Komentarze: 6
Rany, jak nic mi się nie chce!!! Koszmar, a trochę roboty i dziś i jutro mnie czeka. Grrr...
... włączyłam płytę zatytułowaną „moje do kołysania”, zapaliłam żurawinową świeczkę, zakopałam się pod kocem i czekałam. Nawet chwilami zdarzało mi się przysypiać, a mimo to czujnie nasłuchiwałam domofonu. W końcu się doczekałam, ale postanowiłam udawać, że zapadłam w sen. Dlatego nie poderwałam się odebrać, tylko pozwoliłam to zrobić swojemu współlokatorowi. Ledwo Esio próg mojego mieszkania przekroczył chciał wiedzieć gdzie się schowałam, Cz. powiedział, że śpię. To Moje Kochanie pyta się czy już długo tak śpię i bez ceregieli wszedł do pokoju, powiedział „hej kochanie”, ale na brak reakcji z mojej strony wyszedł co by się rozebrać. A ja już prawie się pod tym kocem ze śmiechu dusiłam, ale dalej „spałam” snem twardym. W końcu Gucior wszedł, nachylił się, powtórzył „co udajesz, że śpisz? Wstawaj kochanie...”. Ale nie dawałam za wygraną. To on mi jakąś smakowicie pachnącą torbą zaczął przed nosem machać, w końcu położył ją tak, żeby to pachnące coś, co w środku było, mnie swoim zachęcającym zapachem obudziło. Ale Olusia dalej dzielnie walczyła ze śmiechem, który pohamować było coraz trudniej. Spod koca usłyszałam jak Mój Mężczyzna mości się na krześle (jak on mógł tak robić, przecież spałam!!!), szeleści kolejną reklamówką i jakimiś papierkami. W końcu musiałam się poddać...
Usiadłam i nieprzytomnym (sprytna imitacja) wzrokiem popatrzyłam na Eśka. On na mnie, ja na niego. Zapytałam wzrokiem co on tu robi, i co przed moim nosem robi pachnąca smakowicie torebka. Co się okazało. Esio przyszedł do mnie, i czym mnie zadziwił, z zamiarem wyjścia do miasta, zostania na noc i odjechania dopiero rano. Jupi. Bo prawdę mówiąc byłam przygotowana, że zabawi godzinę, dwie i pojedzie. Jak ja lubię takie niespodzianki!!! A teraz co było w reklamówkach: pod nos podsunął mi pyszne mięsko drobiowe ze śliwką – mniam. A dlaczego je podsunął??? Bo najwidoczniej nie przyjął do wiadomości, że moje krwawienia z nosa pojawiły się (jak zwykle o tej porze roku) z powodu przeziębienia, ale wg Esia podstawą była anemia i złe odżywianie. Dlatego postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. W drugiej, tradycyjnie, były puszki z Piastem. Dalej siedziałam i patrzyłam na niego, a on coś za plecami chował, a potem kazał zgadywać w której ręce coś jest. Machnęłam w nie za bardzo sprecyzowanym kierunku, a on wyjął dwie czekolady. Popatrzył, uśmiechnął się i powiedział, ze mam szczęście bo z nadzieniem jogurtowym i tak by mi nie dał. A ja wybrałam swoją ulubioną – Milkę z rodzynkami i orzechami. Kochany jest, prawda??? Tylko co z moją dietą???!!! O raju...
A potem się zaczęło. Pachniał tak... no tak... oczywiście skończyło się na tym, że mój nos w zagłębieniu esiowej szyi się znalazł. Bo ten Adidas tak na jego skórze pachnie, że kosmatki pojawiają się natychmiast, zanim jeszcze zdążę pomyśleć o... czymkolwiek. Esio leżał, jedną ręką mnie przytulał, a drugą robił mi, bardzo zadowolony z siebie i efektów swojej „pracy”, z ust otwór gębowy ryby. Śmiał się przy tym bardzo. I już zaczynało nas nie być. Ciągle mój nos znajdował się w swoim ulubionym miejscu, do tego tak genialnie pachnącym, Żże aż sobie zamruczałam. A co powiedział Esio??? Powiedział, że jestem „zajebista bo on mnie całuje i chciejstwa ma, a ja mu mruczę i nos w szyi trzymam”. W odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko słodko. A potem już nas nie było. Nie było chłopaków w sąsiednich pokojach, no nic nie było. My tylko. Jak bardzo nie chciało mi się odprzytulić od niego, nawet sobie nie wyobrażacie. Ale musiałam bo zbliżała się 19 i Moje Kochanie chciał „Fakty” obejrzeć, a poza tym musiałam zacząć się do wyjścia szykować. W międzyczasie zadzwoniła moja Mama, potem włosy się zbuntowały i ni cholery nie chciały się uczesać (jutro za karę powędrują do fryzjera), a Esio jeszcze Piasta nie skończył. Tak więc wyszliśmy z domu w zasadzie w godzinie, o której powinniśmy być już w „Za szybą”.
Tam już czekał na nas O., jakieś koleżanki chłopaków wykręciły się dołem i nie dotarły. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy i w zasadzie o północy byliśmy z powrotem w domu. Ale ja miałam ochotę... On chyba też. Ale to zdrowy objaw, więc specjalnie mnie to nic a nic nie martwi. Dowiedziałam się też, że Esio dnia 31 grudnia będzie starał się nauczyć mnie jazdy na nartach. Hmmm... To ja mu powodzenia życzę, choć uczennica jestem dość pojętną. I chciałabym go namówić na wyjazd na ITB do Berlina w marcu. Tak bym chciała żeby się zgodził... Powiedzcie mu żeby się zgodził, co???
Co najzabawniejsze w drodze „ Za szybę” zaczęliśmy sprzeczać się o pieniądze – zupełnie jak małżeństwo. Gula mi w gardle stawała, on się stawał jakiś lekko poirytowany, ale w końcu wyszliśmy z tematu cało. Szybko nam przeszło bo, jak już nie raz pisałam, nie jesteśmy się w stanie pokłócić tak porządnie. Póki co nie jesteśmy w stanie, a może nie będziemy... W knajpie żartowaliśmy z tego i tamtego, ale były to sprawy śmieszne dla naszej trójki toteż nie będę się zagłębiać w ich opisywanie, choć dotyczyły moich z Eśkiem relacji. O. tylko siedział, patrzył i się uśmiechał kiedy z Ukochanym zaczęliśmy „pojeżdżać” po sobie jednocześnie dając sobie wyraźnie do zrozumienia czego nam się chce. Przy szatni obwieściłam Esiowi, że jestem rozbrajająca, czemu on przyklasnął, ale już nie pamiętam o co chodziło. W każdym razie zapewne w/w stwierdzenie dotyczyło jakiegoś mojego zachowania.
Swoją drogą to już się nie mogę Sylwestra doczekać. A to jeszcze tyle czasu... Przecież dopiero za dwa tygodnie pojadę do Rodziców... Przez pięć dni zamierzam nic nie robić poza spaniem. Bo jestem zmęczona, czuje to. Najchętniej spać zaczęłabym już teraz, ale jeszcze te 2 tygodnie jakoś się pomęczę. Mam nadzieję, że wytrwam. Eh...
To co, przyjemnego popołudnia, nie??? Na razie.