Komentarze: 0
Właściwie miałam dzisiaj nie pisać. Cały dzień byłam w pacy. Pogoda taka, że najlepiej byłoby przespać cały dzień. Albo zaszyć się w jakimś kąciku z kocykiem na plecach i aromatycznym grzańcem w dłoni. I czytać..... Czytać........ Czytać...... W taki dzień jak dziś najlepiej poezję. Albo nie czytać tylko słuchać muzyki. Tylko jakiejś bardzo nastrojowej... Oczywiście najlepiej jeśli nie słucha się, czy czyta, w pojedynkę. Ale jak nie można inaczej co zrobić.
Odbiegłam od tematu. Wróciłam po całym dniu taka zmęczona, że nie miałam ochoty z nikim gadać tylko od razu po przyjściu do domu zaszyłam się w swoim pokoju. I zaczęłam się bezmyślnie bawić Internetem. Zajrzałam do księgarni i po dłuższej chwili przeglądania pozycji nie kupiłam nic. Nawet coś tam włożyłam do koszyka, ale ostatecznie nie zdecydowałam się na żaden zakup.
Z. wysłał mi jakąś piosenkę. E-mailem. Natrudził się przy tym trochę bo musiał założyć nowe konto i pociąć ją na kawałki. A ja nie umiem jej odczytać. Znaczy złożyć jej nie potrafię. Bo nie umiem się Winzip-em posługiwać. Ale ze mnie komputerowiec od siedmiu boleści. Szkoda, bo bardzo chciałabym posłuchać co to takiego. Szkoda........
Wczoraj H wrócił z domu. I dziś wyjechał. Ale zanim wyjechał to wczorajszego wieczora odbyliśmy miłą pogawędkę. Na gg oczywiście. Ja się trochę zdołowałam, potem zaczęliśmy się przepraszać nawzajem aż w końcu zaczęliśmy słuchać Anny Marii Jopek. On u siebie, a ja u siebie. W ogóle się jakoś tak dziwnie zrobiło.... Dziwny stan. Aż nie mogę się powstrzymać żeby go nie nazwać wstrzemięźliwą nastrojowością. Nie powiem miło się rozmawiało. Ale... (Czy zawsze musi być jakieś ale???) Z H. to w ogóle jest dziwna sprawa. Znamy się niewiele ponad miesiąc. H. jest jednym z moich wirtualnych znajomych... Tak wirtualnych... Pamiętam, że wtedy, tamtego dnia, wpadłam w potworny dołek. I znalazłam H. Potem wciągnęłam do swojego świata... I To znowu ja...
Tak więc po lekkim relaksie przed komputerem postanowiłam iść pod prysznic. Gorący. To mi zawsze pomogło. Tym razem nie było inaczej. Wyszłam z łazienki nieco odprężona i mniej zmęczona. Za to w nastroju do słuchania nastrojowych piosenek w stylu A.M. Jopek, Natalie Cole i im podobnym. W nastroju do zapalenia świeczki i odleceniu na różowych chmurkach. Wczoraj mi się trochę rozwiały.... Ale powoli zaczynają wracać.
Zapalam więc świeczkę. O zapachu grapefruita. Włączam muzykę i odlatuję do mojego świata...