Komentarze: 5
Tak, jak jedna jaskółka nie czyni wiosny, tak nie umiem teraz powiedzieć czy z tej notki wyniknie dalsze moje pisanie. Mam nastrój na wygadanie się, muszę, dużo we mnie siedzi.
Wróciłam z zajęć i jakoś mi się dziwnie zrobiło. No, żeby być szczerym to dziwnie mi jest od rana tyle, że wcześniej to jakoś mniej do mnie docierało. Bo jak Esio wychodzi ode mnie o 7:30 rano to dopada mnie coś w rodzaju nostalgicznej tęsknoty i chciejstwa, żeby wrócił. Nie koniecznie w tej samej chwili, ale wieczorem, po południu, tylko niech wróci. Przyznajmy otwarcie: jestem uzależnioną kobietą. Najcieplej i najbezpieczniej mi jest kiedy wiem, że on jest blisko. Bo kiedy go nie ma to momentami czuję się tak, jak wtedy, kiedy był w Londynie. A przecież mam go prawie na wyciągnięcie ręki, po drugiej stronie miasta zaledwie. To czemu chce mi się płakać??? Bo tak bardzo chcę się przytulić... Poczuć ciepło, wypłakać z siebie cały zgiełk dnia. A tylko mój komputer chce mnie słuchać. E. pracuje i nie mamy jak się spotkać, a przyznam, że chyba z nią chciałabym najbardziej pogadać. P. znowu puszcza sygnały, poza tym nie dając żadnego znaku. Muszę wygospodarować czas i jakoś z E. się umówić nawet na krótki spacer.
Esio...
Mam trochę wina w lodówce, mogłabym je wypić w blasku świec, przy muzyce, w rytmach wspomnień. Ale poczekam z tym na Mojego Mężczyznę. Na samą myśl przez ciało przebiegają mi kosmatki. Szczególnie na wspomnienie ostatnich dni (ich końcówek głównie)...
A poza tym to kocham kiedy coś jest ustalane beze mnie, a mnie dotyczy bezpośrednio. Bo oto od 7:30 rano Esiek nie dawał znaku życia, a tu nagle chwilę temu dostaję krótką wiadomość tekstową, że Sylwestra spędzimy w Głuchołazach bo „mamy” 10-osobowy domek. Do niedzieli trzeba zapłacić zaliczkę, ale to mi jeszcze powie ile dokładnie i wyraził wspaniałomyślnie nadzieję, że mi „odgórne” ustalenia odpowiadają. Zaraz odpisałam, że kocham wręcz jak ktoś za mnie ustala sprawy, szczególnie takie, gdzie w grę wchodzą pieniądze. I się dowiedziałam, że 160 złotych zapłacę za same noclegi. Na cholerę mi taki wyjazd, do tego żarcie, jakaś impreza bo głupi ten, który myśli, że Nowy Rok będę witać siedząc w 10-osobowym domku i pijąc. Niech sobie jadą na te swoje narty jeśli chcą, ja nie jeżdżę to na stokach mi specjalnie nie zależy. Bo mieliśmy imprezę w fajnym ośrodku razem z noclegami, bez żarcia ale przynajmniej bal był cenie (trzeba było zrezygnować bo stoki za daleko, wrrr...), a tu nic. Samo spanie. A ja się pytam czy ja jadę żeby się bawić czy żeby spać??? Bo wydaje mi się, że jeśli za nocleg mam wybulić 40 złotych to grzech będzie z łóżka wychodzić. Normalnie mnie coś trzepie... Ja zostanę w takim razie we Wrocławiu. Otworzę butelkę wina, popiję butelką szampana i zapiję butelką wódki. Też będę miała picie w pokoju, a o ile tańsze, prawda???
I jak odpisałam, że chciałabym wiedzieć za co płacę itd. to Esio zadzwonił do mnie, ale pech chciał, że wyłączył mi się telefon (ostatnio tak się dziwnie i wkurzająco dla mnie dzieje i nie wiem czy to wina sieci czy czego...), nagrał mi się na pocztę i stwierdził, że specjalnie nie odbieram. Akurat specjalnie... A w tle jakaś muzyka leciała to pożyczyłam fajnej imprezy, szkoda ze nikt mi nie powiedział, ze coś się odbywa. Nie, wróć. Inaczej. Nie chodzi mi o to, ze sobie wyszedł gdzieś, po prostu jak dzwoni to mógłby dzwonić z jakiegoś cichszego miejsca, niechby nawet do toalety wyszedł. Ale nie, bo po co, nie??? Noc to ja dziś mam z głowy, mówię Wam.
... będę z nim musiała poważnie pogadać. O sylwestrowym wyjeździe, i o tym jak się czuję kiedy on rano ode mnie wychodzi. Może za często u mnie nocuje??? Czasem mam wrażenie jakby do hotelu przychodził – najeść się, przespać, „pobawić z panienką” i iść rano sobie. Mówię hotel, żeby nie powiedzieć gorzej. Czyli widzicie, że ten nieskalany Esio ma też rysy. Faceci... a my kobiety się dla nich poświęcamy. Gotujemy, prasujemy, sprzątamy, chcemy im się podobać, a oni tego nie widzą. No, nie do końca – Esio jeszcze zauważa, przynajmniej ten ostatni punkt.
... rany, ale jestem wkurzona. Aż się wszystko gotuje w moim środku i paruje. Nos znowu miał rację... Cholera jasna!!! Nie dość, że chłopaki robią mi syf w mieszkaniu bo nie poczuwają się do obowiązku sprzątania. Pewnie, bo po co skoro to nie ich, prawda??? Ale do kurwy nędzy moje i ja żądam żeby czysto było. Jutro sobie z nimi porozmawiam, dziś lepiej nie bo mam taki wojowniczy nastrój, ze jeszcze bym ich pobiła. I, o dziwo, nie mam PMS-a.
... a mąż już dzwonić nie próbuje. No jasne, ma rację, przecież wszystko ustalone i postanowione, że jedziemy tylko kasę trzeba mieć. On sobie siedzi za biurkiem i w miesiąc zarabia tyle, ile moja Mama po 20-tu latach pracy, wrrr... Ma pieniądze, to niech ma. Ja nie mam i jakoś żyję jak widać. Mam siłę by walczyć i tańczyć. Pieniądze szczęścia nie dają, nie muszę ich mieć dużo żeby się cieszyć życiem. Poza tym ich nigdy nie ma, kiedy są potrzebne, a jednocześnie zawsze kasa daje się jakoś skombinować. Nad tym Sylwestrem to muszę pomyśleć...
Bo rozdarta jestem, jak ta sosna u Żeromskiego.
I tylko zastanawiam się dlaczego jedyną rzeczą na jaką mam teraz ochotę to przytulić się do ciepłych pleców Eśka i zasnąć...