Archiwum lipiec 2004, strona 6


lip 04 2004 Bóg gra z nami w szachy.
Komentarze: 0

Dzisiaj do mnie dotarło, kiedy TAM poszłam, że nie umiem już się Modlić. Usiadłam w ławce, popatrzyłam na tych wszystkich ludzi, którzy prawdopodobnie Wierzą, albo może przychodzą z przyzwyczajenia, ale to już ich sprawa. A ja??? Jak to jest ze mną??? Wierząca, wątpiąca, szukająca swojej Drogi – tak bym o sobie powiedziała. Człowiekowi jest potrzebna świadomość, że nie jest sam na tym świecie, że Ktoś jest jeszcze Gdzieś nad nim. I ja w to Wierzę, tylko Modlić już się nie umiem. TAM chodzę, kiedy naprawdę tego potrzebuję, kiedy wiem, że chcę, kiedy potrzebuję spokoju, wyciszenia, zrozumienia. Codziennie staram się z Nim rozmawiać przez Anioła, ale też „tak prosto z siebie”. I dzisiaj TAM poszłam, bo czułam, że muszę. I zrozumiałam, że już nie potrafię się Modlić. I nie chodzi mi tutaj o wyuczone, wyryte przez lata w pamięci formułki, które często bezmyślnie się klepie. Mam na myśli Słowa, nasze własne Prośby, Intencje, które chcemy Mu przekazać, o które chcemy Go poprosić. Nie umiem, nie potrafiłam znaleźć odpowiednich Słów, one grzęzły w moim gardle, nie umiałam ubrać w słowa tego, co chciałam Mu powiedzieć. Myślicie, że On Wie??? Że Zrozumiał???

Mam nadzieję, że tak.

„Bóg gra z każdym z nas w szachy. Wykonuje ruch, a potem siedzi i obserwuje jak my zareagujemy na Jego wyzwania”

I znowu mnie wyzwał do walki. Jedną partię rozegrałam, myślałam, że już teraz będzie dobrze bo się nie poddałam, walczyłam i w jakiś sposób wygrałam. Ale wczoraj On znowu rzucił mi rękawicę. Niby nic, zwykła rozmowa telefoniczna z mamą, a kilka słów wystarczyło. Znowu trzeba zacząć walczyć, nie można odpoczywać, nie można się załamać, trzeba szukać ciągle nowych rozwiązań. Dużo teraz zależy ode mnie. A czy On nie wie, że ja jestem tutaj szczęśliwa, że w końcu znalazłam to, czego szukałam, na co czekałam. Miałabym to teraz zostawić tak po prostu i wyjechać??? Nie, nie mogę na to pozwolić, tak nie może być. Bo o ile tutaj, znajduję w sobie jeszcze siłę żeby się nie poddawać, żeby walczyć, żeby przeżywać każdy nowy dzień i z godnością przyjmować niespodzianki, które przynosi, tam poddałabym się. Zwiędłabym, nie miałabym siły żeby walczyć o swoje. I tylko któryś raz z kolei pytam „dlaczego ja???”. Bo jest za dobrze, tak??? Bo jeszcze za mało mnie spotkało, bo za mało się starałam. Ale ja się nie dam. Nie poddam się, słyszysz???!!! Prędzej się wyprowadzę z mojego ukochanego pokoiku niż wyjadę z miasta. Nie teraz, kiedy Esio się pojawił... nie teraz. Nie zniszczysz mi szczęścia, nie pozwolę Ci na to. Nie teraz, kiedy już sobie ułożyłam mniej lub bardziej realny plan działania jeśli nie dostanę się na dzienne tylko na wieczorowe. A Ty teraz chcesz mi to zabrać, tak??? A może Ty chcesz żebym się poddała, żebym już nie umiała się podnieść i dalej dźwigać swojego krzyża, hm???!!! Podobno wiesz, co jest dla nas dobre, ile każdy z nas jest w stanie unieść, ale dlaczego ciągle dokładasz nam ciężaru??? Żeby nie było za lekko, żebyśmy nie spoczęli na laurach??? Mógłbyś sobie trochę odpuścić, przecież wiesz, że ja nie mogę wyjechać. Nie teraz... A może nie wiesz i dlatego rzucasz ciągle nowe kłody pod nogi??? Jak to jest, co??? Ale nie uda Ci się mnie złamać słyszysz???!!! Nie dam Ci się!!! „Nigdy nie należy się poddawać”

 „(...)tracąc grunt pod nogami staraj się znaleźć kawałek suchego lądu. Nawet gdy jest najgorzej masz przecież w sobie mądrość i siłę, która cię ocali(...)”

