Archiwum 20 kwietnia 2007


kwi 20 2007 To już jest koniec.
Komentarze: 4

Znalazła mnie praca. W środę zaczynam. Hm, ale w pamięci moment złozenia szefowej wypowiedzenia. Nasłuchałam się trochę... Uważam, że nie zasłużyłam na słowa "sprzedałaś się", "trzeba pracować dla idei, a nie na wakacje szefa, zeby mógł na Hawaje polecieć". Hm, przykro, zabolało. Dużo serca i pracy włożyłam w to, żeby Centrum zaczeło działacć żeby coś się dziać zaczęło. A że odchodzę? Każdy ma rzeczy, które są dla niego ważne, ale są też te ważniejsze. Ja chcę założyć rodzinę, mieć dzieci. Nic dziwnego, że odchodzę. Do firmy z kapitałem niemieckim, gdzie pensja zawsze określonego dnia na konto, super dodatki socjalne, możliwości. A że przez całe miasto na lotnisko będę jeździć? Trudno, miesiąc się pomęczę dzieląc pracę z uczelnią. Potem będzie łatwiej. I pieniądze dwa razy większe. I spokój... Już nie mam ochoty przychodzić do biura, już nic nie muszę - niczym się przejmować, nic robić. Jeszcze dziś, poniedziałek i wtorek. Potem urlop. Zostały mi cztery dni. Mam prawo je wykorzystać, nikt mi nie zapłaci, jeśli nie wyurlopuję ich przed odejściem. Szefowa się wkurzy, że od środy znikam... Hm, nawet nie mam ochoty się z nią żegnać po tym, co usłyszałam, jak się zachowuje... Co ona chce mi pokazać, co udowodnić? Że się sprzedałam? Może, ale nie ma się nad czym zastanawiać. Ja jestem typem Matki Polski, ona nie. Szkoda mi tylko dwóch koleżanek i naszych biurowych pogaduszek... Ech...

Nie zamierzam też brać na siebie roboty dodatkowej, po co zaczynać coś, czego nie skończę. Przekażę tylko swoje uwagi i "wizje" dziewczynie, która przyjdzie po mnie. Tyle mnie będzie. żal jednak we mnie siedzi... I bunt jakiś. Bo szefowa chce obdzielić mnie nowymi obowiązkami. Nie wiem po co, skoro i tak jasne, że nie skończę tego. Ech...

Jutro urodziny u A. - Ukochanego koleżanki z liceum. Już czwarte, na które idziemy razem. Po pracy pójde kupić jakiś prezent, wino. Może dziś wieczorem skoczymy do znajomych... Czas elci, zaraz maj. Moja praca licencjacka choć neico drgnęła, czeka na majowy weekend. Na razie,cudem, udało mi się wyrwac na uczelnię i zaliczyć kartkówkę, na której mnie nie było. Dobrze, że nikt akurat ode mnie nie chciał niczego i mogłam wyrwać się z biura. Już nic nie muszę... I powiem to szefowej jak zacznie coś mówić, że jeszcze trzeba to i tamto zrobić... Nie ja. Już nie. Nigdy nie myślałam, że w takiej atmosferze będę odchodzić z tej pracy. Lubiłam ją, nadal lubię. Ale teraz, już na trzeźwo i z boku trochę, widzę jak niezdrowe panują tu stosunki.

Piękna pogoda. Już nie mogę doczekać się końca dnia. Może w końcu się wyśpię. Od poniedziałku chodzę niewyspana... W końcu weekend... I nic mi go nie zepsuje. Czego i Wam życzę. Pozdrawiam.

 

 

 

alexbluessy : :