Komentarze: 3
...Sylwestrowy wyjazd był rewelacyjny!!! Szkoda, że te cztery dni tak szybko minęły. Nie obyło się bez stresów – raz nawet mieliśmy śmierć w oczach, kiedy Ukochany na chwilę stracił panowanie nad kierownicą, kiedy wbiliśmy się w zaspę i trzeba było samochodzik wypychać. Na stresie się skończyło, potem każdy tylko piwo otwierał – no, kierowca oczywiście nie. Potem, już w hotelu otworzyliśmy przedsylwestrowo szampana co by za zdrowie zwinnej fiesty Ukochanego wypić.
Z basenu korzystaliśmy, z wyciągów też, bakcyla połknęłam i od wiosny zaczynam kompletować sprzęt – instruktor dał mi wskazówki, co jakiej długości i ilu metrach skrętu. Na balu najwięcej, a raczej prawie wyłącznie, bawiła się nasza czwórka. Powznosiliśmy toasty, spróbowaliśmy nowych drinków. Znaleźliśmy też genialną pizzerię, szkoda tylko, że do Nowej Rudy jest taki kawał. Ale może jeszcze raz na narty w tym roku...
Tylko Kociątko ma prawo mnie znielubić, bo mu wycieczki funduję. Najpierw pociągiem przez całą Polskę tam i z powrotem, potem samochodem po brzegi wyładowanym ludźmi i bagażem, pobyty w nieznanych miejscach a dzisiaj operację... No, ale to dla jego dobra. Choć serce mnie ściska jak na niego patrzę – jeszcze się z narkozy nie wybudził.
Zakochałam się na nowo. Jeszcze bez pierścionka, ale usłyszałam i powiedziałam TAK. A potem jeszcze powiedział, że ze mną chce już zostać, i że jestem jego prezentem. Niestety, milionerami nie zostaliśmy – a z okazji Nowego Roku postanowiliśmy trafić szóstkę.
Dobra, koniec tego dobrego. Święta, święta i po świętach. Trzeba wrócić do rzeczywistości, sesja się zbliża...