Archiwum 28 maja 2004


maj 28 2004 "Zabij mnie nim ona to zrobi..."
Komentarze: 3

„W powietrzu zawisł mętny mrok Zamyślam się po samo dno A żadna myśl nie cieszy mnie Znów czarno-biało robi się Tęsknota to jest takie zło Co atakuje z czterech stron Zabiera wszystko to co mam Nie daje szans... „ [Various Manx – „Zabij mnie”]

Hm, kolejny dzień dobiega już końca i wieczór się wkrada na miejsce słońca...  Jak zwykle dzień minął szybko i intensywnie. Pod znakiem bardzo dziwnego stanu. Czułam jakieś dziwne pomieszanie Tęsknoty i Melancholii. Naprawdę dziwny stan. Hm, od rana trzymają się mnie myśli o S. Wracają wspomnienia. Intensywne, nasycone kolory, wypowiedziane słowa,  zmiany napięcia głosu (tak to się nazywa??? Swoją drogą to wstyd nie wiedzieć, mama logopeda, a teraz jeszcze specjalista od emisji głosu, a córka takich podstaw nie wie), dotyk, ciepło i bezpieczeństwo. Poleciały łzy, dzisiaj w zasadzie płynęły od rana. Nie myślałam, że można tak tęsknić. Hm, jednak można. Czułam się tak dziwnie, taka rozbita byłam, że nie mogłam skupić się na książce. A czytałam ciepłą, cudowną książkę Doroty Terakowskiej „Tam, gdzie spadają Anioły”. Rewelacyjna książka!!! Hm, i coraz bardziej mam ochotę zapytać S., czy to nie był sen, czy on był prawdziwy. Czy prawdziwa byłam ja, czy on i to wszystko dookoła. Ale nie zapytam. Nie zapytam bo on był, jest i będzie prawdziwy. I MÓJ!!! Tylko dzisiaj jakoś mi go bardziej brakuje. Wyjątkowo (???) dzisiaj jakoś. Hm, to już miesiąc odkąd Moje Kochanie wyjechało. Wracając od B. przejeżdżałam obok Dworca PKS. Łza mi się zakręciła, nawet kilka spłynęło po policzku. Hm, w słuchawkach śpiewała Dido, a ja oparłam głowę o szybę i wracałam do TAMTYCH CHWIL. Może dziwnie wyglądałam, taka prawie zapłakana, ze słuchawkami na uszach, ale co tam. I don’t care what people say... I teraz też słucham Dido. Bo ta jej muzyka jakoś pozwala mi się trzymać w pionie.

W pracy było strasznie!!! T. jest dzieckiem strasznym, to znaczy ostatnio się jakiś taki zrobił inny bo wcześniej nie był taki. Krzyczy, próbuje wymuszać, nawet wyzywa tak, jak czterolatek potrafi. Nie daję się, nie będzie mi gówniarz mówił co mam robić, a czego nie. W każdym razie on najpierw rozrabia (krzyczy i tak dalej) a potem przeprasza. Dziś na przykład przeprosił mnie w sposób, który mnie zaskoczył absolutnie. Bo o to chłopaczek czteroletni powiedział, że mam śliczne buty i w ogóle jestem śliczna (mam powiedzieć o tym S??? Nie będzie zazdrosny??? J ). Nie ważne, ze godzinę później znowu wariował. Tym razem nie wytrzymałam i się rozpłakałam. Myślałam, ze T. nie zauważy, myliłam się. Przyszedł, usiadł na kolanach i powiedział, że on nie chciał, że mam nie płakać i tak dalej. No i co ja mam z nim zrobić, hm??? Dzisiaj mama B. zabiera go do siebie na wieś to do połowy czerwca powinien być spokój. Zostanie tylko K., ale on ma 11 lat i już sam sobie radzi (no, powiedzmy, że zaczyna), a poza tym to zupełnie inny typ. A w ogóle to w przyszłą niedzielę ja i tak wyjeżdżam do rodziców i nie będzie mnie przez tydzień. Odpocznę, naładuję akumulatory. A potem wrócę i zacznę już codzienne i naprawdę maksymalne kucie do egzaminów wstępnych, a potem będzie już lipiec i szybko zacznie Czas biec... A potem przyjdzie ten wspaniały miesiąc na „s”!!! Bo ja tak, jak mówiłam,  przestawiłam się na liczenie upływającego czasu w tygodniach. Tak jest łatwiej i lepiej. Szybciej biegnie. Codziennie zdaję sobie sprawę, że chcę żeby S. już był z powrotem. Każdego dnia mocniej. Każdego dnia zaraz po przebudzeniu uśmiecham się do niego, wieczorem też – wtedy najtrudniej. A w ciągu dnia??? W ciągu dnia moje myśli też oczywiście krążą blisko S. Bo ja teraz to jestem sama-zakochana. Nie, kłamię teraz. Przecież ja nie jestem sama!!! Przecież on jest, ja go czuję!!! I zatapiam się w swoje myśli...

Jutro moja babcia (mama taty – ta sama, która swego czasu nieźle mnie zwymyślała) kończy 80 lat. Hm, już się nie mogę doczekać tego rodzinnego zjazdu (ironia!!!). A ja, jako jedyna przedstawicielka mojej rodziny we Wrocławiu nie mogę przecież tam nie być. Oprócz jubilatki będzie siostra taty (nie przepadam za nią, dziwna jest), jej mąż (może być), syn kretyn (7 lat, dzieciaka najlepiej powiesić) i córka. Z moją kuzynką widuję się od czasu do czasu tak więc jej obecność nie wpłynie na mnie jakoś szczególnie.  Pewnie będzie jeszcze jej chłopak (ciekawe czy są rzeczywiście jeszcze razem, coś mi się wydaje, ze raczej nie...). Zjem obiad, posiedzę chwilkę i wracam do domu się uczyć, tym bardziej, że pojadę tam prosto z pracy. Kurcze!!! Przecież babci trzeba jeszcze jakiś prezent kupić!!! Moja kuzynka pytała się mnie czy mam jakiś prezent bo ona żadnego, a babcia to tylko powtarza, że chciałaby mieć święty spokój. Wymyśliłam, że kupię ładne ozdobne pudełeczko, wyłożę watą i ładnym materiałem a na to położę kartkę z wykaligrafowanym: „święty spokój”. No, ale babcia nie należy do osób, które by doceniły pomysł i przyjęły go ze śmiechem. Nie oznacza to również, że babcia oczekuje na prezenty. Przeciwnie. W takim układzie standardowo będą kwiatki... Generalnie jutro czeka mnie dzień pełen wrażeń...  Tak więc see ya tomorrow!!!

 

 

alexbluessy : :