Komentarze: 3
Obudziłam się niewyspana i chora. Że niewyspana to nie nowość – jak zwykle ostatnio bywa „coś” obudziło mnie tuż po 4. Trochę podrzemałam, ale nie było szans na głębszy sen. Dlaczego tak się dzieje??? Poza tym przeczuwam nadejście „guli”. Czymś się denerwuję – muszę znaleźć tego powód. Mam trochę czasu na myślenie. Może zmęczenie spowodowane niewyspaniem procesowi myślowemu raczej nie sprzyja, ale ja spróbuję wykrzesać w sobie trochę sił. A czemu chora??? Najzwyczajniej w świeci musiało mi coś zaszkodzić. Najprawdopodobniej wczorajsze lody – wydawały mi się podejrzane.... Teraz to już i tak „po ptokach” jak mówi moja mama. Się zatrułam i muszę swoje pocierpieć. To i tak nie wiele – spodziewałam się, że po wczorajszej „rozpuście” będzie znacznie gorzej. Widocznie nie dane mi poznać czym jest kac – oczywiście nie mówię, że chcę i muszę poznać koniecznie jego smak. Z. twierdzi, że boli głowa, dziś rano mnie bolała... Ale nie, to na pewno nie to. Od rana – czyli mniej więcej od 6 – zdążyłam obejrzeć 2 filmy. Jeden durny, drugi trochę mniej. Pierwszy to „E=mc2” polska komedia (o dziwo nawet śmieszna), a drugi to „Moje wielkie, greckie wesele” – komedia romantyczna. Nie bardzo pasuje mi ten gatunek, ale nawet wytrzymałam...
Jeść nie mogę, piję tylko miętowe herbatki. I tak ma być cały dzień??? Albo i dłużej (tfu tfu)??? Dzwoniła B. czy na dwa dni mogłabym do niej pójść posiedzieć z T. Nie wiem. Na razie powiedziałam, że się fatalnie czuję i nie wiem jak będzie jutro. Mam zadzwonić dziś wieczorem. Siedzę sobie w cieplutkich skarpetkach, w cieplutkiej bluzie przykryta jeszcze kocem i jest mi zimno. Muzyki nie mam ochoty słuchać, czytanie też nie idzie, a palce gubią się na klawiaturze i nie trafiają w te klawisze, w które powinny. Śnieg za oknem sypie. Pies sąsiadów szczeka, „(...)a ja leżę i leżę i leżę i nikomu nie ufam i nikomu nie wierzę. A ja czekam i czekam i czekam(...)
..............................................
Mój dzień powoli dobiega końca. Nie wiem jak mogłabym go podsumować. Większość czasu spędziłam w łóżku z kubkiem gorzkiej herbaty. Nawet nie czytałam. Dopiero po południu siadłam przed komputerem. Lepiej – się poczułam. Jutro idę do pracy na cały dzień i prawdopodobnie noc. A potem jeszcze pół dnia. Niezły maraton się szykuje. Ale wytrzymam...
Od jutra zaczynam szukać ogłoszeń o kursach tańców etnicznych. Od jakiegoś czasu o nich myślę i postanowiłam się na taki kurs zapisać. Tańce irlandzkie, celtyckie, szkockie... Nigdy nie wiadomo kogo się spotka, prawda??? Postanowiłam wyjść do ludzi, rozkwitnąć trochę... Cokolwiek to znaczy. J
A poza tym to będę z niecierpliwością i ciekawością czekać środowego wieczoru. Jestem ciekawa bardzo co Z. wymyślił. Miła niespodzianka, hm... To może oznaczać wszystko... Intrygujące.... Bardzo intrygujące... Swoją drogą to też pewnego rodzaju fenomen. Rozmawiasz z kimś on-line prawie pół roku, od jakiegoś czasu znasz jego (jej) głos – ale nigdy go (jej) nie widziałeś(aś). I teraz ta osoba robi ci niespodziankę, w dodatku bardzo miłą – jak twierdzi – dreszczyk emocji i oczekiwania się pojawia. A jednocześnie przepełniają cię jakieś pozytywne, ale dziwnie pozytywne myśli... Trochę jak w „Samotności...”. Tylko jedno mnie zastanawia. Dlaczego TO ma się stać akurat teraz??? Z. TO postanowił jakiś miesiąc temu... Cały czas trzymał język za zębami aż tu nagle dzisiaj BOOM. Jestem w szoku. POZYTYWNYM!!!
A tak jeszcze w temacie Wurtualności i NieWirtualności pozostając. To powiem z ręką na sercu, że kusi mnie – bardzo kusi – żeby wyjść z ram Wirtualności. I tej Internetowej i tej Telefonicznej. „Bardziej Sprzyjające Okoliczności Przyrody” nigdy nie nadejdą... Ale nie można. Coś by pękło, coś by bezpowrotnie odeszło. Szkoda by było. Musi zostać tak, jak jest. Trochę jest przykro, trochę bezsilnie. Trzeba pogodzić się z tym, że to jest część Wirtualnego Świata. Ze wszystkimi jego pokusami i radościami, które daje. Wirtualność nie stanie się Rzeczywistością. Nigdy. Przynajmniej dla mnie – jak sądzę. Co wcale nie znaczy, że nie można użyć WYOBRAŹNI, prawda???
Kończę Moi Drodzy! Kolorowe sny niech do WAS na różowych chmurkach przypłyną. Do mnie chmurki jeszcze nie wróciły – wciąż czekam... Może wkrótce... Do jutra. Trzymajcie kciuki żebym wytrzymała. Papa.