Komentarze: 5
To się chyba nabiłam w butelkę. Sama i na własne życzenie. Bo nie pomyślałam, bo nie dopatrzyłam, nie wyciągnęłam wniosków. Chociaż może na wnioski to czas właśnie przyszedł. Bo chodzi o moje modelowania, a raczej pozowanie. Ciągle nie dzwonią. Być może w swojej zbytniej wierze w ludzi (i ich uczciwość) przejechałam się i pożegnałam z pewną sumką pieniędzy. Ale nie zostawię tak tej sprawy i wyjaśnię ją. W poniedziałek idę do wrocławskiego biura agencji, a pracownica będzie przy mnie musiała zadzwonić do siedziby głównej (w Poznaniu) i dowiedzieć się się dzieje. A jeśli tego nie zrobi to znam trochę ludzi, wśród dziennikarzy (koleżanka pracuje w „GW”) i wśród prawników. Ci drudzy to ze strony B., której dziećmi się opiekowałam. Dobrze by było gdyby ta sprawa się wyjaśniła, bo może być tak, że wszystko jest w porządku. Ale może być też tak, że... No, nie bardzo ciekawie.
Wiadomo, człowiek uczy się na błędach. Jak nie ma problemów to nie wie, że żyje. Ale żeby tak głupio się naciąć??? Kurcze. To już nie chodzi o to, że miałam zarobić tylko o te pieniądze, które wydałam na sesję. Może nie powinnam się martwić, mam faktury i potwierdzenia. W poniedziałek nie wyjdę stamtąd bez jakiejkolwiek wiadomości. W przeciwnym razie idę do gazety. Nie będą ludzi nabijać w butelkę. Jedyne co mnie martwi to to, że o ileś tam złotych będę miała mniej. A myślałam, że może pojedziemy gdzieś z Esiem. Hm, nie musi to być oczywiście zagranica, a on musi zdecydować czy woli jechać za granicę sam czy gdzieś w Polskę ze mną. a zresztą co ja gadam??? Przecież Esio i tak dopiero za miesiąc wraca, no za 35 dni. Ale to już coś. Nareszcie!!!
Wczoraj rozmawiałam z moim bratem. Powiedział, że ma dla mnie dwie pożyteczne rzeczy (podarki przywiezione z Anglii). Ja nie wiem co on rozumie pod pojęciem „pożyteczne”, bo jak 2 lata temu wracał z obozu we Francji to przywiózł mi kolczyki w kształcie listka marihuany (perwersyjnymi je nazwał). Oprócz tego powiedział, że całkowicie za darmo odda mi swojego discmana. Kocham mojego brata!!! Lepszej niespodzianki zrobić mi nie mógł. Zaoszczędzę na zakupie własnego, mój walkman się sypie, a na nowego szkoda kasy. Skoro P. pozbywa się sprzętu trzeba brać. Co prawda trochę się sypie to jego urządzenie i jakieś szumy słychać, ale najważniejsze, że gra. Oprócz tego powiedział, że zostawi mi puszkę ryżowego puddingu. Nie mam pojęcia co to za dziwo, ale na pewno jest mniam mniam. Bo oczywiście zakomunikował mi, że mam przyjechać. I pojadę do B-stoku tylko jeszcze nie wiem kiedy. W każdym razie muszę być we Wrocławiu na powrót Esia. Z mamą też wczoraj rozmawiałam. Nie wiem czy za bardzo się nie przejęła tym, co jej mówiłam o moim zębie, czy nie dotarło to do niej. Ale sama miała problemy podobne, więc chyba raczej wie, o czym mówiłam. No, posiedzę jeszcze trochę w domku, rozpoczęte sprawy dociągnę do końca i wyjadę. Chociaż na tydzień. A potem wrócę wprost w ramiona Esia...
Zaraz zresztą wyłączam wszystkie szumiące sprzęty, zasuwam żaluzje i idę spać. A sny i myśli zamierzam mieć kolorowe. Zresztą, biorę ze sobą zdjęcia, wspomnienia i będę się uśmiechać. Jutro pogadam z Moim Kochaniem on-line, a może dziś przez telefon. Tylko to nie ja tym razem będę dzwonić. Zobaczymy. W każdym razie jakiś promyk we mnie zajaśniał, i jaśnieje z każdym dniem coraz bardziej. Bo czas coraz szybciej leci. I bardzo dobrze.