Archiwum grudzień 2005


gru 20 2005 A.B.C.
Komentarze: 10

Rozłożyła mnie żołądkowa grypa, wczorajszy wieczór to jakiś koszmar był – a może ja już zapomniałam jak to jest być chorym, bo ostatnio nawet krwotoków z nosa nie mam. Nawet Kociątko chyba wyczuło, że jest coś nie tak, bo nie wariowało, przespało całą noc i nawet miałam wyrzuty sumienia, że się wiercę i kręcę.

Efekt wiercenia??? Czuję się połamana i jakaś rozbita. Ale przynajmniej lepiej się czuję.

 

Wczorajszy dzień to w ogóle był jakiś taki bez sensu. Myślałam, ze pojadę do Hali Targowej i kupię prezent dla Brata, ale pech chciał, że już akurat wymyślonych przeze mnie kulek Newtona nie było. Zeszłam pół miasta – bezskutecznie. W końcu zrezygnowana kupiłam jakiś tandetny zegar w kształcie opony z wahadłem w kształcie kół zębatych. Zawinęłam w papier, zapomniałam wyjąć baterię i się wkurzałam, że mi tyka.

 

...A potem dostałam sms od AVONu, że paczki będą jutro, ze jest jakieś opóźnienie. No nic, może jakoś z pomocą Eśka zdążę zawieźć jednej pani zamówienie jeszcze przed świętami. Mama Ukochanego napisała, że mam się nie przejmować, ze nic się nie stało. Ale strasznie nie lubię takich niewygodnych sytuacji.

 

Muszę jeszcze wyskoczyć do sklepu, bo w czwartek mam jechać do rodziców Ukochanego, pożegnać się przed świętami i chcę im zawieźć piernika. Do tego postanowiłam naszpikować goździkami pomarańczę i owinąć ją w celofan – tylko ciekawe, czy można w kwiaciarni kupić jego arkusz...

 

Dzisiejszy dzień spędzę na jogurtach i ryżu a jabłkami. Hm, a ja mam taką ochotę na wino – w towarzystwie Ukochanego, przy waniliowym kadzidełku, jakiejś smętnej muzyce...

Cudnie jest się obudzić w nocy, i znaleźć sms o tym, że „kocham i że jest na zawsze mój...” Hm, pomyślałam, że w styczniu wybiorę się na Targi Ślubne – z Ukochanym czy bez, pójdę.

Tymczasem czekam już na sylwestrowy wyjazd i szusowanie... Może w tym roku będę bardziej wytrwała...

 

alexbluessy : :
gru 16 2005 X.Y.Z.
Komentarze: 4

To znowu nie ja usłyszałam to pytanie. To tylko kolejna koleżanka z roku przyszła szczęśliwa na uczelnię...

A mój Ukochany jedzie jutro z przyjacielem poszaleć na czeskim stoku.

I nie przestanę płakać. Wcale nie chcę. Tak naprawdę to czuję się samotna, bez nikogo, komu mogłabym się wypłakać, kto by zrozumiał... A uczucia coraz silniej się we mnie odzywają. Czuję się zawiedziona...

 

Idę się jutro dosłońcować.

 

alexbluessy : :
gru 16 2005 W miarę O.K.
Komentarze: 1

...Anioły poprosiły mnie, żebym bardziej żyła w kategoriach „tu i teraz”, bo przyszłość też się w takich kategoriach tworzy.

Mają rację, rzeczywiście karta, którą się wyciąga z talii nie jest przypadkowa. W końcu mam swoje Karty...

 

Spałam spokojnie. Może tylko jeden sen, o spadającym helikopterze (zabrakło mu paliwa, nikogo nie było na pokładzie, spadł tuż przy domu moich dziadków – wielkiego wybuchu czy pożaru nie było) obudził czujność – zwłaszcza, że Ukochany jedzie jutro z O. na narty. Kazałam na siebie uważać, puszczać sygnały, że wszystko okej i zabroniłam oglądać się za narciarkami.

 

Poza tym wyrzuciłam z siebie to, co mnie gnębiło. Nie od razu wszystko, po kawałku. Ale najważniejsze, że powiedziałam to, co najważniejsze. Płakałam, płakałam, płakałam. A potem zasnęłam. Spokojnie, choć nie od razu,  a on tak mnie przytulał...

Co prawda, wizyta u psychologa i tak jest chyba nieunikniona, ale już mi lżej, chociaż ja mówiłam, on tylko słuchał.

 

Pada, nic się nie chce. Człowiek by tylko spał. Zapaliłam słoneczne kadzidełko, po 13tej muszę jechać po skierowania na Sylwestra, a potem na zajęcia. Wrócę około 20tej, obejrzę „Okup” (po raz nie wiem, który), jutro wstanę i będę przeżywać dzień – byle do wieczora.

 

Jutro wieczorem mój świat się zarumieni...

