejsze, że kocham... Chociaż wiecie co dziwnego zauważyłam??? Że podczas rozmowy z Eśkiem on-line dopada mnie dziwna irytacja i od razu chce mi się płakać. Może to przez ten ekran, kilometry światłowodów i tym podobnych. A może dlatego, że w takich momentach dociera do mnie, że on jest tak daleko... Czasem, jak rozmawiam z nim przez telefon też tak mam. Ale kocham... Pomimo wszystko.

Jak powiedział ksiądz Twardowski „Nie ważne czy obsługujemy komputery, hodujemy jamniki czy podlewamy storczyki. Ważne, że się kochamy.”

Czego sobie i Wam życzę. Trzymajcie się ciepło. Pa.

P.S. Kocham...

 

alexbluessy : :
lip 11 2004 Ten uśmiech.
Komentarze: 1

Ten uśmiech Eśka, który widzę zaraz po przebudzeniu, przed zaśnięciem, w ciągu dnia, kiedy czytam, uświadomił mi, że muszę wykrzesać w sobie Siłę i powalczyć. Zrobić to dla siebie, dla niego, dla nas.

Byłam dzisiaj w kościele. Miałam iść rano, ale nie mogłam wstać z łóżka, dlatego poszłam wieczorem. Hm, nie bardzo mogłam się skupić na tym, co się dzieje dookoła. Ale On  chyba wiedział, o co Go prosiłam, mimo, że prawdopodobnie znowu nie umiałam ubrać tego w słowa. I co więcej, rozkleiłam się wzbudzając zainteresowanie księdza. Być może byłam blada... Zresztą prawdę mówiąc nie zdziwiłabym się gdyby tak było. Po wczorajszej „akcji” miałam ochotę tylko spać, czułam się potwornie zmęczona. A dzisiaj??? Dzisiaj nie miałam siły wstać, jedyne na co się zdobyłam to było pościelenie łóżka i zamienienie piżamy na domowy strój. A zaraz potem pod koc. Żadnej muzyki, żadnego komputera, żadnych książek. Zasłonięte żaluzje i sen. I płacz. Przespałam prawie cały dzień, około 14 ze snu wyrwał mnie telefon. Mama. Jak to określiła „kontroluje czy jestem i co robię” (żartowała oczywiście). Jak jej powiedziałam, że spałam to mnie wyśmiała – bo jak można spać w drugiej po południu??? Chyba się mojej mamie nudziło w domu, że tak nagle zadzwoniła. A ja nawet nie miałam siły otwierać ust, podejrzewam, że gdyby zadzwonił Esio nakrzyczałabym na niego albo odburkiwała monosylabami.

A potem zaczęło padać. Dla mnie to był kolejny pretekst zasnąć. Ale po telefonie od mamy nie mogłam już zasnąć. Leżałam, patrzyłam tępo przed siebie, nawet nie pamiętam czy myślałam o czymś konkretnym. Leżałam przykryta kocem po sam nos, w mieszkaniu było całkiem cicho. Ł. gdzieś wyszedł, a wakacyjna współlokatorka wyjechała. Leżałam pod tym kocem i czułam się jak naćpana. Pomyślałam, że może właśnie tak czują się nałogowcy. Tyle, że moim narkotykiem jest Tęsknota, Czekanie, Płacz... A Sen??? Czym jest Sen??? To jakiś rodzaj detoksykacji.

Analizowałam swój stan, w którym się obecnie znajduję. Chyba nie mam innej rady jak zacisnąć pięści i wytrzymać jeszcze tych kilka tygodni. Jak ja bym chciała, żeby one się zamieniły w dni!!! W końcu nie wytrzymałam i przeczytałam to, co pisałam w dniu wyjazdu Eśka. Rozpłakałam się. Ale ja jestem głupia, przecież wczoraj w jego głosie czułam wyraźną troskę i dopytywanie czy na pewno u mnie wszystko w porządku. A gdybym powiedziała, że nie jest w porządku to co, wróciłby??? Nie wróciłby bo jak zdecydował się na wyjazd to swoje odsiedzieć tam musi. Może go ewentualnie trochę skrócić. Ale ja się boję o to spytać, może uciekam...

Kocham. Tyle wiem na pewno. Ale czy tak zachowuje się człowiek, który kocha??? (patrz wczorajsza notka). Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste. Kocham. Nie tylko za uśmiech. Za jego Wiarę. I jeszcze za coś... Zresztą przecież nie kocha się za coś, ale pomimo wszystko.

