Komentarze: 4
Jestem kretynką. Jestem skończona kretynką. Przez swoje kretyńskie odzywki i za długi język mogę stracić Chłopaka.
Czemu ja to robię??? Dlaczego zasiewam w nim niepokój??? No okej, dla mnie to, co mówię nie ma większego znaczenia, ważny jest Esio i już. Ale z jego perspektywy to wygląda zapewne zupełnie inaczej. Nie tak niewinnie.
Muszę coś z tym zrobić bo to się źle w końcu skończy. Nie mogę tak dłużej. Może ja naprawdę jestem jakaś femme fatale, która tylko ranić umie??? Może nie umiem przytrzymać swojego szczęścia...
... z drugiej strony przecież Esio wie jaka jest moja sytuacja, że nie mieszkam sama, że mam trzech współlokatorów płci odmiennej. A w biznesie nie ma miejsca na sentymenty, muszę dbać o swoje dobro, o to żebym miała za co żyć, a nie przejmować się tym, że mam Chłopaka, który może o współlokatorów być zazdrosny. Musi Esio się z tym pogodzić i to zrozumieć.
Może rzeczywiście nie powinnam mówić wczoraj o tych pierogach na kolację. Ale przecież to nic złego chyba. Tylko, że on tak szybko uciekł z gg. On uciekł, a ja dwie godziny leżałam, słuchałam Vondy Shepard i ryczałam. I ja mu o tym wszystkim w sobotę powiem.
A przy piosence „Chances are” to z nim zatańczę. Bo to jest dokładnie jak w tej piosence – pamiętam jak wyglądał kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, jego śmiech i uśmiech. I teraz bardziej pasuje zmieniony odrobinę cytat z Achmatowej:
Zasypiam stroskana, wstaję zakochana, widzę czerwień maków!!!
... obudziłam się. Zawsze dostawałam porannego smsa, dzisiaj cisza. Znowu się rozpłakałam. To przez ten cholerny strach przed bliskością, przez strach, że to wszystkie takie kruche, że boję się zranienia, że...
Wszystko mu powiem. I przeproszę, że wystawiam go na taką straszną próbę. Nie robię tego zupełnie świadomie, przecież ja wiem, że on nie ma żadnych powodów do czucia się zagrożonym. Ale to wiem ja, on może nie do końca.
Dzisiaj smsa się nie doczekałam, wysłałam go sama. Napisałam, że zasypiam stroskana, wstaję zakochana i że widzę czerwień maków. Pożyczyłam słonecznego i ciepłego dnia. Odpisał... I ja jeszcze raz potem, dodałam tym razem, że się za nim stęskniłam.
Bo to przecież nie ważne, że mieszkam z trzeba chłopakami. Mogłabym mieszkać z pięcioma, a i tak tylko jeden się liczy dla mnie. Esio. Mój Esio. Ten, za którym tak potwornie tęskniłam, kiedy był daleko. Ten, do którego tęsknię, kiedy nie ma go blisko. Ten, którego chcę widzieć, słyszeć, czuć. Dla niego chcę zrobić w sobotę naleśniki, a w niedzielę pójść na jesienny spacer do parku Szczytnickiego.
I właśnie ta piosenka, „Chances are”, przypomina mi jak bardzo mi go brakuje. Jak bardzo go chcę. I ja do tej piosenki chcę z nim zatańczyć. W blasku świec i przy zapachu kadzidełka.
... nie dla Ł., nie dla M. i nie dla Cz., ani nikogo innego. Dla Esia chcę to wszystko.
Mój Kochany Brat z dziewczyną spóźnili się na pociąg i będą kilka godzin później niż się spodziewaliśmy wszyscy. Biedne dzieciaki, siedzą teraz na zimnym dworcu Warszawa Wschodnia i czekają na następny pociąg, który mają za 1,5 godziny dopiero. A tak byliby już gdzieś w okolicach Łodzi. Zastanawiam się tylko jak oni mogli się spóźnić na przesiadkę, ja zawsze jakoś zdążałam. Hm, no tak rozkład mógł się zmienić, ale nawet jeśli to te dwa pociągi były ze sobą skomunikowane dość dobrze. A może jak już zrobili w środku dnia jeden bezpośredni na trasie Białystok – Wrocław to sobie odpuścili inne... No trudno, zostawię im kartkę co i jak, chłopaki otworzą im drzwi, klucze będą czekać u sąsiadów. Przyjadą, odświeżą się i pójdą na imprezę. Nawet jak wrócę z zajęć ok. 23 to może ich jeszcze nie być... A jutro wychodzimy we czwórkę, już się nie mogę doczekać. Najbardziej tego, że w końcu się do ciepłego esiowego policzka przytulę.
Esiowi to jeszcze wiadomość na gg zostawię. Żeby czasem ”Samotności...” nie zapomniał mi przynieść. No i zaproponuję żebyśmy umówili się gdzieś o 20 w Rynku. Mam ochotę na wyprawę do Spiża. Choć czwartki są studenckie i kurcze wszędzie może być tłok... Ale co tam, co cztery głowy to cztery głowy, coś się wymyśli.
... zaraz mam zadzwonić do Przedszkola Językowego, gdzie złożyłam ofertę pracy. Wczoraj dostałam wiadomość, że w środę około 11 mam się z nimi skontaktować. No wszystko fajnie, tylko co znaczy około 11. Jeszcze chwilę poczekam i przekręcę do nich. Hm , pokój wypada też trochę odświeżyć. A potem biegiem na zajęcia. Późny powrót i od razu pod pierzynkę.
Jutro dzień zapowiada się trochę lepiej. przychodzi E. i idziemy na komisariat w sprawie wiadomej, potem zajęcia i najprzyjemniejsza część dnia czyli wieczorne wyjście. A potem sen. Z Esiem obok...
Tymczasem zmykam do nauki czytania. Haha, zupełnie jak w pierwszej klasie. Na dziś mam umieć czytać o tym, jak dziadek rzepkę sadził. Nawet mi się podoba brzmienie języka naszej siostry Rosyji. Tylko tych Wikingów nie mogę przeboleć, ze to nie oni ją założyli. Ale jak się zaprę, zdobędę silne argumenty to może tezę obronię w pracy licencjackiej, czyli za trzy lata jak dobrze pójdzie. No...