Komentarze: 3
Zasnęłam całkiem spokojnie, zwłaszcza po miłym telefonie i smsie.
Obudziłam się nie bardzo rześka, ale przymus doczytania Dostojewskiego zwyciężył. Dzwonek do drzwi, gospodyni domu podała rozliczenie czynszu – do zapłaty 106 złotych. Brawo, czyli pozostała część pójdzie na opłacenie zaległości. Zerknięcie na dół wydruku i porażenie prądem – zadłużenie ponad 1000 złotych. Cała zaczęłam się trząść, wyszukałam dowody wpłat i poszłam pogadać z sekretarką (dobrze, że biuro Spółdzielni jest niemalże w tym samym budynku) – rzeczywiście błąd, nie uwzględniła ostatniej wpłaty. Zawsze to 500 złotych mniej...
Będę musiała się spiąć i problem jakoś rozwiązać. Na razie nie mam siły główkować, mam wrażenie, że ciągnę ostatkiem sił psychicznych muszę się doładować. Muszę wyjechać, jeszcze 2 tygodnie...
Tymczasem boję się siedzieć w domu, podskakuję na dźwięk telefonu, żeby czasem czegoś jeszcze nie usłyszę. Skrzynkę na listy też najchętniej bym omijała szerokim łukiem, albo przynajmniej udawała, że jej nie widzę.
I jeszcze zęby... W dwóch przydałoby się wypełnienie zrobić, w jednym trzeba wstawić koronkę – 600 złotych. Mama powiedziała, że pomoże, ale i tak będę musiała w styczniu od Rodziców pożyczyć żeby przed 1 lutego zapłacić za studia. Zęby... Ostatnio mój ulubiony doktor K. Poinformował nas, że jemu brakuje pięciu i jakoś żyje. A facet dopiero po 30-stce najwyżej... Trochę mnie pocieszył...
Zaraz po sesji, od połowy lutego zaczynam szukać pracy. Latem egzaminów będzie już mniej – tylko trzy, i łatwiejsze. A i czasu trochę więcej. Jakoś dam radę. Będę musiała.
Przydałyby mi się teraz te Karty Anielskie, na które czekam. Niech tylko je dostanę...
A może wykorzystać kredyt studencki i pod niego jakąś pożyczkę wziąć w banku... Może wyszłabym w ten sposób na prostą....
A tak poza tym to niech się dzieje, co ma być. TFUUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!!!!