Komentarze: 4
Dzisiaj jestem zdecydowanie pozytywnie nastawiona do świata, aczkolwiek trochę senna. Chociaż z drugiej strony niby się wyspałam, położyłam się po 23 nie dokończywszy filmu, a do snu kołysał mnie fortepian Chopina i kołysanki Baczyńskiego.
Na kursie było wyjątkowo nudno, ale to może być tylko moja subiektywna bardzo opinia bo nie przepadam za sprawami politycznymi. Religie świata, które mogły okazać się tematem bardzo ciekawym trwały zaledwie 10 minut, bo czas zajęć się skończył. Szkoda. Lekko śnięta wyszłam na zapłakaną deszczem ulicę i skierowałam się do najbliższych Delikatesów w celu poczynienia kilku sprawunków. Zobaczyłam tłum ludzi przy kasach i od razu zrobiłam w tył zwrot – widocznie nie mieli się gdzie schować przed deszczem to weszli do sklepu, dobry pomysł na wydanie pieniędzy i zarobek, zależy z której strony patrzeć oczywiście.
Esio dziś przychodzi po zajęciach i chcę zrobić coś na obiadokolację – przyjemniej zjeść razem niż w pojedynkę, nie??? Wymyśliłam, że zrobię ryż z sosem chińskim (ze słoika) z dodatkiem pomarańczy (już żywych, jak ja to mówię). Wino, które mi jeszcze zostało z wtorku i piernik. No, ten ostatni jeszcze muszę polać czekoladą zanim Kochanie Moje nadjedzie w swoim porsche czerwonym. Po pomarańcze poszłam na pobliskie targowisko. Ładne znalazłam, słodkie i bardzo pomarańczowe. Cz. wyjdzie z kuchni to zajmę linię swojego frontu.
Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale idąc do domu coś sobie przypomniałam. Głupotę powstałą w moim rozumku, a która swego czasu spory problem dla mnie stanowiła. Pamiętam, jak któregoś dnia niczego nie świadomy Esio podjechał po mnie na uczelnię, a ja zaatakowałam go pytaniem – „na jakiej zasadzie działa automat do napojów”. Od razu wyłożyłam mu swoją teorię o małych skrzatkach w tej skomplikowanej maszynie mieszkających, które w momencie wybrania przeze mnie napoju podają sobie: najpierw jeden bierze plastikowy kubeczek, podaje drugiemu, który sypie do kubeczka kawę. Następnie mój kubek wędruje do trzeciego skrzatka, który sypie cukier, czwarty nalewa mleczka, a kiedy ten pociągnie za specjalną dźwignię piąty skrzatek odkręca kurek i do kubeczka leci wrzątek. Esio spojrzał, minę miał nieopisaną (ale nie kazał robić baranka :D :D :D) i od razu obalił moją teorię. Powiedział, że to wszystko jest jakoś ustawione i że to maszyna tym wszystkim steruje. Czułam się załamana, ale po jakimś czasie musiałam mu przyznać rację. Bo wyobraźcie sobie, że w jakąś środę między leksyką a pracą z tekstem nabrałam ochoty na wafelka. Zeszłam do automatu, wrzuciłam pieniądze, dostałam resztę, wybrałam batonika wcisnęłam guzik i... nic się nie wydarzyło. Nie dostałam batonika. Oszustwo, prawda??? Od razu wysłałam smsa do nadzoru nad automatami ze słodyczami tak, jak to powiedzieli w instrukcji. Wysłałam, ale nie wiem czy coś poprawili bo na wszelki wypadek nie wybieram już Princessy Gold Kokosowej. I na pewno za tym stoi bezduszna maszyna, bo przecież dobre skrzatki dałyby mi batonika i jeszcze „smacznego” powiedziały...
A propos trudnych pytań. W ostatni wtorek powtórkę z koleżanką robiłam przed łaciną, kiedy podeszła do nas dziewczyna z dziennikarstwa i zapytała „jak się rozmnażają Mikołaje”. Zdębiałam bo przecież Mikołaj jest jeden... Ale ponieważ dziewczyna temat drążyła wysnułam teorię, że to tylko nasze złudzenie, ze ich tylu wszędzie jest. Ten prawdziwy obsypuje świat takim specjalnym złotym pyłem i nam się mikołai przed oczami. A on robi swoje...
Zmęczenie rzuciło mi się na mózg!!! Zwariowałam!!! Jakie skrzatki..., jakie rozmnożone Mikołaje???!!! Ten Esio to ze mną ma...
...bluzeczki chyba jednak nie oddam. Zaraz się w nią biorę i będę na Mojego Mężczyznę czekać. Ciekawe co powie...??? :D :D :D Kurcze załapałam nastrój jakiego dawno nie miałam, mam ochotę coś zrobić tylko nie wiem co. Wyżyję się na kurczaczej piersi, pomarańczach i słoiku z sosem. A potem dokończę „Ame Agaru” bo wczoraj sen zwyciężył. A potem to Esio już chyba przyjdzie. A potem...