Komentarze: 9
Przyszedł po zajęciach i ugotował obiad. Sobie, bo ja jadłam wcześniej. Potem włączył swoje ulubione TVN24 i zasnął. Coś we mnie zadrgało. Usiadłam i patrzyłam, oczu oderwać nie mogłam, a przynajmniej ciężko było. Patrzyłam i czesałam ręką jego włosy, a na koniec się przytuliłam. Tak po prostu, gdzieś z głębi to wypłynęło.
I hormony zaczęły chcieć mieć Esia bardzo, bardzo blisko.
Pojechaliśmy. W samochodzie śpiewaliśmy (razem z Cohenem) „Dance me to the end of love” i wspominaliśmy przedwczorajszy wieczór bardzo się śmiejąc do siebie i z siebie.
Na imprezie było bardzo sympatycznie i nie stresująco.
A kiedy już z powrotem jechaliśmy w kierunku mojego osiedla w radiu puścili „Wonderful World”, a my uzmysłowiliśmy sobie, że to już rok... I że jesteśmy przypadkiem beznadziejnym, że nic nie można poradzić bo nam się nie pomoże. :]
Dokładna rocznica – pierwszego spotkania mija w przyszłą sobotę. Świętowania nie będzie, ale być może będzie coś innego :] Coś, co ma znaczenie i jest zabawne dla nas, osoby postronne mogą nie do końca zrozumieć. :] I Esio bardzo specyficzny prezent ode mnie dostanie. Już się doczekać nie mogę. :D
W ogóle to Esia miałam przy sobie i u siebie od piątkowego wieczora... W piątek wieczorem, w sobotę po zajęciach, w niedzielę do południa a potem po jego powrocie z uczelni. Myślałam, że pojedziemy na imieniny jego mamy, potem on mnie odwiezie i wróci do domu. A on jakby to było oczywiste i wcześniej ustalone przebrał się, zaproponował podjechanie do kolegi po jakieś nowe filmy i pojechał ze mną. I został. I jeszcze go sobie przez resztę wieczoru i noc miałam.
I ja uwielbiam jego ciało. Klatkę, ręce, twarz (z tą zabójczą bródką i blizną na czole) i jego brzuszek lubię... A brzuszki mamy oboje i oboje nosimy biodrówki. A za niedługo, jak dobrze pójdzie, wyjdziemy razem w naszych krówkach. I będzie fajnie.
I słońce wychodzi nieśmiało. I będzie dobrze bo musi być. Słońce wstaje każdego dnia, a poza tym nos mnie od paru dni swędzi wyłącznie po dobrej stronie.
Granatowa krowa czeka na Esia, a na mnie czeka krakowski obwarzanek, sok z marchewki i obsługa turystów. Wrrr...
Ale wieczorem, jak Ukochanego zobaczę w tej koszulce to będzie MRRR... ;o)