Archiwum 17 grudnia 2004


gru 17 2004 Zajebiście/-te/-ta/-ty.
Komentarze: 5

To sobie Olcia zrobiła wieczór, a wcześniej popołudnie!!! Zajebiste po prostu i jedno, i drugie.

Pełna zapału wysprzątałam mieszkanie, polałam chłopakom jednego piernika czekoladą i zbierałam się do wyjścia kiedy zadzwoniła koleżanka z grupy z pytaniem czy nie poszłabym z nią do jakiegoś sklepu bo chce sobie kupić sweter. Poszłabym.

Zaproponowałam C.H. Borek bo i tak do Carrefoura zmierzałam z zamiarem kupienia sobie czegoś. Najpierw pojechałam do biblioteki na Szewską oddać przewodniki po Mazowszu i wypożyczyć „Naukę o literaturze” Krzyżanowksiego bo egzamin ze wstępu do literaturoznawstwa zbliża się nieuchronnie – 30 stycznia to właśnie data „egzekucji”. Następnie na Dworcu Głównym PKP kupiłam bilet – odjazd 23 grudnia o godzinie 5:06 z peronu 1. W końcu przyszła E. i mogłyśmy iść. W Terranovie E. znalazła dla siebie liliowy golf, a ja czarną bluzkę z długim rękawem, raczej typu imprezowo-wyjściowego. Mam ją teraz przed sobą, jest z lycry i fajnie w niej wyglądam (niech żyje skromność), jedyny mankament to dekolt. Ja nigdy nie nosiłam tak zajebiście głębokich dekoltów!!! I co teraz??? Oddać??? Nie oddać i się przyzwyczajać do bardziej kobiecych rzeczy??? Metki jeszcze nie oderwałam, znając siebie pewnie ją zatrzymam, ale kurcze... jakoś ten dekolt... Zresztą zajebista jestem swoją drogą – najpierw kupuje, a potem myśli i się zastanawia. I, od razu zaznaczę, nie ma to nic wspólnego z pozakupowym kacem. Ciężki mam orzech do zgryzienia choć Esiowi się pewnie spodoba. Najpierw pomarudzi, że będę kusić, ale spodoba mu się. Mam nadzieję, na wszelki wypadek nie oderwę metki do jutra... Choć jak kocha, to niech kocha mnie taką, jaką jestem, nie??? :D :D :D. Poradźcie, co mam zrobić, pliz!!! (i nie kierujcie się esiowymi wytycznymi, dobra??? Napiszcie tylko czy zostawić, czy oddać. Dodam, że ten dekolt bardzo uwydatnia i uwidacznia biust).

... odebrałam od babci wypraną pościel i przyjechałam do domu. Na wykłady znowu nie poszłam, nie wysiedziałabym. Wczoraj B. pierwsza powiedziała, że wyglądam na zmęczoną. Tak się też czuję, najchętniej cały czas bym spała. W domku zafundowałam sobie dość kaloryczną kolację: parówka wieprzowa (pycha), pierożki ruskie polane śmietaną i trochę posolone (pycha) i czerwony barszczyk (Gorący Kubek – pycha), wykąpałam się, nabalsamowałam kakaowo, wypeelingowałam twarz, wypiłam lampkę czerwonego wina. Aha, jeszcze włączyłam zapomnianą ostatnio płytę Michała Bajora i zapaliłam nowe kadzidełko (też dziś kupione). To wszystko wprowadziło mnie w dość dobry nastrój – zapach The Sun („..woń palącego się kadzidła, niczym promienie słońca, rozjaśnia umysł, daje poczucie pewności siebie i usuwa depresję...” – cytat z opakowania), genialne interpretacje Bajora, wino, a teraz jeszcze herbata z malinowym sokiem. Może włączę sobie jakiś film??? Może „Ame Agaru” według scenariusza Kurosawy??? Być może.

Ponieważ jutro czeka wczesna pobudka związana z kursem pilockim i zajęciami z systemów politycznych i religii świata mówię Wam dobranoc i życzę kolorowych snów – Wasza nie bardzo oddepresowana i bez rozjaśnionego umysłu (co nie znaczy, że The Sun na innych nie zadziała :D :D :D) Olcia.

alexbluessy : :
gru 17 2004 Spać!!!
Komentarze: 5

... Pamiętam, jak w pierwszej klasie liceum zawaliłam semestr z geografii. Na swoje usprawiedliwienie, choć ono ma w tej notce bardzo nieistotną rolę, dodam, ze nie ja jedna zawaliłam i potem musiałam wszystko zaliczać. Rany, a teraz mam być pilotem wycieczek!!! Chodzi mi jednak o coś innego.

... Bardzo się tą geografią przejmowałam. Do tego stopnia, że nie mogłam spać, miałam straszne problemy ze snem. Mama kupiła mi syrop – Melisal na lepszy sen, na wieczorne wyciszenie. Ale podobno w takim stanie wtedy byłam, że mogłabym dostać wodę z sokiem a uwierzyłabym, że to coś mi pomoże spać. Kiedy już wszystko było zaliczone, papier potwierdzający promocję do klasy drugiej leżał w teczce „Dokumenty”, kiedy słońce świeciło wysoko i mocno, w wakacje bezsenność wróciła. Nom...

