Komentarze: 5
Wczoraj:
W żyłach czułam czerwone wino z pepsi max. Moi Mężczyźni spali – jeden pochrapywał, drugi leżał w jego nogach. Chwilę wcześniej leżałam przy nich, jednego gładziłam po głowie, drugiego pod brodą.
Zastanawiałam się, jak kociątko zareagowałoby na zwierzęta w ZOO. Wybraliśmy się tam, ubaw mieliśmy przedni, a wracając wstąpiliśmy zobaczyć jak odpicowali Pergolę. Zrobiona rewelacyjnie. Przy okazji w WFF odbywały się Targi Ślubne, ale pożałowaliśmy dychy na wstęp. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że super wesele byłoby na wolnym powietrzu, pod jakimiś zadaszeniami w razie ewentualnej niespodzianki pogodowej, z grillem, orkiestrą, pieczonym baranem itp.
W samochodzie już okazało się, że eśkowa eks dzwoniła do niego nad ranem któregoś dnia z USA. Niezła była, która dzwoni do swojego byłego w takich godzinach z tak daleka. Trochę mnie siekło, ale było mi dziwnie spokojnie, co wzięłam za dobry znak. Choć moja mina musiała być niewyraźna bo Esiek nazwał mnie głuptaskiem, kazał pozbyć się myśli i się uśmiechnął. A jak on się śmieje to oczy mu się też śmieją...
Na kolację przyrządziliśmy sobie pizzę, zrobiliśmy po drinku i zalegliśmy przed TV. Fiodor oczywiście z nami. Klimaty Kiljańskiego i wino z pepsi wprawiły mnie w rozluźnienie-marzycielski nastrój. Do rzeczywistości przywrócił mnie Ukochany mówiąc, że taka jestem: rozmarzona, że tylko dać mi powiewną sukienkę i wypuścić na łąkę pełną kwiatów. Tylko, że jak coś idzie nie tak to to moje rozmarzenie pryska i już jest raczej płaczliwie. Bo, na przykład, okazało się, że na łące nie ma kwiatów. :]
Nuciłam piosenkę z reklamy piwa Miller, pląsałam po pokoju z drinkiem w ręku i było fajnie. Tak spokojnie.
A dziś:
Obudziłam się przed siódmą, nad blokami wschodziło czerwone słońce. Pięknie było. Mocniej przytuliłam się do Ukochanego i wsłuchiwałam się w jego oddech, ale kocię nie dało mi długo poleżeć domagając się porannej porcji swojego mleka.
Byliśmy u babci Eśka. Kotek zobaczył wieś, poznał nowe otoczeni – co zaowocowało kilkoma nowymi zadrapaniami na moich rękach, pooddychał świeżym powietrzem. My zresztą też.
A teraz jestem już w domu. Znowu pustym, jeśli nie liczyć śpiącego na kolanach kocięcia. Ukochany wpadnie w piątek wieczorem po swoim egzaminie, a w sobotę bierzemy się od rana do malowania. Być może kanapa też już będzie bo Tata coś się zapowiada na końcówkę tego tygodnia. I jakoś mi tak rzewnie teraz. Moglibyśmy znaleźć już gdzieś swój kąt. Taką naszą przystań. Gdzie byłby piesek, i kotek i kwiatki w doniczkach. I my byśmy tam byli szczęśliwi. Cholernie szczęśliwi...
[chlip]