Komentarze: 2
Moja przyjaciółka Gula wprowadziła mnie w tragiczno-rzewny nastrój. Chodziłam po domu i pochlipywałam po kątach. Bez konkretnego powodu.
Włączyłam „Stereo Typ” Kayah – myślałam, że pomoże. Niestety.
Nagle telefon. Esio. „Za chwilkę będę skarbie u ciebie...” – usłyszałam.
Sama nie wiedziałam czy się cieszyć czy płakać dalej. Ale, nie powiem, jakąś energię poczułam.
W końcu usłyszałam domofon. „Misia, skarbie, czemu ty masz takie czerwone oczka??? Płakałaś??? Mów mi zaraz Minia co się stało.”
Ja: Nie wiem, jakiś nastrój mam tragiczny dzisiaj...
E: Misia, mów albo dam ci klapsa za płakanie. Skarbie, no... Chodź tu do mnie, powiedz co ci jest. Smutno ci??? Boli cię coś??? Minia...
Za takiego klapsa, prosto w usta to ja mogę cały czas płakać...
Przez łzy powiedziałam Esiowi, że mam poczucie jakiejś beznadziejności. Że nic mi się nie udało, ze 4 raz nie przeszłam prze rekrutację na studia (ale chyba wyjdzie mi na lepsze), że jakoś to wszystko nie tak miało być. A on jeszcze w przyszłą sobotę jedzie. Na całe 13 dni. Do Bułgarii. Z siostrą i przyjacielem „od zawsze” O. ale powiedział, że wyśle kartkę i przywiezie mi wino.
No, jak wino to mu wybaczę. Pod warunkiem, że razem z winem w parze będzie szedł WIECZÓR... Jaki??? Taki, ze mmm... Co ja gadam??? Pewnie, że będzie!!! Tylko, że znowu będę czekać, znowu go nie będzie. Znowu będę płakać, będę tęsknić.
A potem będę skakać z radości, znowu wyjdzie słońce, znowu będzie mi ciepło, bezpiecznie, czule. Do bólu będzie. Wszak 13 dni to nie 120, prawda???
Ale wracając do przerwanego wątku. Wygadałam się, wypłakałam. Zrozumiałam, wysłuchałam, przyznałam trochę racji, przytuliłam się do Esia i znowu poczułam się spokojniej.
„Kochanie, przecież ty nie jesteś głupia. Nie wolno ci tak myśleć. Jesteś mądra, śliczna, wrażliwość i ciepło bije od ciebie na kilometr. Naprawdę to, jaki kto skończył tryb czy kierunek studiów schodzi na dalszy plan. Uwierz mi skarbie.”
Dziękuję ci Esiulku!!! Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. Przecież to takie proste.
Chyba namówię Esia na wspólne czytanie książki. Może „Samotności w Sieci”... Takie wspólne czytanie zbliża. A tym bardziej takiej naszpikowanej Emocjami i Uczuciami, jak „Samotność...” właśnie. Kto czytał, ten wie.
Porozmawialiśmy. To znaczy Esio przemawiał mi do Rozumku. A potem poszłam odsmażyć mu ziemniaczki, które zostały mi z obiadu i podwędzaną palcóweczkę, którą z trzęsieniem uszu wpałaszował (mama się śmiała, że jakim prawem zjadł Esio moją kiełbaskę, ale tata powiedział, że przywiezie jej jeszcze jutro. Dla Groszka. Czemu Groszka...???) Aż miło było patrzeć. A na deser bułeczka z pasztecikiem i bita śmietana, która z wczoraj została. Jeszcze tylko kawka i można oglądać film.
Tym razem udało nam się nawet włączyć „start filmu” i obejrzeć pierwsze 10 minut. Zaraz potem znowu straciliśmy wątek. My chyba jednak musimy oglądać filmy w jakiejś odległości od siebie bo inaczej to ciężko będzie.
... na balkonie Esio zapalił papieroska, dopił kawę, porozmawialiśmy. Jeszcze na chwilę wróciliśmy do pokoju. Jakoś tak się zrobiło, że nagle słowa same zaczęły ze mnie płynąć. Że tęsknię za rodzicami, że muszę się zawsze uśmiechać, zawsze dawać radę, zawsze być na baczność. Że jestem zmęczona, że czasem mam ochotę tupać, wyć i bić każdego, kto się nawinie. Powiedziałam też to, co pisałam wcześniej o wyjazdach taty.
Esio tylko głaskał mnie po głowie i mówił: „Misia, nie jeden ci zazdrości. Masz własne mieszkanie, świetnie sobie radzisz. Ja osobiście jestem z ciebie dumny. Zdaję sobie sprawę, że ci ciężko, że czasem masz dość, ale Misia... nie jeden by chciał być już na swoim i prawie niezależnie od rodziców żyć. Daj buziaka.”
Esio...
Wzięło mnie na słuchanie Marcina Balcara. Rzeczywiście jest tak, jak w jego piosence „ona przyjdzie do ciebie cichutko na palcach, owinie cię niebem i porwie do tańca, ona siądzie na tobie jak koliber płocha wtedy powiesz sobie, że naprawdę kochasz...”
Do mnie przyszła. Już nie zwracam uwagi na wyidealizowane „miłości” w książkach, nie przejmuję się tym, co widzę w telewizji, co słyszę w radio. Tam jest wszystko cukierkowo kolorowe, lukrowo słodkie, nieprawdziwe. Nie warto przejmować się tym, że naszym związku nie dzieje się tak, czy inaczej. Każdy jest przecież inny, czego innego oczekuje, w co innego wierzy, na co innego stawia.
Gdzieś wyczytałam, że miłość zaczyna się wtedy, kiedy przestaje się brać, a zaczyna dawać. I to dawanie sprawia niesamowitą frajdę. Jak zrobienie Esiowi bułeczki z pasztecikiem chociażby.
To ciepło, dotyk, bliskość, tęsknota i czekanie. To jest ważne.
Już nie zazdroszczę, już jestem spokojna, już się staram nie bać. Znalazłam Esia. Niech jedzie na wakacje, należą mu się. Jak wróci będziemy świętować pół roku razem (wino będzie jak znalazł) i pójdziemy na koncert Michała Bajora. Przecież to tylko 13 dni.
A jutro mu powiem „dziękuję”.