Komentarze: 2
Musisz teraz przychodzić do mnie wcześniej Aniele. Dużo wcześniej. Bo widzisz ja teraz idę spać wcześnie, o 22 ledwo na oczy widzę. Ale wstaję wcześnie rano. O 5, może trochę po już nie śpię. I to nie jest dobre Aniele, to nie jest dobre. Bo wtedy do głowy przychodzą tak bardzo natrętne myśli, które nie pozwalają znowu zasnąć, które męczą, i ryją w głowie dziurę wątpliwości, i różne takie. PŁAKAĆ MI SIĘ CHCE!!! Nawet nie umiesz sobie wyobrazić jak bardzo chce mi się płakać. Co z tego, że Mój Kochany S. wczoraj mnie tak mocno przytulił i powiedział: „Nie martw się Misia, jak wrócę to będziemy razem od pół roku. Kupa czasu – niezły staż”. I uśmiechnął się. Tak cudownie, i tylko dla mnie. A potem... potem zatopił nos w moich włosach i w zagłębieniu na mojej szyi. I to było takie miłe... I znowu nie mogę jeść. Wczorajszy dzień przeżyłam na dwóch słodkich bułkach i snickersie. No, wieczorem zjadłam trochę kleiku ryżowego co to się dzieciom od 5 miesiąca życia podaje.
Nie Aniele, do mnie wciąż nie dociera, że jego już nie ma. Nie zgadzam się na to!!! Nie dociera to do mnie. Nie wiem, ale wmówiłam sobie, że on wyjechał na krótko, na tydzień, może dwa. I że za chwilę wróci. I jak spałam z jego zdjęciem pod poduszką to przez chwilę miałam wrażenie, że on śpi obok. Że zaraz się obudzi, uśmiechnie do mnie i przytuli, a potem znowu zaśnie. A ja będę leżała i patrzyła jak „śpi, pięknie tak, a w kątach cisza gra...”. I zasnęłam z tym zdjęciem pod poduszką, a jak się obudziłam to wciąż je ściskałam w ręku, a gulę w gardle miałam. I zaczęłam sobie przypominać wspólne chwile. I odczuwałam je podwójnie, wiesz??? Przypominałam sobie takie drobne szczegóły, które gdzieś mi umknęły. I gardło jeszcze bardziej mi się zacisnęło. Tylko czuję wyrzuty sumienia, bo mam dziwne wrażenie, że nie mogę płakać. Chcę, wiem, że te łzy są we mnie, ale nie mogą znaleźć wyjścia. S. wyjechał, tak długo nie będziemy się widzieli, a ja nie mogę płakać. Hm, o czymś podobnym mówiła mi chyba Moja Kochana Ania z USA kiedyś.
I wiesz co Aniele??? S. wyjechał, nie ma go. Nie będzie przez, z lekka licząc, 120 dni. Wiem, że będzie ciężko, nie raz bardzo – nikt w końcu nigdy nie obiecywał, że życie jest łatwe, czy że będzie łatwe. Ale powiem Ci, że czuję w sobie jakąś dziwną determinację. I siłę. A za 16 tygodni znowu zatonę w jego cieple. I znowu będzie bezpiecznie i znowu będzie dobrze. Prawda Aniele, że będzie???
Nie!!! Nie jest w porządku Eljot!!! Nie jest, nie jest, nie jest!!! Nie!!! Nie!!! Nie!!! Bo Mój Kochany S. wyjechał!!! A ja tu zostałam. I kiedy o nim myślę, kiedy myślę, że go nie zobaczę przez tak długo to czuję mrowienie w nogach, zacisk na gardle i dziwne uczucie w żołądku. I nie ma ono nic wspólnego z tym, które czułam przed każdym spotkaniem z S. Tamto było NIEPORÓWNYWALNIE milsze!!! A teraz co czuję??? A jak myślisz Aniele??? Coraz większą PUSTKĘ!!! Pustkę czuję. Dziś na zajęciach mam wygłaszać jakiś speech na temat artykułu, nawet dość zabawnego pt.: „Dicing with death”. Ale jak tylko o tym myśleć zaczynam to moje myśli uciekają w kierunku: „S. wyjechał”, „S. wyjechał. Nie ma go”. I nie mogę się skupić, i nie mogę myśleć. I jest OKROPNIE. Po prostu okropnie jest Eljot!!!