...przeczytałam notkę z Tamtego Dnia. Kiedy już płacz wywołany wspomnieniami zapewne przeszedł zastanowiłam się jaki będzie Dzień, Który się Przybliża z Każdą Godziną. Słońce wtedy na pewno będzie świeciło, a na pewno to moje wewnętrzne. A jeśli będzie padało... nic nie szkodzi, też dobrze. Bo najważniejsze, że Tego Dnia Właśnie Ten Autobus wjedzie na wrocławski Dworzec PKS. Słońce zaświeci... Boże, jak ja Tęsknię!!! Dobrze, że wróciłam do Mojego Czucia Majowego, to mi uświadomiło, że nie mogę się poddać, że Słońce zaświeci, że jeszcze będę się śmiała, a jeśli płakała to ze szczęścia. I tylko tyle. Znowu będę się karmiła, żyła i śniła Miłością. Na razie na powrót wpędzam się w stan anoreksji, ale wiem, że gdybym zwiększyła ilości jedzenie skończyłoby się to bulimią. Dlatego ograniczam się do kilku czereśni, jogurtu i soku z marchewki.

Kocham...

 

 

alexbluessy : :
lip 10 2004 Ukarać. Płakać. Wytrzymać...
Komentarze: 1

Miotam się. Czasem czuję się jak zwierzę zamknięte w ciasnej klatce, jakby ściany i sufit miały mnie przygnieść. To jakiś specyficzny rodzaj klaustrofobii. Wściekam się. Oprócz wieczornej wiadomości od Eśka, w której napisał, że on Wierzy i tak dalej dostałam od niego e-maila. Krótkiego, bo krótkiego, ale ważne, że dostałam, right??? Tylko nie umiem się nim cieszyć. Po prostu nie umiem. Na powrót doszukuję się problemów tam, gdzie ich nie ma. Bo tego jego smsa zachowałam i od wczoraj przeczytałam go kilkanaście razy. Za pierwszym razem nawet się uśmiechnęłam, pomyślałam, że to dobrze, że chociaż on nie traci nadziei. Ale potem... potem pomyślałam, że Esio to egoista. Bo on wierzy, mówi, że bez wiary w lepsze i w nas nie wytrzymałby tam i tak dalej. A czy on pomyślał o mnie??? Jak ja się czuję??? Czy pomyślał o tym, że zostałam tutaj całkiem sama ze swoją tęsknotą, czekaniem, wątpliwościami??? Wiem, że jego rodzina i przyjaciele też na pewno tęsknią, myślą, martwią się. Ale oni mają siebie nawzajem. A ja zostałam sama i na dobrą sprawę nikt, kto nie był w podobnej sytuacji, nie jest w stanie mnie zrozumieć. Dlatego czuję ból, zniechęcenie, zwątpienie. Dlatego tego smsa odczytuję tak, że jemu ta wiara jest potrzebna do tego, żeby tam jakoś egzystować. Żeby się nie załamać. Żeby trzymać się tej wiary i nadziei, że tutaj jest ktoś, kto na niego czeka i że ma do kogo wrócić. W porządku, ale co ze mną??? Komukolwiek bym nie opowiedziała, a już nikogo nie mam sumienia zadręczać swoimi paranojami, nikt nie jest w stanie mnie zrozumieć. Nie umiem tego opisać, co tak naprawdę dzieje się we mnie, w środku. Żadne słowa tego nie wyrażą. Może panikuję, może przesadzam, może wmawiam sobie coś, czego nie ma. Ale już nie wytrzymuję. Czuję coraz większe zmęczenie całą sytuacją. A komu to powiem???

I myślę, że być może podświadomie chcę kogoś ukarać. Tylko kogo i za co??? Eśka za to, że pojechał na tak długo i na dobrą sprawę nie wie kiedy wróci (na razie wiadomo tyle, że wróci na pewno)??? Siebie za to, że wplątałam się w związek być może z szansą na znalezienie szczęścia, ale jednocześnie przypłaciłam to czekaniem, tęsknotą i zwichrowaniem psychiki??? Mam ochotę kląć jak szewc, albo jeszcze gorzej. Mam ochotę obrzucić obelgami każdego, kto się nawinie. Dlatego zwijam się w kłębek i idę spać. Przy okazji wytracam czas. Zapytam raz jeszcze. Kogo chcę ukarać i za co???

.........................................................

