Komentarze: 10
Z głośników dość głośno płynęły „Białe żagle” Martyny Jakubowicz, kadzidełko o zapachu Słońca dawało przyjemny aromat. Rozmowa telefoniczna z Mamą, Najlepsiejszym Bratem i Tatkiem wysuszyła łzy. W lipcu zjawią się mężczyźni, Mama przyjedzie w sierpniu. Już spokojniejsza nuciłam „Białe żagle”, i nagle telefon:
Ja: tak, słucham
E: cześć buczuś, buczy buczek jeszcze?
Ja: buczy
E: bo ja właśnie jadę do buczka
Ja: aha...
E: mam nie jechać?
Ja: nie no, jak już się wybierasz to jechać (w domyśle :])
Po chwili:
E: Bo wiesz, przypomniało mi się, że nie wypiliśmy urodzinowego winka i przywiozłem takie, jak lubisz (w domyśle: takie, jakie lubimy)
Ja: ale ty kochany jesteś... a coś ty się tak wypachnił???
E: no jak to? do dziewczyny swojej jadę to się wypachniłem...
Ja: :o)
I siedzieliśmy na balkonie jedząc lody i wino popijając. Rozmawialiśmy o zbliżającym się wyjeździe, o wycieczkach, jakie sobie będziemy tam robić. Było tak cicho i spokojnie. Wygoniły nas do mieszkania stworzenia z gatunku latająco-bzyczących, których oboje nie bardzo lubimy.
A potem to już w ogóle zapomniałam, że Ł. jest za ścianą.
I kurcze, on mnie chyba naprawdę kocha...