Archiwum 04 sierpnia 2004


sie 04 2004 Skręcona.
Komentarze: 7

...jeszcze nie umarłam, ale to może nastąpić lada dzień. Hehehe... 

 

Jak zwykle padam z nóg. Musiałam wstać tuż po 6, bo chciałam przed pójściem do biura pojechać na ostry dyżur/izbę przyjęć do „mojego” szpitala. Wstałam, pojechałam i nic nie załatwiłam. Odesłali mnie do Polikliniki na Grabiszyńską. Ja ledwo chodzę, przy każdym kroku z bólu się zwijam, a oni mi każą urządzać sobie wycieczki po mieście. Bez sensu ta nasza służba zdrowia. Co miałam robić, pojechałam na drugi koniec miasta i pocałowałam klamkę. Pani dokrot z izby przyjęć pomyliły się godziny przyjęć. Według niej gabinet miał być czynny od 8-12, w rzeczywistości był czynny od 14-18. W takim wypadku nie opłacało mi się wracać do domu więc pojechałam od razu na Trzebnicką. A tam od rana jak zwykle sajgon. Telefony się urywają, kręcą się jacyś ludzie, kosmos mówię Wam. Szefowej nie było, więc nie wiem co ze mną. Mam nadzieję, że dowiem się jutro. przez chwilę czas się dłużył, ale generalnie szybko i bezboleśnie przeleciał. Trochę kserowałam, porozmawiałam z kilkoma osobami odnośnie wczasów, odebrałam kilkanaście telefonów. Cały dzień nic nie jadłam, o 9 rano jakąś słodką bułkę. Dopiero jak wyszłam już z biura to pochłonęłam – tak, myślę, że to dobre słowo - 7days’a z czekoladą. Mniam.

 

Poszłam też drugi raz dzisiaj na izbę przyjęć/ostry dyżur. Ponad pół godziny czekałam na chirurga. Lekarze, którzy siedzieli w małym kantorku nie wiedzieli co mi jest. Noga obrzęknięta, dotykowo (miejscami) bolesna. Albo coś ugryzło, albo skręcona. Antybiotyku podawać nie chcieli bo nie byli pewni czy coś mnie ugryzło czy nie. W końcu przyszedł chirurg. Popatrzył, pouciskał i stwierdził, że on też nie wie co to jest. Dał receptę na jakieś specyfiki, z których jednego nie wykupiłam. 2-3 dni mam robić okłady, a jak nie przejdzie to do ortopedy. M. wczoraj wieczorem dała mi jakiejś glinki na okład, potem też czymś żółtym na noc i całe dzisiaj obłożyłam – mam wrażenie, że jest lepiej. Sztywno, ale lepiej.

 

Jeść siły nie mam. Ale będę musiała się przemóc ze względu na jeden z leków. Mam wrażenie, że przyrosłam do krzesła. Tylko palcami jeszcze jakoś ruszam. Słucham muzyki z czasów mojej mamy, momentami się zadumam. Minął kolejny dzień.

Czy zmieniłam się w obłęd??? Nie wiem. Jestem zmęczona, na razie tyle.

 

Wracałam ze szpitala na nogach. zabawne, ale przy ruchliwym dość skrzyżowaniu zobaczyłam nadjeżdżający tramwaj i zapragnęłam powiedzieć Eśkowi, że... no wiecie... Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. Przecież to takie proste. Ale dlaczego akurat na skrzyżowaniu z tramwajem??? Kolejny znak, że coś ze mną nie wszystko w porządku. Hehehe...

 

Kochać – jak to łatwo powiedzieć Kochać – to nie pytać o nic Bo miłość jest niepokojem Nie zna dnia, który da się powtórzyć Nagle świat się mieści w twoich oczach Już nie wiem czy ciebie znam Chwile – kolorowe przeźrocza W jedno szybko zmienia je czas. Kochać – jak to łatwo powiedzieć Kochać – tylko to, więcej nic W tym słowie jest kolor nieba Ale także rdzawy pył gorzkich dni Jeszcze obok ciebie moje ramię A jednak szukamy się Może nie pójdziemy już razem słowa z wolna tracą swój sens Kochać – jak to łatwo powiedzieć Kochać – to nie pytać o nic Bo miłość jest niewiadomą Lecz chcę wiedzieć czy wiary starczy mi.

 

Takiej właśnie muzyczki słucham. Odgrzebałam płytę Piotra Szczepanika ze „Złotej Kolekcji”. Mam nastrój na lata 60-te. Już prawie 20. jaki był ten dzień, co darował co wziął...???

 

.........................................................

 

Po całych kilku dniach odbierania telefonów z uśmiechniętym „biuro podróży *******, praktykantka przy telefonie słucham” nabawiłam się czegoś w rodzaju zboczenia zawodowego. Do tego stopnia, że kiedy dzisiaj zadzwoniła moja mama przywitałam ją takim właśnie tekstem. Zdziwiła się trochę, ale zaraz powiedziałam, że to ja. Moja wakacyjna współlokatorka K. powiedziała, że też kiedyś miała praktyki i już pewne powitania towarzyszące odbieraniu telefonów od petentów weszło jej nieźle w krew. Po rozmowie z mamą, i tatą o dziwo też, poszłam do apteki raz jeszcze i kupiłam maść. Pani w okienku powiedziała, że ta będzie dla mnie nawet lepsza od tej przepisanej przez chirurga.

 

Wracając w otwartym jeszcze sklepie zakupiłam kiełbaskę śląską, 2 pomidory i pączka z adwokatem. Na kolację to wszystko. Po posiłku nabrałam ochoty na ciastko z kremem albo sałatkę śledziową. Dziewczyny od razu zaśmiały się i zapytały czy na pewno „”czegoś” nie ukrywam. Hehehe... chciałyby.

Od rodziców dowiedziałam się, że czekają na mnie, ale mimo to w poniedziałek zaczynają remont tak więc przyjadę w samo oko cyklonu. Jeśli nakarmią mnie hamburgerami z ananasem, które można dostać jedynie pod Centralem to jadę. Zaraz. Na takie jedzonko mniam mniam...

 

...wrócić muszę z 3 kilogramami palcówki. Niezbędnej na grilla. Biedny Ł. jeszcze nawet nie wie, co mu szykujemy za niespodziankę. Ale to wszystko w dobrej wierze, bo chcemy z M. żeby ludzie dookoła nas byli szczęśliwi... Tak, jak my same jesteśmy. A mamy nadzieję być jeszcze bardziej.

 

Zmykam. Moja współlokatorka M. została zaproszona do radia chcę posłuchać. A poza tym to powiedziałam, że nagram jej to specjalnie. Biedna zestresowała się... Będzie dobrze. Musi być.

 

Warto wierzyć. Przecież każdego dnia wstaje słońce. Jutro też wstanie... Dobranoc.

 

P.S. A skręcona to jestem ja. Nie tylko w nodze, ale w głowie nieźle też... ;-)))

 

alexbluessy : :