Komentarze: 5
Oprócz katalogów IKEI lubię też przeglądać swój zbiór kulinarnych przepisów. Kombinuję co ugotować, przygotować, jakby coś fajnie wyglądało w mojej knajpce. Na razie tylko dla Ukochanego mogę pichcić. A on jest wdzięcznym konsumentem i to czysta przyjemność.
Dziś też mam ochotę coś dla niego przygotować. Nic wymyślnego, ale coś pysznego. Powiesimy półkę, zawiesimy „Słoneczniki” van Gogha, a potem usiądziemy i będziemy się delektować – widokiem naszego dzieła i smakiem kolacji. ;o)
Bo zrobiłam lekkie przemeblowanie pokoju. Musiałam bo niedługo będę kupować nową kanapę i istniała obawa że nie zmieściłaby się tam, gdzie ma stanąć. Do pełnego efektu brakuje mi tylko półki i reprodukcji van Gogha właśnie.
Kota znowu musiałam skazać na przymusowe wygnanie bo nie dawał mi zasnąć. Zadziwiające, że pora snu kota i jego pana jest tak różna.
Rano został do pokoju wpuszczony i od razu zaczął polowanie na moje ręce i palce u nóg. Nie wyszło mu i zaczął rozróbę – przewrócił doniczkę z kwiatkiem, chciał zjeść kalendarz, coś wcisnął na klawiaturze. A wcisnął tak, że nie mogłam tego odcisnąć i musiałam uruchomić nowy dokument.
(Znowu przewrócił tego samego kwiatka!!! Wrrrr....)
Dostałam też maila od koleżanki, która jest już mężata, a niedługo będzie tez dzieciata. Zazdroszczę jej trochę. Sama, póki co, muszę zająć się narwanym kociakiem.
Mlekiem popijam razowca z białym serkiem i dżemem z fig. Ciągle intensywnie myślę, co jeszcze mam dziś załatwić i jaką drogą najlepiej jechać żeby oszczędzić czas. Na koniec do Leklerca bo w promocji za 8.99 PLN można kupić 12 saszetek Kitekata „Swojskie dania”.
Wracając, już na osiedlu kupię ciemną czekoladę do picia. Dziś wypada smak marcepanowy (zwykły i pistacjowy już próbowaliśmy – pycha!!!). No i jeszcze coś na kolację przygotować...
Ale wieczorem zacumuję do mojego stałego lądu.