Komentarze: 4
Tak więc napisałam mu pokrótce o tym, co się we mnie i ze mną dzieje. nie mówiłam wprost, ukrywałam pewne rzeczy między wierszami. Nie wiem czy słusznie, ale list został wysłany, stało się i nie ma odwrotu.
Ponieważ pogoda nie dopisuje, mój humor też w nienajlepszym jest stanie, staram się na różne sposoby go poprawić. Jeść nie mogę, ale piję gorącą czekoladę, podjadam czekoladowe ciasteczka albo robię sobie czekoladowy krem Dr Oetkera. Oprócz tego zamówiłam u E., która jest konsultantką AVONu świeżą, pachnącą kwiatami i piżmem, o ile dobrze pamiętam, wodę toaletową a do tego dezodorant o lekkim zapachu. Może w ten sposób chociaż na moment przywołam lato, bo za oknem to jak dla mnie jest październikowo-listopadowy lipiec. Oprócz tego, smaruję się od czasu do czasu specyfikiem, którego głównym zadaniem jest poprawianie kolorytu skóry. No, nie powiem, udaje mu się to całkiem, stwarza przynajmniej pozory opalenizny. Tylko zastanawiam się po co, skoro i tak nigdzie nie wychodzę z powodu pogody głównie. O, przepraszam, bywam w osiedlowym sklepie. Filmów nie oglądam. Nawet „Ally McBeal” mnie dołuje. Tyle tam ciepła, miłości, radości, że aż niedobrze się robi i działa to irytująco. Przynajmniej na mnie. To przypomniało mi jakieś podrzędno amerykańskie filmidło, które z braku lepszego zajęcia oglądałam tydzień temu. Cała problematyka polegała na tym, że chłopak był zazdrosny o dziewczynę (ja cię nie mogę mieć to nikt inny też nie) i ją udusił. To z kolei skojarzyło mi się z wiadomością sprzed kilku dni o tym, jak dwóch **** napadło i udusiło, a potem wyrzuciło z pociągu jadącą do Warszawy na egzaminy dziewczynę. I jak ja po czymś takim mogę wsiąść spokojnie w pociąg i jechać przez całą Polskę do rodziców??? Koszmar. Jak można teraz komukolwiek zaufać.
Nie pozostaje nic innego jak zwinąć się pod kocem z rumiankiem w kubku i dziobakiem przy boku. Dziobak to moja ukochana maskotka z dzieciństwa, dla niewtajemniczonych. Poza tym jestem zła, Esio też zresztą, na działanie poczty. Otóż Moje Kochanie wysłało mi z okazji urodzin, a wiec kawał czasu temu, kartkę z życzeniami. Nie doszła do tej pory. Co Esio dzwoni, czy rozmawiamy on-line pyta czy już doszła, a co ja mu mogę odpowiedzieć??? Mówię, że gdyby doszła to bym mu o tym powiedziała i podziękowała. A tu nic. Kartka, to kartka, jak nie dojdzie to poproszę Eśka, żeby mi powiedział co na niej było i wysłał drugą. Martwi mnie to, że dziadkowie wysłali mi przekaz w czwartek rano, pieniędzy nie ma do dzisiaj, a zazwyczaj były już następnego dnia po wysłaniu. Sprawdzałam, poczta działa bo ze skrzynki wyjęłam rachunek za telefon. Może to jest rzeczywiście tak, jak powiedziałam Eśkowi, że do mojej skrzynki przychodzą tylko ulotki i rachunki. Te drugie z zadziwiającą wręcz regularnością.
No, doła podłapałam. Z braku Esia, z Tęsknoty za nim, z Czekania na niego. Z tej radości, w każdym odcinku „Ally McBeal”, z kolorów w „Kasi i Tomku”. Ale chyba najważniejsze, że kocham... Chociaż wiecie co dziwnego zauważyłam??? Że podczas rozmowy z Eśkiem on-line dopada mnie dziwna irytacja i od razu chce mi się płakać. Może to przez ten ekran, kilometry światłowodów i tym podobnych. A może dlatego, że w takich momentach dociera do mnie, że on jest tak daleko... Czasem, jak rozmawiam z nim przez telefon też tak mam. Ale kocham... Pomimo wszystko.
Jak powiedział ksiądz Twardowski „Nie ważne czy obsługujemy komputery, hodujemy jamniki czy podlewamy storczyki. Ważne, że się kochamy.”
Czego sobie i Wam życzę. Trzymajcie się ciepło. Pa.
P.S. Kocham...