 

 

alexbluessy : :
lip 03 2004 Dwa razy pod obojczyk...
Komentarze: 0

To takie proste. Dwa razy pod obojczyk, dwa razy w kierunku rozmówcy.

Kocham cię...

Te dwa słowa chcą, czuję, że chcą, być powiedziane głośno. Nie, one chcą być wykrzyczane. Już nie mam siły, za bardzo, za mocno tęsknię. Każdego dnia bardziej tęsknię, mocniej kocham, bardziej potrzebuję. Jednocześnie każdy dzień przybliża mnie do Tego Dnia. Wtedy znowu będzie CIEPŁO. Wiecie? Każdego dnia przekonuję się o prawdziwości wyczytanych jakiś czas temu słów, że „tęsknić i czekać to prawie to samo, pod warunkiem, że tęskniąc się czeka, a czekając tęskni”. Hm, ja nigdy nie myślałam, że możliwe jest „robienie”/czucie obu tych „rzeczy” jednocześnie. A jednak można. I ja czekam. I tęsknię, a tęsknota każdego dnia boli mocniej, mimo, że paradoksalnie każdego dnia jest bliżej do końca.

Osłabienie, zmęczenie i tym podobne dają o sobie znać w krwotokach z nosa, ustawicznej senności, braku apetytu. Wyglądam jak postępująca anoreksja, ale nie mogę się przemóc i zacząć normalnie jeść. Chyba muszę przeczekać aż stres ostatnich tygodni ze mnie zejdzie. Wtedy zacznę robić coś dla siebie. Po całym roku ciężkiej nauki, użerania się z cudzymi dziećmi, w całym tym pędzie trochę zapomniałam o sobie. Dlatego od kiedy zostanę wreszcie sama (czekam aż współlokatorzy wyjadą na wakacje) zacznę celebrować poranki i wieczory. Rano kawa, zaległe filmy i książki, a wieczorem wylegiwanie się w pachnącej pianie. Ale wcześniej dla relaksu posprzątam całe mieszkanie. Tylko niech już zostanę sama. Nie mogę zapomnieć o generalnym posprzątaniu balkonu bo: „(...)siądziemy sobie na czyściutkich krzesełkach popijając piwko albo winko i zjemy twoją pyszną szarlotkę(...)”. Oj Eśku Kochany ja Ci upiekę najpyszniejszą szarlotkę, jaką potrafię upiec, tylko już wracaj.

Hm, jednak źle dedukowałam. Esio raczej nie zapuka w najbliższych dniach do moich drzwi. Muszę swoje jeszcze odczekać, wycierpieć, ale warto. Chcę tego, zamykam oczy i widzę. Widzę to, co było i to co, mam nadzieję, będzie. Czuję go, tak bardzo blisko. I jest tak Dobrze, tak Ciepło...

A na razie co mogę zrobić??? Zapalić świeczkę, włączyć Erosa Ramazzottiego i popijając czerwoną herbatę zamyślić się. Na razie tylko tyle, ale już niedługo, wiem że już niedługo, będę siedzieć na balkonie, albo w ciszy mojego pokoju, popijać czerwone wino i patrzeć w oczy Esia. Jeszcze tylko trochę. Wytrzymam.

Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste.

Tylko niech mi ktoś powie, czy z miłości można się wściekać??? Czy można czuć aż taką bezsilność, że to aż boli, że coś wyzwala w człowieku wściekłość??? Bo ja chyba coś takiego czuję. Najpierw potworny ból, żal i gniew, że rozmowa on-line nie trwała dłużej, że coś z smsem „nie tak”, że sygnał wysłany o północy mojego czasu, wściekam się, pod nosem mamroczę jakieś „dziwactwa”, a zaraz potem zalewa mnie fala Czułości i Ciepła dla Tego Człowieka. Dla Esia... Dla Mojego Kochanego Esia.

Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste.

