Komentarze: 1
Zmieniam się. Mniej płaczę, mniej się przejmuję. Zresztą im więcej będę się martwić tym będzie gorzej, a po co mi to??? Nie mogę się doczekać seminarium Reiki, na które zapisała mnie E. Aż mnie ciarki przechodzą po plecach, już bym chciała, a musze poczekać jeszcze dwa tygodnie.
Na jutro mam oddać jakąś pracę z techniki pracy naukowej, ale chyba oddam ją w czwartek. Nie czuję się dzisiaj najlepiej, nie mam ochoty pisać. Nie chce mi się. I co z tego, że mam wstęp dopiero??? Dam radę. Twardym trza być, a nie miętkim.
Ukochany zauważył zmianę we mnie i był bardzo zaskoczony, to niech jeszcze trochę będzie bo to miłe w gruncie rzeczy jest. Może dam mu do (po)myślenia troszkę przynajmniej.
Sesja się zbliża, nie myślę o niej – nie chce mi się. Co ma być to będzie, niebo znajdę wszędzie. Ogarnęło mnie uczucie totalnej bezwoli, najchętniej zmieniałabym programy w TV, albo patrzyła w sufit. Tymczasem trzeba szukać nowych współlokatorów, pilnować zapisów na szkolenie i zacząć cośkolwiek działać w związku z egzaminami.
A słońce takie piknę ciepłe, a mi się tak nie chce.
I jeszcze moja ulubiona piosenka mi gra… „No difference” Everything But the Girl. Chciałabym przejść się wśród kwiaciarni na placu Solnym z Ukochanym I żeby nam się ta piosenka nuciła, albo grała gdzieś w tle..
Kocham, ach kocham, po sto razy wołam!!! Tralala…