Archiwum 22 kwietnia 2004


kwi 22 2004 zielono mi...
Komentarze: 2

Zielono mam w głowie i fiołki  w niej kwitną,

Na klombach mych myśli sadzane za młodu,

Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną

I które mi świeci bez trosk i zachodu.

Obnoszę po ludziach mój uśmiech, i bukiety

Rozdaję wokoło i jestem radosną

Wichurą zachwytu i szczęścia poety,

Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. [K. Wierzyński – „Zielono mam w głowie”]

Och Aniele, Aniele. Dziś jest bardzo dobry dzień. Znaczy mam nadzieję, że taki będzie bo przecież on się dopiero zaczął. Ale wczoraj co to był za szalony dzień!!! Wiesz, ja ciągle nie mogę wyjść z podziwu nad swoimi zdolnościami. Że też udało mi się zainstalować E. Windowsa... Zdolna jestem bestia. Hm, tylko martwi mnie ten zawalony test z listening, wiesz??? Ja wiem, że jeden zawalony test to nie tragedia, ale... No jednym słowem mogłam się we wtorek bardziej przyłożyć do powtórki, nie??? Hm, powiedzmy, że źle się czułam (po części to prawda w końcu, nie?) i położyłam się wcześniej. No tak, ale zasnąć nie mogłam do 3 nad ranem. Trochę czytałam, trochę myślałam, odpływałam w marzenia... W końcu zasnęłam. Ale takie bezsenne maratony nie są dla mnie, wiesz. Z samego rana miałam jechać do E., potem na zajęcia, potem do S. Kurcze – niezły plan dnia swoją drogą. Na konwersacjach były tylko 4 osoby i B. był nieco zaskoczony bo to mu zaplanowany plan zajęć rozwaliło, niestety na test z listening trochę osób doszło... No, a potem to wsiadłam w autobus 126 i jazda na Kozanów. I słowo daję nigdy więcej nie wybiorę tej trasy! Koszmar jakiś. Ponad godzinę jechałam. A potem zgubiłam się między blokami i S. musiał po mnie wyjść. No bo byłam na jego ulicy, ale nie mogłam znaleźć właściwej klatki. Potem on się śmiał, że sam nie bardzo wiedział gdzie ma iść. No, ale się znaleźliśmy. Na szczęście. To znaczy to znowu on mnie znalazł. Hm, tak, jak prawie 2 miesiące temu, 11 marca w czwartek. Na czacie Wirtualnej Polski, gdzie oboje przypadkiem się znaleźliśmy z braku ciekawszego zajęcia. I tak sobie pomyślałam, że czasem warto zaryzykować. To już prawie 2 miesiące Eljot – kupa czasu. A teraz oboje z S. się śmiejemy, że gdyby nam ktoś 2 miesiące temu powiedział, że poznamy kogoś przez Internet i będzie fajnie to byśmy się zaśmiali tylko. Bo to jest niepojęte, niesamowite... Zresztą najważniejsze, że jest. I niech jeszcze będzie długo. A tak na marginesie Aniele, mógłbyś pogadać ze swoim Szefem, żebym już nie płakała, przestała się bać, i żebym śmiała się jak najczęściej??? Chyba możesz, co???

Swoją drogą Eljot mam co do Ciebie zastrzeżenia. Co się tak dziwisz??? Zaraz Ci wszystko powiem. Jesteś Moim Osobistym Aniołem, tak??? Tak. Masz mnie pilnować, opiekować się mną i tak dalej, right??? No a Ty co??? Nie pilnujesz żebym normalnie jadła, nie przypominasz, że powinnam uzupełniać zapas wody w organizmie. Oj Eljot, proszę Cię Aniele przypomnij mi czasem o tym, że mam jeść i pić, ok.??? bo jak widzisz ja zapominam. Hm, ktoś kiedyś powiedział (naukowcy chyba to stwierdzili), że dobrze, że stan zakochania trwa od 3 do 6 miesięcy bo inaczej to człowiek by się wykończył. To taki dziwny stan, ale przyjemny... Choć czasem łapie chandra, bo chcesz się przytulić, a nie możesz, bo chcesz poczuć ciepło i nie możesz. My z S. na gg to już tylko się umawiamy na spotkania, życzymy sobie kolorowych snów i miłego dnia. Ale takie wirtualne pozdrowienia, buziaki i przytulaki jakieś dziwne są. Choć powiem Ci Aniele, że jeszcze bardziej bezduszny jest sms. Wczoraj w ALIBI sobie porozmawialiśmy o tym. Doszliśmy do wniosku, że to bezsensu. No bo co??? Napisać: „przytulił(a)bym się” etc. I co to da. Lepiej się spotkać. Zresztą teraz już łatwiej rozmawia się nam w Rzeczywistości niż w Wirtualnym Świecie. I to chyba jest jak najbardziej prawidłowe, nie uważasz??? Mimo tego, że wiem, że jest dobrze, że jest fajnie to się boję. Nieustannie i cały czas. I czekam aż przestanę się bać. Bo strach może zniszczyć wszystko, prawda??? A dziś świeci takie śliczne słońce, po południu wpadnie A. – dawno się nie widziałyśmy, ciekawe co u niej słychać. No dobrze, dobrze, ale ja już więcej nic nie powiem. Przecież to ma być tylko MOJE.

Hm, mieszkanko posprzątane, pranie zrobione, zakupy też to teraz czas na rozwiązywanie testów z gramatyki, prawda??? Na obiadek będzie kiełbaska podsmażana, marchewka i grzanka. Ale powiem Ci, że od niedzieli, tak od niedzieli bo wtedy oglądaliśmy z S. „Smak życia” chodzi za mną hamburger. I normalnie straszną mam ochotę na hamburgera albo na pizzę pepperoni z Pizza HUT. S. się wczoraj trochę ze mnie śmiał, znaczy z tej pizzy i hamburgera, ale co??? Ostatecznie wygłodzona jestem, to mam ochotę na tłuste, niezdrowe, kaloryczne, smażone na starym śmierdzącym oleju jedzonko. Mam prawo, co nie??? No, okej, nie przesadzam – wygłodzona to nie jestem bo mama, babcia i ciocie odpowiednio się mną w święta zajęły – sam zresztą wiesz najlepiej. No jasne Aniele, ale mama wyjechała, a ja znowu nie mam czasu na regularne jedzenie. Ale taki hamburger – mmmmm. Dobra przestaję myśleć o nim bo zaraz pojadę gdzieś do miasta, a może jak w weekend pójdziemy z S. do ZOO na wycieczkę (to znaczy on mówi, że na randkę, bo na wycieczki to się za miasto jeździ) to sobie kupię popcorn, colę i pysznego tłustego hamburgera właśnie. Zjem to wszystko i co więcej – nie będę miała wyrzutów sumienia absolutnie żadnych z tego powodu. Ech!!! No dobrze Aniele. zabieramy się za testy bo w poniedziałek znowu nie ma gramatyki bo pani Cz. jest chora. Do końca zajęć mało czasu zostało, do wstępnych egzaminów też. Trzeba brać się do roboty chociaż wolałabym zająć się myśleniem o innych, przyjemniejszych rzeczach... 

alexbluessy : :