...tylko to mi chyba zostało...
Coraz rzadziej mi się myśleć o czymś innym niż o S. Nawet kiedy wydaje mi się, że o nim nie myślę to myślę. I widzę go. W zakamarkach, splotach ulic. Widzę, słyszę, czuję. To ostatnie irracjonalnie, podświadomie. Ciągle wściekam się, kiedy przez pół dnia nie wysyła choćby sygnału i przyciskam do siebie telefon, kiedy taki sygnał dostanę.
„I’m Afraid to sleep cause if I do I’ll dream of you and my dreams are always deep on the pillow where I’ll weep”
Poza tym zaczęłam mieć sny. Są tak intensywne, że kilka razy obudziłam się i poczułam żal pomieszany ze smutkiem i odrobiną rozczarowania, że nikogo nie ma obok mnie. Dzisiaj też tak było.
Śniło mi się, nie wiem czy ma to jakieś znaczenie, że byłam w łazience i brałam prysznic. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi, otworzył Ł., mój współlokator. Zaraz potem zapukał i powiedział, że mam gościa. Wyjrzałam przez wizjer (skąd on się wziął w łazienkowych drzwiach???) i zobaczyłam S. jak znika w moim pokoju. W przedpokoju stał Ł. i jacyś jego znajomi, wszyscy ustawieni w taki sposób, że tworzyli coś na kształt przejścia. Wyszłam z łazienki ubrana w moją ulubioną niebieską piżamkę w obłoczki, przeszłam między tymi wszystkimi nieznanymi ludźmi i weszłam do pokoju. Prosto w ramiona S. przyszedł z bukietem zawiniętych w celofan róż. I zatonęłam w cieple... I obudziłam się... i zobaczyłam, że nikogo nie ma obok mnie...
Przed wyjściem do pracy zeszłam do sklepu. Wracając zobaczyłam znajomy samochód: „Nie, to niemożliwe – pomyślałam – jeszcze wczoraj był w Londynie przecież”. A za chwilę zobaczyłam znajomą (tak mi się wydawało) sylwetkę. W dodatku ten mężczyzna poruszał się w tak dobrze znany mi sposób. Stanęłam jak sparaliżowana, przestałam myśleć, nie bardzo wiedziałam co robić. Zanim się opanowałam ten facet się zbliżył. W niczym nie przypominał Mojego S. „Olka opanuj się” – pomyślałam.
Zastanawiam się czy ten sen i „wizja” spod sklepu mogą mieć coś ze sobą wspólnego. Czy jedno może wynikać z drugiego na przykład. A między jednym, a drugim zanim wstałam, leżałam i coś mi się przypomniało. To było spotkanie z S. Przyjechał „na kawę”. Siedzieliśmy u mnie w pokoju, on pił kawę, ja herbatę, rozmawialiśmy. W pewnym momencie on wykonał swoją ręką ruch w stronę mojej ręki, tyle że w tym samym momencie ja sięgnęłam po kubek. „Chciałem cię wziąć za rękę, ale chyba mi nie wyszło’ – w jego oczach zobaczyłam mieszankę zmieszania, nieśmiałości i bladego uśmiechu. Ale wziął mnie ostatecznie za rękę, a ja najpierw zaniemówiła, potem przeszył mnie jakiś prąd, a potem było ciepło... A kilka dni później powiedział: „Dziękuję ci za przywrócenie mi wiary w życie, poczucie bezpieczeństwa i ciepło.” Dziękował za to, ze czasem mu się łza w oku zakręciła, że otworzył się, a myślał, że nie umie otwarcie mówić o pewnych sprawach. A na koniec za to, że poczuł coś, czego myślał, że już nie poczuje. Popatrzyłam na zdjęcie, co mogłam zrobić – wyszeptałam tylko: „tęsknię za tobą, tak bardzo za tobą tęsknię”.
„When I need you I just close my eyes and I’m with you...”
Nie chcę się znowu wpędzać w paranoję, ale podobno sny tłumaczy się na odwrót, a „słowa są największym oszustwem na jakie nas faceci nabierają”. Ale tym razem będzie inaczej. Tym razem będzie dobrze. Ja to czuję i wiem. Ja w to WIERZĘ...
Do pracy postanowiłam iść na nogach, ale kiedy wiatr zaczął wiać jak oszalały, a pyłki drażnić gardło zdecydowałam się na tramwaj. To miał być spokojny dzień. Trochę zająć się T., odebrać K. ze szkoły, podgrzać im zupę i tyle. Chwilę porozmawiałam z B. I właśnie, kiedy rozmawiałyśmy w kuchni, w pokoju obok mały T. skasował jej kawałek pracy doktorskiej. Bo zostawiła włączony komputer z otwartym plikiem i poszła doprawiać zupę nie zapisawszy wcześniej zmian. No i T., który mimo swoich 4 lat komputer umie obsługiwać pozamykał jej wszystkie pliki i powstał problem. Wzięłam dziecko i poszłam z nim do parku. Nawet nie zauważyłam jak minęły 2 godziny. Poszliśmy po K. w domu chłopaki zjedli zupę, zaraz potem przyszła B.
W autobusie jak zwykle słuchałam Dido i nawet jakoś przyjemnie się poczułam. Ale jak tylko przyszłam do domu mój nastrój runął w dół. Ledwie włączyłam komputer od razu znalazły się osoby pilnie czegoś potrzebujące. A ja tylko włączyłam komputer... Zerknęłam na listę – u S. zniknął opis, to znaczy, że był on-line. Jeszcze gorzej się poczułam. Dlaczego nic nie napisał??? Dlaczego nie wysłał żadnej wiadomości??? Dlaczego nie mam żadnego e-maila??? Dlaczego??? Dopiero jeden ze Znajomych powiedział: „uspokój się. za dużo myślisz, wyluzuj. Na pewno nic się nie stało. Napisze wieczorem, zobaczysz.” Miał rację, tyle, że pomylił się w jednej rzeczy. W porze dnia. Bo tylko skończyliśmy rozmawiać do pokoju zapukał Ł. i powiedział, że S. dzwoni. –„halo?” „cześć kochanie, co tam u ciebie?” – „zestresowałam się aż, coś się stało?” „nie, u mnie nie. Ale co u ciebie?” – „dół za dołem” – „wiem, czytałem e-maila. Nie odpisałem bo byłem tylko na 15 minut. czemu ty mi się misiu tak dołujesz w tej Polsce, hm?” –„czemu? Nie wiem. Jechałam autobusem nawet się lepiej poczułam, ale przyszłam do domu i znowu to samo...” „wiem, wiem jak wyszedłem z kafejki też doła załapałem. Za wcześnie z pracy wyszedłem. Bo teraz różnie chodzę....” Porozmawialiśmy chwilę, odłożyłam słuchawkę i jedyne na co miałam ochotę to albo spać, albo płakać. Nic więcej. Bo w pewnym momencie S. się zapytał: „a co taka tęskniawa cię wzięła, że tak się źle czujesz???” I co ja mu miałam powiedzieć??? Że tak??? Że czasem mam wrażenie, że nie wytrzymam, że to mnie przerasta, że to nie ma sensu, a że najbardziej chcę żeby wrócił??? Jak bym coś takiego powiedziała to bym się tylko rozpłakała do słuchawki, a tego nie chciałam. A ja po prostu każdego dnia raz czuję, że dam radę, a zaraz że nie. I powiem szczerze, podczas tej rozmowy miałam ochotę mu powiedzieć: „tęsknię za tobą, jest mi bez ciebie źle i chcę żebyś wrócił”. Ale nie mogę być egoistką przecież, prawda???