Wczoraj zadzwoniła moja babcia, matka mojej matki. Powiedziała, że mam się absolutnie nie martwić bo nie jestem głupia, nie jestem sama i że wszystko dobrze się ułoży. I że studia skończę, już oni się o to postarają. Ale nie za bardzo zrozumiałam kto, dziadkowie czy rodzice??? Zresztą teraz to nie ważne na razie. Ja już mam plan jak zrobić żeby wyszło na moje i żeby było dobrze. Nawet nieźle mi wyszło, tyle, że jak przyjdzie co do czego to nie będzie tak bardzo różowo i trzeba będzie myśleć na nowo. Tyle, że ja już wiem, że mam przy sobie ludzi, którzy nie darzą mi zginąć bo przecież kocha się nie za coś, ale pomimo wszystko. I oni chyba nie pozwolą mi się poddać. No i mam jeszcze swojego Anioła oczywiście. Babcia powiedziała mi też, że muszę teraz potęsknić żeby potem mogło być jeszcze lepiej i żebym mogła być szczęśliwa jeszcze bardziej. Hm, a ja jej nie doceniałam. Po naszej kilkunastominutowej (nie pamiętam kiedy ostatnio tyle czasu z nią rozmawiałam przez telefon) rozmowie popłakałam się w poduszkę, ale już spokojniejsza zasnęłam, a dzisiaj wstałam i pomyślałam, że nie będzie tak źle, a może nawet lepiej... I Esio... nie powiedział „bye” tylko „widzisz, mówiłem, że się ułoży i że będzie dobrze”. I dał buziaka, co prawda na razie wirtualnego, ale...

Wczoraj rano mój brat wyjechał do Londynu. Pewnie już jest na miejscu. Powiedziałam tacie, żeby mu przekazał, że może mi przywieźć jakiś fajny budzik z fajnym dzwonkiem. Moje dwa Obieżyświaty Kochane... No, tylko, że P. wróci za 2 tygodnie do Polski, a za jakieś 3 przyjedzie do mnie. I idziemy zabawić się, jak to on powiedział. Ja jestem na tak. Szkoda tylko, że Esia nie będzie... A może, kto wie... Aż boję się myśleć. Ale wiecie co??? Ja tych Moich Chłopaków nie rozumiem zupełnie. Pojechali do Londynu, a ani jeden, ani drugi nie ma ochoty zwiedzać. Ja to bym nic innego nie robiła tylko biegała po mieście. A tu słyszę tylko: „Nie żartuj. Jakie zwiedzanie? Nie przesadzaj Misia.”; albo: „Siostra czy ty myślisz, że ja nie mam tam co robić?”. Dziwne... Ja to sobie zwiedzę Londyn, jak kupię przewodnik i go przeczytam. Na nic innego na razie się nie zanosi. Chociaż tata mówił, że P. z kolegą będą mieszkać u jakichś Polaków, pokój będą mieć śmiesznie tani i mają się dowiedzieć czy ewentualnie nie mogłabym przylecieć. Jak znam życie to nawet jakbym mogła to nic z tego nie wyjdzie bo zaraz tysiące rzeczy mi w wycieczce przeszkodzi. 

Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste.

I znowu zaczęłam się bać. Jak to będzie kiedy on już wróci. Jak to będzie na dworcu, jak będzie kiedy już zostaniemy sami... Ja wiem, że nikt nie jest w stanie tego przewidzieć, ale ja się boję. Już teraz się boję. Wiem, że serce powie mi co mam robić, boję się co jeśli odległość tak wpływa na niego i na mnie. Co jeśli nam się teraz wydaje, że coś jest, a potem okaże się coś zupełnie innego. Tylko, że ja z każdym dniem bardziej go czuję...

Dwa razy pod obojczyk. Dwa razy w kierunku rozmówcy. To takie proste.

 

 

 

 

alexbluessy : :
lip 01 2004 Znowu boli. Bardzo.
Komentarze: 1

Znowu zaczęło boleć. Tęsknota i Czekanie. Kochanie też. Przyszła N., spojrzała na zdjęcie: „naprawdę pasujecie do siebie, super razem wyglądacie. Fajny chłopak...” – powiedziała. A ja się rozpłakałam.

Kocham... kocham... kocham... coraz bardziej i mocniej. Do bólu. Eśku wracaj!!!

