Archiwum 23 października 2004


paź 23 2004 Snickers.
Komentarze: 5

(godzina 9:00) JAK MI CHOLERNIE DOBRZE!!!

Radio Zet gra pozytywnie nastrajające piosenki, kawa pachnie, słońce zza chmur wygląda. Godzinę temu Esio wyszedł na zajęcia, ja umyłam lodówkę, a za chwilę pójdę na zakupy.

Bo Esio wprowadził się do mnie na weekend. No, nie do końca, bardziej na weekendowe noce, ale to i tak namiastka... jak to nazwać...??? wczoraj wieczorem mieliśmy wyjść, ale okazało się, że dziewczyna O. przyjeżdża dopiero dzisiaj, tak więc wyjście się przesunęło. Nie mniej Moje Kochanie bardzo mnie zaskoczył, kiedy zadzwonił i powiedział, że on i tak do mnie przyjedzie i że mam czekać tak, jak się wcześniej umówiliśmy na „naszym” przystanku. Jasno z tego wynikało, że zostanie u mnie do niedzieli. Great!!!

Bo jak mogłoby być inaczej. W sobotę Esio ma zajęcia do 20, to oczywiste jest, że do domu nie pojedzie. Za to przyjedzie do mnie, a tu będzie czekała na niego kolacja. Po 12 godzinach na uczelni coś mu się należy, nie??? Już mu dziś śniadanie zrobiłam, plus kanapka na drugie śniadanie. Esio zdziwiony zapytał czy ja zawsze w weekendy  tak rano wstaję (od kiedy 7 rano to wcześnie), czy specjalnie dziś wstałam żeby mu kanapki zrobić. Odpowiedź jest prosta. 7 rano to bardzo odpowiednia pora na pobudkę, a jeśli dodatkowo robi się kanapki Ukochanemu to już w ogóle raj.

A po śniadaniu Esiulek poszedł zdobywać wiedzę, a ja zabrałam się za lodówkę. Przed wyjściem mąż jeszcze wyraził uznanie (pomieszane chyba ze zdziwieniem lekkim), ze jestem gospodarna. Nie wiem co miał na myśli i dlaczego to go zdziwiło. Ja jestem domowa kobieta. Kolejne zaskoczenie...

... dostałam Snickersa. Wydawałoby się, ze zwykły batonik, że to nic takiego. A jednak. Przedwczoraj rozmawiając z Esiem na gadulcu, powiedziałam mu żeby kupił mi Marsa bo akurat po zakupy szedł. Niestety, w czwartek słodyczka nie dostałam bo mąż tylko schodził do samochodu bo jego tata akurat wrócił z zakupami. Ale wczoraj... Czekałam na niego na „naszym” przystanku. Wiedziałam, że już powinien gdzieś się kręcić i że pewnie po papierosy poszedł. Nie do końca rację miałam. Bo Esio do sklepu poszedł rzeczywiście, ale nie po fajki. Jak już się przywitaliśmy to schował ręce do kieszeni bluzy (tej, w której go tak bardzo lubię, a którą dość rzadko nosi. No, choć ostatnio jak mu powiedziałam, że mi się ta bluza podoba to jakby częściej zaczął ją ubierać. A może to tylko moja wyobraźnia...) i kazał zgadywać, w której coś jest. Wskazałam na prawą i wygrałam snickersa. Ale się ucieszyłam. W drugiej kieszeni był mars, tego zjadł Esio. Bardzo mile się zaskoczyłam bo przecież w czwartek żartowałam z tym marsem. Wow...

A u mnie w domku zrobiliśmy pyszne grzanki, a potem obejrzeliśmy film. Już dłużej nie udało mi się opierać przed obejrzeniem „Oldboy’a”. Kurcze, słaby ten film. Jedynym plusem jest muzyka (moja i Esia opinia) i to, że nie jest amerykański (zdanie Esia). Czegoś więcej się spodziewaliśmy, ale dotrwaliśmy do końca.

