Komentarze: 2
Fiodor po zastrzyku padł. Śpi od kilku dobrych godzin, i teraz wydaje mi się, że chyba za długo. Może zjeść coś powinien... A on tylko odwiedził kuwetkę i wrócił na moją poduszkę.
Obejrzałam „Magdę M.” w TVN. Spodobało mi się. Jakąś przesadną fanką seriali nie jestem, ale co robić w samotny, ciemny wieczór. Przynajmniej popatrzę sobie na żywe kolory, lubię takie filmy. „Nigdy w życiu” też takie jest.
W przerwie na reklamy zaczęłam się zastanawiać czy ta gra dla dwojga to był dobry pomysł, czy jestem na tyle odważna żeby aż tak się otworzyć. Przecież tam, oprócz mniej i bardziej smakowitych zadań, są pytania prawie jak od terapeuty specjalizującego się w polepszaniu czy poprawianiu związków. A mojego przecież nie trzeba polepszać. No, przynajmniej mam taką nadzieję.
Oglądając zapragnęłam mieć wszystko razy dwa. Dwie szczoteczki, dwa ręczniki – hm, te akurat mam w duecie. Dwa takie same zestawy śniadaniowe (żeby się komponowało) – dwa talerzyki, kubki, filiżanki, spodeczki. Tak, jak dwie są połówki czerwonej pomarańczy. I nie wracać już do pustego domu... No i się rozrzewniłam.
Rozrzewniłam się do tego stopnia, że wysłałam Ukochanemu znalezionego, gdzieś w Sieci smsa: „Telefonik cicho puka A mój zasięg Ciebie szuka, smsy szepczą skromnie Tęsknię bardzo – napisz do mnie”. A on nie odpisał. To znaczy odpisał: „a to moje kochanie mi takie piękne smsy wysyła. Dziękuję bardzo, buziaki”. I tyle. Poduszka się trochę mokra zrobiła. Bo nie na to liczyłam.
A mi trzeba romantyczności, i on o tym wie. I znowu ta zacięta myśl, że nigdy więcej. A za nią następna, że nie mam co się oszukiwać bo to nie ostatni raz robię jak mi uczucia dyktują. A on, mam wrażenie, zero inwencji. Nie przyjmuję tłumaczenia, że może on jest taki niedomyślny, że nie wpadnie na pomysł, że... To są jego słowa, ale ja ich nie kupuję i mu to powiedziałam po powrocie z Sobótki. Wtedy, co wyszedł i zaraz wrócił. To znaczy jak wrócił mu powiedziałam.
I teraz czekałam, a on nic. I nie mówcie, że pewnie coś szykuje jak nie szykuje. On jest tak cholernie przewidywalny. A jak się spodziewam czegoś innego, co nawet sama zaczęłam, to się zawodzę. Nie zawsze, ale często.
A przecież kiedyś nawet maki mi o północy kupił. To znaczy kiedyś, dwa miesiące temu może. Czyli nie tak dawno jeszcze.
I, kurde le bele, sama dobrze wiem, że zarzekania na nic, ze jutro rano i tak coś napiszę. Zamilknę potem. Będę udawać, że źle się czuję. Tak, całkiem kłamać to nie będę i tak mam jutro umówioną wizytę u chirurga w sprawie wycięcia ostatniego znamienia. Może coś zaskoczy w męskich trybikach.
Cholewcia, wściekam się, chlipię i cyrki odstawiam, a tak naprawdę to życie z romantycznym, czytającym w myślach i słodzącym facetem byłoby nudne. Potwornie, przynajmniej dla mnie bo aż tak liryczna (choć roztkliwiać się lubię) to nie jestem. Nadmiar cukru szkodzi, a jak lubię czekoladę owszem, ale deserową czyli – i słodyczy i „goryczki” w sam raz. Czyli, że jest okej.
No niby jest, ale co z tego skoro idę dalej pochlipac???