Komentarze: 6
Jeść pizzy o północy to mi się jeszcze nie zdarzyło, a wszystko przez Ukochanego, który uczył się wczoraj cały wieczór no i mu się zgłodniało o takiej właśnie porze. To zamówił dwie pyszne, a na zagryzkę był batonik Baunty.
Dziś podwójny obiad: mój ryż z warzywami i ziemniaczki młode z kalafiorkiem i kefirkiem pomysłu Eśka, i deser z truskawek (mój). Hm, to ja stałam przy kuchni, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Dzisiaj Ukochany bawił się w pana wygodnickiego, ja mam za tydzień urodziny to będzie miał szansę się zrehabilitować :> (już powiedział, że coś upichci, a i na tort mam szansę :]).
Jeszcze 2 egzaminy tylko. Choć jak mam być szczera, to odkąd w czwartek zdałam historię (trochę dużo powiedziane, że zdałam bo pani dr hab. odpowiedziała na dwa pytania za mnie), a pytania miałam straszne: rządy Borysa Godunowa (ten temat akurat chciałam, i nie wiem czemu ale ubzdurało mi się, że Iwan IV zabił swojego syna Iwana, a nie Dymitra. A przecież ten mały Dymitr miał na imię...), Rosja w I wojnie światowej i rozpad ZSRR.
A dziś jeszcze była wegetacja: jedzonko - drzenka - jedzonko - drzemka. I jeszcze trzeci epizod gwiezdnych wojen był, ale przespałam, sen zwyciężył. Zresztą to była pierwsza i ostatnia część tego filmu jaką miałam okazję oglądać.
I ja tak bardzo, bardzo, bardzo mucio tego Esia mojego ljuublju, że nie mogę po prostu.
Reasumując: miałam smaczną niedzielę.