Archiwum 21 listopada 2005


lis 21 2005 Refleksja.
Komentarze: 6

„Kocham cię za to, że cię kochać muszę

kocham cię za to, że cię kochać mogę

kocham cię za to, żeś ty mi jedyny...”

 

... nie wiem, czy to roztargnione rozrzewnienie po sobotnim spotkaniu ze znajomymi tak wpłynęło, ale zdjęłam z półki Tetmajera i zachlipałam nad kilkoma wierszami. Potem chlipałam jeszcze na powtórkach seriali, przy „Tańciu z gwiazdami”. Bo cały czas miałam przed oczami Ukochanego.

 

Ostatecznie Sylwestra spędzimy we czwórkę (no, w piątkę, bo jeszcze Kociątko), bo jeszcze tylko A i M. jadą z nami. W sobotę zgodnie zdecydowaliśmy, że mimo dyskoteki zamiast balu będziemy się świetnie bawić. Mamy w cenie 3 wejścia na basen, zniżki na wyciągi, wieczór karaoke z kuflem piwa na odwagę, dyskotekę integracyjną no i Sylwestra oczywiście. Chyba nie wyszliśmy źle na tym, że ze Słowacji zrezygnowaliśmy.

Szkoda tylko, że z deklarowanych ośmiu osób nagle zrobiło się sześć, a zaraz potem zostało nas już tylko dwie pary. Ale co tam, niech inni żałują.

 

W najbliższy weekend robimy sobie Andrzejki. Będzie pysznie, pod każdym względem. Menu wzięłam na siebie, wczoraj powstała lista zakupów. Niedrogo, ale smacznie i sporo. O napitki się martwią inni, ja nie mam siły nawet myśleć o tym po sobocie. No cóż, nie jestem święta...

A kiedy jeszcze świeczki, Martyna Jakubowicz i znajomi...

 

 

Prezent dla Ukochanego zapakowany czeka w szafie. Ciekawe, jaka będzie reakcja, a to jeszcze dwa tygodnie ponad.

Dostałam paczkę z moim sylwestrowym strojem – na allegro za 25 złotych znalazłam świetne lycrowane spodnium w kolorze wina. Jest rewelacyjne. Za tydzień przychodzą D. i B. to wymyślimy dodatki. Chociaż B. już ma wizję – ponieważ buty są czarne, reszta też taka być powinna – a więc, szeroki pasem zastąpi się czarną chustą przewiązaną na biodrach, w uszy wsadzi długie kolczyki, i jeszcze coś na szyję – nawet coś tam już wypatrzyłyśmy. A włosy zaczeszę i potraktuję końską dawką brylantyny. I brokatem ;)

 

O Ukochanego się martwię. I mu o tym jutro powiem. Że ma fajki rzucić. Bo się boję, że może go kiedyś zabraknąć... (TFU TFU TFU). A przecież on jest Mój... On jest TYM, na kogo się czeka... I jeszcze u niego w rodzinie nowotwory są powszechne. Boję się. Nasłuchałam się przez ostatni weekend, z telewizji, z radia, coś tam w gazecie znalazłam. W nocy znowu nie mogłam spać, radio znowu grało do rana, a kiedy się obudziłam to się rozpłakałam i zarzekłam, że jutro z nim pogadam. Jak nie dla siebie, niech dla mnie to zrobi.

TFUUUUUUUU.................

 

Na uczelni dzieje się coraz więcej, a czasu jest coraz mniej. A mi się nic nie chce, nie mam siły. Nie chcę o niczym myśleć. Ochoty też na nic nie mam. Ale skoro już płacę te dwa tysiące za semestr to muszę z siebie coś wykrzesać. Minimum jakieś chociaż...

Przypomniałam sobie jak chodziłam w zeszłym roku na kurs pilocki. Sobota, niedziela od rana spędzana była w biurze. Jakiś klimat był... Za oknem ciemno, śnieg, chlapa, ludzie idą gdzieś zaspani, zmęczeni, a my siedzimy w ciepłym pokoju. Jakaś przerwa, wycieczki do pobliskiego sklepu. Nawet mile to wspominam... Fajnie było.

 

.........................

 

 

„(...)Kocham, ach! Kocham, po sto razy wołam,
A ty się smucisz i zaczynasz gniewać,
Że ja kochania mojego nie zdołam
Dosyć wymówić, wyrazić, wyśpiewać(...)”

 

 

alexbluessy : :