Zmęczona tym wszystkim na sesję postanowiłam pójść na nogach. Nie naszłam się zbytnio bo cieniutki rzemyczek w moich ulubionych klapkach przerwał się i nie pozostało mi nic innego jak wsiąść do tramwaju i pojechać na spotkanie z panem fotografem. Na miejscu byłam przed czasem, popatrzyłam jak facet robi zdjęcia jakiemuś niespełna rocznemu brzdącowi. A potem przyszła kolej na mnie. Kurcze, nie umiem uśmiechać się na zawołanie, zupełnie mi ta sztuka nie wychodzi. Podziwiam tych, którzy pozują do zdjęć na co dzień i jest to ich chleb powszedni. W ciągu pół godziny miałam 60 zdjęć z czego musiałam wybrać 20. Nawet nieźle wyszły. Nie wiem czy to podświadomość, czy przyzwyczajenie, ale wybierałam chyba głównie te, gdzie byłam w swoich własnych okularach. 15 lat noszenia szkieł robi swoje, ale ja je lubię i myślę, że nie zdecydowałabym się na soczewki kontaktowe. Anyway, za tydzień mam odebrać płytkę ze zdjęciami, która będzie już dla mnie. No i git. A za tydzień, albo dwa cały dzień...

Po przyjściu do domu obejrzałam „Bezsenność” z Alem Pacino, ale chociaż moja mama twierdziła, że ona chciała ten film obejrzeć chce bardzo to według mnie nie jest to szczyt możliwości. Jakiś dziwny, a może tylko mi się tak wydaje bo pogoda ogólnie nasennie działa. Co zresztą doskonale mogę sprawdzić na sobie jako że w zasadzie kilka godzin przeleżałam pod kocem nie myśląc o niczym. Posiliłam się tylko 15 dag-i ciastek kruchych z czekoladą i pół kilogramem czereśni. I zaraz znowu idę spać. Chce tylko spać, nic więcej. Wiecie, gdzieś tam nieśmiało zaczyna kiełkować jakieś jasne ziarenko. A może po prostu czarne chmury zaczynają się rozpraszać. Może lepiej nic nie powiem bo jeszcze zapeszę. Teraz stwierdzę, że jest względnie w porządku, a za kilka godzin albo jutro znowu zacznę biadolić o tym jak bardzo, jak mocno i tak dalej.

Myślałam, że kąpiel mi pomoże. Napuściłam do wanny gorącej wody, dosypałam kwiatowej soli z minerałami co to podobno nie wysusza skóry, nawilża i inne takie bajery. Przez chwilę było lepiej. Do czasu kiedy nie zadzwonił Esio. Niby normalna rozmowa, niby nic takiego, czułe słówka jak zwykle, co u mnie, co u ciebie. Niby nic. A jednak. Ten głos... tak dobrze znany, pamiętany, słyszany w głowie nie raz, a jednak daleki i jakby obcy. Mam już tego dość!!! Serdecznie dość!!! W co ja się wpakowałam???!!! Do jasnej cholery po co ja czekam, na kogo???!!! Już nie wyrabiam... Zastanawiam się tylko dlaczego ja nie zapytam się go wprost kiedy wraca, albo dlaczego wprost mu nie powiem jak się podle czuję. Ale ja wiem dlaczego. Bo się boję odpowiedzi. Boję się tego, że okaże się, że jeszcze będę musiała poczekać. A ja już mam dość!!! Już nie umiem sobie z tym poradzić zwyczajnie. Po rozmowie z Eśkiem rozpłakałam się, ale tym razem tak, że aż Ł., mimo grającej u niego i u mnie muzyki, usłyszał i przyszedł spytać co się stało. A ja spazmowałam i tyle. Co tu ukrywać, przelało się. Usiadłam na oknie, kolejny raz zastanawiałam się jakby to było polecieć, albo zasnąć, ale tak bardzo twardo. Połknąć coś, co pomaga w zasypianiu i przespać chociaż kilka dni. Kilka dni byłoby z głowy, zresztą ja zrobiłabym wszystko żeby nie myśleć. Do jasnej cholery żeby nie myśleć i żeby było o te kilka dni bliżej. Jestem wściekła, mam ochotę wrzeszczeć, tupać, wyrywać sobie włosy żeby zagłuszyć Ten Ból. Bo dzisiaj Uderzył i to tak silnie, jak nigdy wcześniej. Czuję go w każdej cząsteczce, Boli, tak bardzo boli. Na moim biurku stało zdjęcie Eśka w ślicznej, zrobionej przez E., ramce. Pogięłam je, mało brakowało a bym je podarła. Prawdę mówiąc miałam to ochotę zrobić już wczoraj ze wszystkimi zdjęciami Eśka. Zdjęcie z biurka zgniotłam i rzuciłam w najdalszy kąt. Qrwa mać!!! Co się ze mną dzieje???!!! Przecież tak może zachowywać się ktoś, z kim właśnie partner zerwał. A ja usłyszałam coś zupełnie odwrotnego przez telefon dzisiaj. Poza tym mam ten komfort, że wiem, że on wróci. Pytanie tylko kiedy. Dlaczego nie napiszę mu: „albo wracasz, albo koniec. Nie mogę tak dłużej.”, albo: „ nie mam już siły, nie wytrzymam tego. boję się, że mogę sobie coś zrobić...”. Dlaczego mu po prostu czegoś takiego nie napiszę??? Bo mam rozum, bo jeszcze nad sobą panuję (choć jak widać po dzisiejszej akcji „zdjęcie” jest coraz trudniej), bo... No właśnie dlaczego???