Ostatnio mam niepokojące, a przynajmniej dziwne sny. Być może to z przemęczenia. Nie mniej są dziwne, nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się, żeby noc w noc coś mi się śniło. To znaczy wiem, ze śnić mi się coś musi bo to naturalna praca mózgu, ale rzadko pamiętałam przebieg snu. A od kilku dni właśnie mam sny dziwne i zastanawiające. W tłumaczenie ich się nie zagłębiam bo jeszcze bym się przejęła, uwierzyła i w ogóle bym oczu nawet nie zamknęła. Mam stany lękowe, to pewne. Mam nadzieję, że miną przez okres świąt. Bo potem sesja się zbliża i mimo tylko dwóch egzaminów noce mogą być lekko niedospane.

Tymczasem trzecia, i ostatnia już, baza piernikowa studzi się na balkonie. Łazienka prawie wysprzątana, za kuchnię się wezmę kiedy pierniki ostatnie dwa będą się rumieniły w piekarniku. Jest coś fajnego w porannym sprzątaniu mieszkania, w ogólnej ciszy tylko przy dźwiękach gitary rosyjskich bardów. Płyty już oddałam, wymieniłam z dr. K. kilka słów i okazało się, że dla naszych uszu pieśni bardów to balsam. I tak jest rzeczywiście przy tej rąbance, którą fundują nam radiowe stacje. No, ale każdy lubi, co lubi. Poza tym mam podobno w linii prostej jakieś rosyjskie korzenie więc moje zainteresowanie z zasłuchaniem jest całkiem zrozumiałe.  Oprócz tego chyba udało mi się nie zawalić testu z angielskiego i już o 17 wyszłam z Instytutu. Tak, jak wcześniej postanowiłam, pojechałam do B. i chłopców. Zaskoczyłam ich wszystkich, dodatkowo przyniesionym piernikiem. Podobno T. już się dopytywał gdzie się podziewam, a tu taka niespodziewanka. Miło spędziłam ten wieczór, pogadałyśmy z B. – następna wizyta chyba dopiero po sesji z indeksem. I się wzruszyłam. Bo podobno T. pamięta jak go obrysowywałam na dużych arkuszach papieru, i teraz jak ktoś to robi to mówi/poprawia, że Ola to robiła tak i tak. A ja „tą” zabawę pamiętam jeszcze ze swojego dzieciństwa... Już w domu upiekłam drugą partię pierników, bo ja w tym roku pierniki rozdaję. Przez pół dnia Esio się dopytywał czy aby na pewno dostanie cały jeden dla siebie i z polewą. Łasuch jeden, ale dostanie. Pewnie, że dostanie. Ale musiałam trochę się poprzekomarzać bo nie byłabym sobą. Ale to niech zostanie już moją słodką (piernikową) tajemnicą.

...Ostatnie 2 pierniki już się studzą, kuchnia wysprzątana – jeszcze tylko przetrzeć podłogę i będzie błyszczeć. Żeby tak zostało... Około 13 wychodzę do miasta, mam ochotę kupić sobie coś bliżej nie sprecyzowanego. Najgorsze jest to, że nie chcę wydawać kasy bo przelew od K. ciągle nie dotarł. Już nie wiem co mam robić, po Nowym Roku czeka mnie zabieg i kasa na to jest niezbędna a tu głupie (albo o nie) 50 złotych nie może dojść. Podejrzewam, że te rozmowy wyniosły więcej, ale niech chociaż te pięć dych dojdzie. I już nie wiem czy to wina banku czy K. Choć dziewczyna uczciwa, w dodatku koleżanka kuzynki, wątpię żeby coś kręciła... Eh. I jak tu spokojnie spać, co??? Jak tu się nie denerwować??? Unikam jak ognia wchodzenia na stronę Pekao24 bo boję się zobaczyć, że tego przelewu ciągle nie ma. Fuck!!! A może jutro pójść do niej??? Tylko chodzić tak tydzień w tydzień, nękać smsami z powodu 50 złotych??? Głupio się czuję, kiedy mam z kimś coś rozliczać. Nie lubię tego bardzo. Z drugiej strony dlaczego mam dawać z własnej kieszeni za czyjeś rozmowy, w dodatku międzynarodowe??? Straszna sytuacja.

Wczoraj obejrzałam film dołączony do ostatniego „Zwierciadła” – „Marlenę”. Nawet się na końcu popłakałam, a potem jeszcze troszeczkę płakałam w poduszkę, ale to już bardziej z innego powodu niż film... W nocy obudził mnie dziwny sen. Wykład z historii Rosji mi się śnił, znaczy, że już ze mną naprawdę musi być źle. Na zegarku była prawie 5, pospałam jeszcze do 9. teraz jest prawie południe a ja nie wiem co ze sobą zrobić. Znowu marazm, znowu zniechęcenie i zmęczenie. Muszę sobie coś kupić...

 

 

alexbluessy : :