 

alexbluessy : :
gru 11 2005 Strefy.
Komentarze: 3

Coraz bliżej do podjęcia ostatecznej decyzji o wizycie u psychologa. Sama nie umiem sobie pomóc, poradzić z natłokiem natrętnych myśli. Ze swoimi chciejstwami, pragnieniami, marzeniami, rozczarowaniami też nie.

Znalazłam już nawet Centrum Psychologiczne, a Koleżanka dała namiar na, podobno dobrą, psycholog.

Ciągle czekam na Karty... A one nie przychodzą...

 

...Zbierałam się w sobie, byłam gotowa wszystko wyrzucić z siebie, nie udało się. Może ja się za bardzo angażuję w jakąś wizję swoją, i stąd późniejsze rozczarowania??? Bo, jak zwykle, coś zobaczyłam, do czegoś się uśmiechnęłam, a wyszło zupełnie inaczej.

A ja najzwyczajniej boję się, że coś się stanie i nigdy nie spełnię się jako Matka i Żona. Boję się, bo Czas ucieka. To wszystko, to ciągle jedynie strefa marzeń, strefa (nie)doczekań, (nie)uwierzeń.

Zdarza mi się wątpić czy czekanie ma sens, czy kiedyś sen się spełni... Może mam w sobie za duże pokłady uczuć, przeczuć, odczuć??? A to źle, że marzy mi się gotowanie obiadków, patrzenie jak rośnie Maleństwo???

 

Czuję się rozczarowana tym, co się dzieje ze mną. Nie umiem zmusić Ukochanego, żeby usiadł i posłuchał, żebym mogła się uwolnić. Czasem, co jest głupie i niezrozumiałe, celowo nic nie mówię. Zupełnie, jakbym się bała jego reakcji.

A przecież jego wczorajsze słowa: „obiecaj, że już nigdy nie będziesz smutna. Nie chcę żebyś była smutna tak, jak wczoraj na przystanku” mówią (a przynajmniej powinny) mówić same za siebie. A ja się obawiam...

 

Natręctwo myśli i lękowość stanów doprowadziły, że czuję wyrzuty sumienia z powodu sylwestrowego wyjazdu. B. mnie opieprzyła i mówi, że mam tak nie myśleć, że ten wyjazd mi się należy. A rachunki, a zaległość w spółdzielni???

Czekam już na Nowy Rok. Może jakieś nowe pomysły przyjdą mi do głowy na wyjście z impasu, może jakieś nowe rozwiązania, możliwości się pojawią...

 

 

 

 

alexbluessy : :
gru 08 2005 PLN. PLN. PLN.
Komentarze: 3

Zasnęłam całkiem spokojnie, zwłaszcza po miłym telefonie i smsie.

 

Obudziłam się nie bardzo rześka, ale przymus doczytania Dostojewskiego zwyciężył. Dzwonek do drzwi, gospodyni domu podała rozliczenie czynszu – do zapłaty 106 złotych. Brawo, czyli pozostała część pójdzie na opłacenie zaległości. Zerknięcie na dół wydruku i porażenie prądem – zadłużenie ponad 1000 złotych. Cała zaczęłam się trząść, wyszukałam dowody wpłat i poszłam pogadać z sekretarką (dobrze, że biuro Spółdzielni jest niemalże w tym samym budynku) – rzeczywiście błąd, nie uwzględniła ostatniej wpłaty. Zawsze to 500 złotych mniej...

 

Będę musiała się spiąć i problem jakoś rozwiązać. Na razie nie mam siły główkować, mam wrażenie, że ciągnę ostatkiem sił psychicznych muszę się doładować. Muszę wyjechać, jeszcze 2 tygodnie...

 

Tymczasem boję się siedzieć w domu, podskakuję na dźwięk telefonu, żeby czasem czegoś jeszcze nie usłyszę. Skrzynkę na listy też najchętniej bym omijała szerokim łukiem, albo przynajmniej udawała, że jej nie widzę.

I jeszcze zęby... W dwóch przydałoby się wypełnienie zrobić, w jednym trzeba wstawić koronkę – 600 złotych. Mama powiedziała, że pomoże, ale i tak będę musiała w styczniu od Rodziców pożyczyć żeby przed 1 lutego zapłacić za studia. Zęby... Ostatnio mój ulubiony doktor K. Poinformował nas, że jemu brakuje pięciu i jakoś żyje. A facet dopiero po 30-stce najwyżej... Trochę mnie pocieszył...

 

Zaraz po sesji, od połowy lutego zaczynam szukać pracy. Latem egzaminów będzie już mniej – tylko trzy, i łatwiejsze. A i czasu trochę więcej. Jakoś dam radę. Będę musiała.

Przydałyby mi się teraz te Karty Anielskie, na które czekam. Niech tylko je dostanę...

 

A może wykorzystać kredyt studencki i pod niego jakąś pożyczkę wziąć w banku... Może wyszłabym w ten sposób na prostą....

 

A tak poza tym to niech się dzieje, co ma być. TFUUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!!!!

 

alexbluessy : :