ZWYCZAJNIE MAM DOŚĆ!!! Czy ja jestem normalna???!!! Czy ta osoba, która to pisze to ja??? Przecież to się nadaje na „Fatalne zauroczenie 2”. Nie, no bez sensu bo ja wiem, że Esio to bardzo „ za mną” jest, a nie tak jak Michael Douglas nie pałał sympatią do Glenn Close. Bez sensu... Nie wiem co się ze mną dzieje, co mnie opętało. Najchętniej (i chyba to będzie najlepsze, co mogę zrobić) pójdę spać. Zwinę się pod kocem, postaram się zapanować nad sobą. Nie zapanuję nad płaczem, ale nad myślami może trochę chociaż. Esio mówił, że zamilkłam, ze e-maile rzadko piszę. A co ja mam mu napisać??? O swoich paranojach, żeby mu się jeszcze pogorszyło. On i tak przeżywa ten wyjazd, po co mam mu dokładać jeszcze od siebie. Ale będę teraz wredna, ale powiem, że ma, co chciał. Nikt mu jechać nie kazał. I po co??? dla kilku groszy??? Bez sensu...

Idę spać. Tylko to mi zostało. Pa.

 

alexbluessy : :
lip 10 2004 Felieton.
Komentarze: 0

 Felieton Andrzeja Poniedzielskiego – „Zwierciadło” maj 2004 

Miłość... niejedno ma imię. Mawia się. a kłopot cały nie w słowie „miłość”. I nie w słowie „imię”. Ani też w słowach „niejedno” i „ma”. W trzech kropkach – łączących i dzielących jednocześnie dwie części tego zdania – drzemie cała jego dramaturgia. Tam śpią nasze wyśnienia, naczytania się, zapatrzenia, zaufania. Tam logistyka naszych przedmiłośnianych działań zaczepnych. Nasza fosa, palisada, most zwodzony i tajna droga ucieczki. Tam drzemią nasze „śpiące królewny” i „książęta zbajkowi”. Tam cały nasz „zestaw wypoczynkowy”. – naszych marzeń, wyobrażeń. Naszych MNIEmań i doMNIEmań – na JEJ/JEGO – temat...

...Bo ON to powinien Wymawiać Jej imię przesadnie wyraźnie A jakby we śnie I jeszcze powinien  Po wódce czy winie Ją kochać Tak samo jak przed I winien być winien Jak szczebel w drabinie – Co miał tutaj być A nie ma go, bo pękł

... A ONA powinna być smukła jak rynna Acz dudnić powinna ciut mniej W miłości nagminna Być winna I czynna Jak stacja benzynowa Czy sklep I zimna i ciepła Jak wiosna przedwczesna A czasem tak tęskna Jak step

...Tak... Oni powinni... Powinni być winni

PS(S) Nie zdążysz zrobić tabelki – Powinien, Powinna/Ma Bo miłość Gdy Choćby muśnie To za jeden uśmiech Pokochasz Od zaraz Do ostatniego dnia

.................................

Piękne... A Esiątko ma piękny uśmiech... Odpływam... I we łzach tonę.

alexbluessy : :
lip 09 2004 Zwątpiłam.
Komentarze: 0

Zwątpiłam. Tak po prostu, w ciągu kilku godzin. Zwątpiłam. Czy to ma sens??? Czy ja mam siłę??? Że chcę to wiem na pewno. Ale czy mam jeszcze siłę, tego nie wiem. Dostałam smsa. Esio pisze, że jest trochę chory, że po pracy pada z nóg, że tęskni, że przesyła buziaki, że ma nadzieję, ze u mnie wszystko w porządku.