A po filmie, i kolejnych próbach orkiestry zasnęłam. I było mi tak dobrze, jak zawsze zresztą. Było mi tak dobrze, że chciało mi się płakać. Ale tylko wtuliłam się w Eśka. A on był taki pachnący i taki ciepły... Taki bezpieczny.

Rano obudził mnie pocałunkami, wpałaszował śniadanie i poszedł na zajęcia. Ja posłałam łóżko, powiesiłam jak trzeba bluzę męża, pozmywałam po śniadaniu, ogarnęłam pokój. Rany... co się ze mną dzieje??? W każdym razie, taki stan rzeczy podoba mi się.

I choć rano zastaliśmy trochę brudnych naczyń w zlewie, nic nie zmąciło mojego dobrego nastroju. Esio powiedział, że on by tak nie mógł, że on musi mieć pozmywane od razu. Ja tez muszę, też nie lubię jak coś zostaje w zlewie. Ale jakby pomieszkał trochę w takim studenckim mieszkaniu to by się przyzwyczaił i już w mniejszym stopniu by mu to przeszkadzało. Bo on wraca do ciepłego domu, z mamą, tatą, siostrą i pieskiem. Ja wracam niby do własnego domu. Własnego z obcymi ludźmi. I gdyby nie nowy współlokator M., z którym mogę pogadać to nie miałabym znowu do kogo ust po powrocie otworzyć. Jestem dwudziestolatką z własnym mieszkaniem. Pustym mieszkaniem. Może warto pomyśleć o jakimś zwierzątku??? Choć nie ukrywam, że zamiast futrzaka wolałabym Esia. Może któregoś dnia...

Bo dziś mam straszny komfort psychiczny. Wiem, ze zaraz po zajęciach przyjedzie. Wykąpie się, zje coś i wyjdziemy, a potem znowu przy nim zasnę. Rano zrobię mu śniadanie i kanapki, a potem (po jego wykładach) porwę na spacer. Jesienny po Parku Szczytnickim.

I COULD FLY!!! I’M TRULY MADLY DEEPLY IN LOVE...

Za chwilę biegnę po zakupy. Dziś na obiad będą kopytka z sosem grzybowym, Esio dostanie je na kolację. Pyszne będą.

Przed obiadkiem nauka historii i literaturoznawstwa. I łaciny oczywiście, we wtorek znowu coś piszemy. I jeszcze pisanie muszę poćwiczyć.

... sprawę rachunku z gazowni wyjaśniłam. Jest okej. Natomiast trochę się niepokoję o kurs pilotów. Miał się zacząć dzisiaj, ale wczoraj dostałam telefon, że jest przesunięty o dwa tygodnie bo za mało osób się zgłosiło póki co. Mam nadzieję, że w ogóle się odbędzie.

Na uczelni znowu jakieś przetasowania. Trudno, ja już w czwartek zapisałam się do grupy, z którą chcę chodzić i nie zamierzam zmienić zdania. Mam prawo wybrać sobie wykładowcę i grupę, tym bardziej na płatnych studiach. A jeśli ktoś mi będzie chciał na siłę coś narzucić to jak nie zamierzałam korzystać z pomocy Taty, tak go o nią poproszę i niech zrobi tam porządek.

(godzina 11:00) Już po zakupach. Ziemniaczki i jajeczka czekają na przetworzenie do postaci kopytek. Jabłuszka i marchewki szykują się do zostania pyszną surówką, a sos grzybowy (z torebki niestety) już nie może doczekać się rozmieszania z wodą. A ja??? Ja siedzę teraz nad książką „Z dziejów Rosji do roku 1917) i robię powtórkę z ostatnich trzech wykładów. Na drugie śniadanko pyszna mini-chałka z herbatką. Zetka dalej gra, słoneczko świeci. Już się nie mogę doczekać powrotu męża. Podgrzeję mu obiadek, on się wykąpie, ja się pomaluję i wyjdziemy. I znowu będzie cudnie...

... Jak zawsze zresztą, kiedy on jest blisko.

 

 

 

 

 

alexbluessy : :