„When I need you I just close my eyes and I’m with you And all that I so want to give you It’s only a heart beat away When I need love I hold out my hand and I touch love I never knew there was so much love keeping me warm night and day Miles and miles of empty space in between us  A telephone can’t take a place of your smile(…) when I need you…”

Za oknem pada, leje. Skończyłyśmy z N. oglądać „Dziennik Bridget Jones” i moja sąsiadka poszła do domu. Przy ostatniej scenie nie wytrzymałam i wyszłam z pokoju. Teraz słucham Celine Dion i miarowego uderzania kropel. Zaraz dokończę pierwszą część „Władcy pierścieni”. Może trochę myśli zajmą się czymś innym... Eśku wracaj już, proszę Cię!!!

Kocham...

 

alexbluessy : :
lip 01 2004 O krzyżu.
Komentarze: 1

Nie wiem czy jesteś Boże, Nie wiem czy ciebie nie ma, Chciałbym zza siebie coś dobyć I trzymać to dłońmi obiema. Zza siebie, spoza wszystkiego, Co mię osacza i dusi, Czego nie zdołam powalić A co być musi. Spoza wszystkiego, co tutaj Wyzbyte jest wszelkiej treści – Stamtąd, z wysoka, gdzie wieczność Chmurami gra i szeleści. [K. Wierzyński – „Nie wiem czy jesteś Boże”]

...każdy musi dźwigać swój Krzyż. On też dźwigał. Trzy razy upadał, ale się podnosił i szedł dalej. Wygrał. I teraz my tak, jak On musimy iść swoją „krzyżową drogą”, dźwigając swój ciężar. Każdy inny, każdy adekwatny do tego, ile jest w stanie udźwignąć żeby się nie złamać. Hm, zresztą ja myślę, że on nie pozwala się załamać. Kiedy upadamy podaje dłoń, pomaga wstać. Oprócz tego każdy z nas ma swojego Anioła... Eljot...

Wczoraj nie byłam tak optymistycznie nastawiona. Kiedy zobaczyłam wyniki wiedziałam, że zdałam pozytywnie, wiedziałam, że dostałam mocne oceny, ale że punktów może mi zabraknąć. Czyli generalnie po raz czwarty pożegnałam swoje marzenia. Wczoraj najchętniej bym zasnęła i zaczęła śnić kolorowy, niczym nie zmącony sen. Ale to chyba nie byłoby rozwiązanie. Jeśli nie dzienne to są jeszcze wieczorowe... Wczorajsze rozmowy ze Znajomymi trochę mi pomogły. Niewiele bo i tak wieczór i część nocy przepłakałam, ale już jest lepiej. Teraz tylko muszę jakąś pracę znaleźć sobie na okres wakacji... I czekać na Esia. Moje Kochanie nie tylko nie powiedziało mi „bye” (myślałam, że tak zrobi kiedy się dowie, że prawdopodobnie nie zdałam na dzienne), ale jeszcze stwierdził, że wieczorowe to nawet lepsze rozwiązanie bo  będę mogła pójść do pracy i jeszcze bardziej się uniezależnić. No i zaśmiał się, że on będzie po pracy do mnie przyjeżdżał, a ja będę akurat biec na zajęcia więc wobec tego będzie chyba zostawał na noc i rano jechał do pracy. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, Esio to ma poczucie humoru. Inna rzecz, że takie ciepło Esia w zimną noc... A tak na poważnie jeszcze, to on powiedział, że mam się nie przejmować, bo egzaminy zdałam przecież pozytywnie, teraz trzeba czekać tylko na wyniki, i że zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie. I że jestem mądra dziewczyna i mam się nie martwić. A ja zrobiłam w myślach z niego takiego bezwzględnego palanta. Przepraszam Esiu!!!

Dzisiaj obudziłam się później niż zwykle, zamiast o 6 wstałam o 7. Oczywiście kawa, komputer i słońce za oknem. Zaraz muszę się zbierać bo jadę na grilla do E. Ale wcześniej napiszę smsa do Esia. Mój Kochany... Tylko perspektywa jako takiego utrzymania się we Wrocławiu chociaż przez lipiec nie napawa optymizmem to jestem dobrej myśli bo forsa zawsze daje się jakoś skombinować. Jakoś to będzie, musi jakoś być. Musi się ułożyć. Chociaż przyznam się, że drżę na samą myśl, że znajdę w skrzynce kolejny rachunek do zapłacenia. Praco gdzie jesteś???

Szukajcie a znajdziecie??? Być może... Od dziś to moja maksyma. Miłość już znalazłam. Jestem szczęśliwa pod tym względem, a to chyba najważniejsze, right???

alexbluessy : :