Komentarze: 11
Nie pójdę na dworzec. Zresztą już nawet za późno jest na to. Hm, czyli jasno z tego wynika, że „coś” już diabli wzięli. Że nie dowiem się jak to jest przywitać kogoś na dworcu, z drżeniem serca i myśli czekać na otwarcie się drzwi, na przywitanie. Nie będę tego wiedziała. Szkoda.
O 2:45, a może to była 3:45, Esio wysłał smsa, że właśnie przekroczył polską granicę. Wiadomość odebrałam od razu i nie mogłam już z powrotem zasnąć. Coś się zaczęło we mnie dziać. Czułam, że muszę coś zrobić, zacząć działać (cokolwiek to miało oznaczać) bo w przeciwnym razie oszaleję. Siłą powstrzymałam się od sprzątania i zmywania naczyń. Hm, gdyby nie to, ze w pokoju graniczącym z kuchnią spała K. pewnie bym się zabrała za porządki. Nawet leżeć spokojnie nie mogłam. W końcu wstałam, zrobiłam sobie kanapkę z miodem, włączyłam muzykę i dopiero wtedy usnęłam.
Obudziłam się kwadrans temu, czyli o 7:45. Esio napisał jeszcze, że jak trochę się prześpi to zadzwoni. Pytanie tylko czym. Telefonem czy domofonem. U niego nigdy nie wiadomo, ale stawiam na to pierwsze. Zakładam nawet, że dziś możemy się nie spotkać. I choć na razie nie czuję ścisku na żołądku, nie mam ochoty wymiotować ani nic podobnego to chciałabym mieć to już za sobą.
... hm, świadomość, że Esio jest już w Polsce spowodowała u mnie dziwne uczucie. Poczułam się jakby on był obok i odsypiał podróż. I to wydało mi się strasznie naturalne. Czy ja zwariowałam już tak ostatecznie??? A zaraz potem pomyślałam, że chciałabym zasypiać i budzić się przy Esiu.
Słuchajcie, ja muszę coś zrobić bo zwariuję. Może pójdę na spacer... tylko żebym nie wpadła pod jakiś samochód. A Esio jak chce dzwonić to może to również uczynić za pomocą komórkowej smyczy, right???
Niech te wskazówki się szybciej przesuwają...
Ale Wy nie wiecie najlepszego!!! Dawno temu pisałam o mojej licealnej koleżance G., która nagle kontakt urwała. Przez chwilę miała go tyle o ile z A., ale generalnie zatopiła się w swój świat i swoich, nowych zapewne, znajomych. I tak przez 2 lata. A wczoraj ku mojemu zszokowaniu i zdumieniu największemu dostałam od niej smsa. Napisała, że pomyślała, że fajnie byłoby się spotkać i powspominać. Zdębiałam. No, ale odpisałam, ze A. wygasła umowa i na razie nie ma nowej komórki, że może byłoby i fajnie, ale... G. rozbroiła mnie stwierdzeniem, ze może wyszłybyśmy gdzieś w przyszły piątek na imprezę „jak za dawnych czasów” – tak napisała. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Zastanawiam się dlaczego tak nagle się odezwała. Zapraszałam ją na moje urodziny, ale nawet nie odpisała.
A teraz to ja mam inne sprawy na głowie. Oczywiście spotkać się możemy, ale jestem ciekawa co A. powie. Nie zastałam jej wczoraj w domu, to dziś jak zadzwoni do niej G. zdębieje jak ja wczoraj. Na pewno.
A że Esio też obawia się naszego spotkania to jestem pewna. Ale mam nadzieję, że też na nie czeka. Tylko ciekawe co powie na mój nieco zmieniony image. Z grzecznej dziewczynki postanowiłam stać się trochę mniej grzeczną. W myśl stwierdzenia, ze grzeczne idą do nieba, a niegrzeczne tam, gdzie chcą. A te „mniej grzeczne”??? One idą do nieba, ale swoją własną, szczęśliwą drogą. Nie można mieć przecież wszystkiego zaprasowanego w kancik, bez żadnych fałdek. W życiu tak się nie da, a ja długi czas taka byłam. Ale koniec z tym. Zaczęłam od powrotu do naturalnych moich włosów. Przestałam je rozczesywać tylko zostawiłam po umyciu, żeby się pokręciły. Bo moja głowa to jest pokręcona. Naprawdę i w przenośni. A resztę będę wprowadzać stopniowo, żeby obyło się bez szoku. Hahaha.
Dobra na razie kończę. Będę czekać (ale to już finisz tego czekania jest mam nadzieję) co przyniesie dzień. I wiem, że to będzie coś dobrego. Ale odwagi ciągle mi brakuje... Żałuję, ze nie dane mi było pójść na dworzec. Przecież czy w domu, czy nawet w mieście na zawał padnę...