No a u mnie nie jest w porządku. O czym lojalnie go poinformowałam. Napisałam, że jest mi smutno, że zwątpienie mnie ogarnęło i że psychika mi siada generalnie. Niedługo potem dostałam odpowiedź: „Nie martw się kochanie będzie wszystko ok. wystarczy uwierzyć. Tęsknię za tobą, pamiętaj o tym. Potrzebuję cię, o tym też pamiętaj. Buziaki. I uśmiechnij się.” To ja odpisałam: „A Ty wierzysz??? Bo to łatwo jest powiedzieć „wystarczy uwierzyć”. Jest tyle cieni i chmur i mgieł w pejzażach ziemi wokoło mnie. Jest mi źle, jest mi smutno. I wątpiąco też mi jest. Idę spać. Trzymaj się ciepło” Mogłam jeszcze dopisać to, co w sercu noszę. Czyli „wracaj bo już nie mogę tak dłużej”, albo „jeśli nie wrócisz to koniec będzie. Bo ja już nie mam siły dłużej czekać chociaż chcę”. Ale ostatecznie nie napisałam tak. Teraz myślę, że chyba dobrze zrobiłam.

I znowu łzy. I znowu to uczucie się we mnie pojawia. Ciepło dla Tego Chłopaka, którego już tak długo nie ma, a który powinien być przy mnie. Łzy... Ciepło... Łzy... Ciepło... Można by wróżyć jak z gałązek akacji, co spadnie ostatnie wygrywa. Zadzwoniłam do A. Trochę po rozmowie z nią mi się polepszyło, ale nie do końca. moja przyjaciółka powiedzmy sobie szczerze umiejętnie zasiała we mnie ziarenko niepewności.  Jej chłopak też kiedyś wyjechał na kilka miesięcy, a potem wszystko się między nimi popsuło. Fakt, że ten chłopak to według mnie jakiś mało dojrzały był, nie bardzo wiedział czego chce, powiedział A., że się zmienił i że nie mogą już być razem. To było ze 3 lata temu. A. mówi, że ja mam to szczęście, że mam dorosłego chłopaka (raptem rok starszy ode mnie) i że ze mną nie musi być tak, jak z nią. Zwątpiłam.

Wobec tego dlaczego wciąż potrafię uśmiechać się do Wspomnień z Tamtych Dni??? Dlaczego na przemian płaczę i się śmieję ??? Dlaczego wątpię, a zaraz zaczyna okropnie mocno wierzyć??? Ktoś znowu powie, że zadaję pytania na które nikt nie zna odpowiedzi. Umówmy się wobec tego, że są to pytania rzucone ot tak w przestrzeń, nie potrzeba na nie odpowiadać.

Dostałam też list. Rozwiał złudzenia na to, że mogę być studentką etnologii. Może to dobrze??? W zasadzie co można po czymś takim robić, chyba tylko naukowo pracować. Choć nie powiem, ze studia na pewno nie są ciekawe i że naukowo nie chciałabym pracować, ale na etnologii to niekoniecznie. Tak, jakbym przeczuwała, że coś się stanie. Hm, mam tylko nadzieję, że jutrzejsza sesja uda się bez żadnych przygód. E. niestety nie może ze mną pójść bo wyskoczył jej jutro pogrzeb sąsiada. Esio też jeszcze nic nie wie. I na razie nic mu nie powiem.

Esio... Moja Opowieść... Jakie plany na wieczór??? Zaległe numery „Zwierciadła”, melisa z pomarańczą na uspokojenie i dobry sen. A potem mam nadzieję kolorowe sny. Jeszcze posłucham moich piosenek „do kołysania”. Pochlipię pewnie, tylko proszę, nie mówcie, że sama wpędzam się w przygnębiająco-wątpiący nastrój. Nie robię tego celowo, to samo jakoś wychodzi... Zresztą ostatnio niewiele mi potrzeba, żeby z samej góry spaść na sam dół. Nastrojów oczywiście.

Boję się. Boję się, że pójdę za kilka tygodni na dworzec, a z autobusu wysiądzie obcy człowiek. Że stanę przed nim i zapytam „kim jesteś???”. Że to, co było, że to co jest teraz to tylko złudzenie. Że to się nie działo i nie dzieje. Że mam początki schizofrenii...  Nie mam już siły...

....................................

(jakiś czas później) Dostałam wiadomość: „Wiara w lepsze i w nas to jedyne co mnie cieszy. Bez tego nie wytrzymałbym tutaj. Jesteś moją nadzieją na lepsze Kochanie. Buziaki. Ja Wierzę!!!”

Wiem, że mówi to szczerze. Na tyle go znam. To może wobec tego ja też powinnam zrobić jeszcze jeden wysiłek i nie tracić sił. Zrobić do dla niego (żeby go nie zawieść), zrobić do dla siebie (żeby nie stracić szczęścia, a przynajmniej szansy na nie) i w końcu zrobić to dla nas (dla mnie i dla niego). Może... Jak ktoś, kiedyś powiedział: jest tyle może i nic na pewno. Idę płakać.

 

alexbluessy : :