Komentarze: 3
Plan jest kretyński, nie wiem czemu studia wieczorowe zaczynają się o 15. Przecież my, przynajmniej co poniektórzy, chcemy pracować, a w takim trybie to średnio możliwe. I co z tego, że poniedziałek jest wolny, a we wtorek tylko angielski – no, może nie do końca, bo opiekunka roku zapomniała dodać nam teorię przekładu. Ciekawe gdzie to cudo wciśnie.
Babka w dziekanacie, jak zwykle prawie tańczyła, żebym wyszła od niej ze wszystkim załatwionym. Co prawda dodała, że 2 tysiące mam wpłacić do końca roku kalendarzowego, ja jej odpowiedziałam, że nie jestem w stanie i z uśmiechem powiedziałyśmy sobie do widzenia i już. Jeszcze tylko wizyta w pokoju socjalnym po papier dla PKO.
I pomyślałam sobie, że nawet kosztem zajęć (nie moja wina, że są o tak idiotycznej porze), ale będę pracować, jeśli będę miała okazję. I już. A co???
Jest ciężko, jeśli nie znajdę jakiejś roboty to będzie ciężko. Poderwałam się wcześnie i od rana uruchomiłam manufakturę. O 17 byłam na jakiejś rozmowie, ale facet rozłożył ręce i powiedział, że choćby nie wiem jak chciał to w tym momencie nie jest w stanie nic dla mnie uruchomić. Bo praca byłaby nawet fajna, tylko mój tryb studiów stanowi problem. Może przenieść się na zaoczne??? Tylko, że jak ja się wtedy języka nauczę...
Jutro mam kolejne dwie rozmowy. Jak telefon milczał to rozdzwonił się akurat jak byłam w autobusie. A wcześniej dzwonił, kiedy byłam w uniwersyteckiej kasie, wpłacałam pieniądze i raczej ciężko było mi odebrać.
Fiodor zasnął mi na kolanach, w piątek zaprowadzimy go z Najlepsiejszym Bratem na szczepienie. Coraz bardziej czuję się jak bohaterka serialu, tylko, że w przeciwieństwie do niej mi się zdarza niektóre wieczory spędzać nie-samotnie i nie tylko z kocięciem na kolanach.
Ł. mnie wczoraj wkurzył potwornie. Kociątko bawiło się w przedpokoju papierkiem od wina i trochę szurało. Ale nie do tego stopnia, żeby wybiegać z pokoju z krzykiem, że jak się zaraz nie uspokoi (kot) to on (Ł.) mu pokaże. Nerwowy jakiś ten Ł. czy coś, oczywiście wydarłam się na niego. Nie pozwolę żeby mi na Kociątko wrzeszczał. W końcu to mój kot i ma prawo bawić się jak chce. Tym bardziej, że ani nie wchodzi Ł. do pokoju, ani nie miauczy, i w ogóle jest dość spokojny.
Potrzebuję mocnego drinka, miękkiej poduszki i ciepłej kołdry. Kiedyś z Ukochanym planowaliśmy wieczór z Norah Jones, czerwonym winem i czymś jeszcze. Świeczkami chyba... Przed chwilą mu o tym przypomniałam, ale najwidoczniej ma gadu off.
W ogóle ostatnio rzucam mu sugestiami co bym chciała, jak moglibyśmy spędzić czas. W niedzielę, na przykład, byliśmy w Rynku i zrobiliśmy sobie zdjęcie na pierwszej stronie GW. Ale to tak przejazdem...
Ciekawe ile z tego, co słyszy, w nim zostaje, a ile znika. Mogę się domyślać, i czekać na ewentualny cud...
Ja chcę być Żoną i Matką!!! Już mi się strasznie chce, i pociągi mam. I sny też.