Archiwum 18 lipca 2004


lip 18 2004 Nijako... O, już nie.
Komentarze: 2

Macie czasem taki stan kiedy nic Wam się nie chce, czujecie się zniechęceni, bez pomysłu jak można wykorzystać czas??? Na pewno macie... Do mnie właśnie przyszedł. Sam z siebie, nieproszony. Nie wiem czy wywołało go wczorajsze, nie odespane jeszcze, zmęczenie czy może coś innego. W każdym razie sama nie wiem na co mam ochotę. Zjadłabym coś, ale tak naprawdę sama nie wiem co – skończyło się na wyjedzeniu pół słoika powideł śliwkowych, które znalazłam we wspólnej szafce, a ponieważ nikt się do nich nie przyznawał zaopiekowałam się nimi. Poza tym miałabym ochotę posłuchać jakiejś muzyki, ale sama nie wiem jakiej. Poczytać??? Jakoś nie mam ochoty. Oglądać telewizję??? Po co, skoro i tak nie ma nic ciekawego. Nijako mi jest. Gdyby Esio nie zadzwonił wczoraj, mogłabym przypuszczać, że zadzwoni dzisiaj, a wtedy na pewno energia by we mnie wstąpiła. Próbowałam spać. Nic. Próbowałam myśleć o miłych rzeczach. Nie udało się, bo nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek.

 

Zjadłam pół słoiczka śliwkowych powideł, wypiłam kubek rumianku (w gardle coraz większy supeł mi się zawiązuje), obejrzałam „Fakty”, zmyłam w przedpokoju podłogę. Tak naprawdę, jak słusznie zauważył mój kolega, jest jedno lekarstwo na mój stan. Esio, ale, niestety, jeszcze około 41 dni przyjdzie mi na to Remedium Najdroższe poczekać. Hm, przez chwilę czułam się tak, jakby on miał zaraz przyjść. Podświadomie czekałam na dzwonek domofonu, albo sygnał „już jadę do ciebie”. Cisza. Tylko komputer cicho szumi. Cisza... Ale dzisiaj, przynajmniej na razie, nie zgrzyta, jest przyjemna. Zza okna dobiega świergot ptaków i arie operowe wyśpiewywane przez jakiegoś mężczyznę. Facet udziela się wokalnie od jakiegoś czasu, ale nie określiłam jeszcze z którego balkonu czy tarasu śpiew jego dobiega. Poza tym cicho. Nawet samochodów nie słychać bo mieszkam w zabudowanym „sercu osiedla”, pociągi też słychać tylko nocą. Cicho tu i spokojnie. Fajnie się mieszka, niby centrum miasta, a jednak jakby trochę z boku.

Przed chwilą dzwoniła jedna z moich wakacyjnych współlokatorek, żeby powiedzieć, ze będzie jutro. Druga też niedługo powinna zjechać. Już nie będę sama że sobą we własnym mieszkaniu, już nie będzie cicho. Z jednej strony to dobrze, z drugiej nie wiem czy nie wolałabym pobyć jeszcze trochę sama. We wtorek przychodzą podpisywać umowę nowi współlokatorzy. Znowu będę mieszkać z trzema chłopakami. Kiedy powiedziałam o tym Esiowi zapytał skąd są, czy to może znajomi Ł. Odpowiedziałam, ze nie i właściwie dlaczego pyta. Na to on, że się martwi,  a tak poza tym to będzie ich czterech. Zapytałam jakich czterech, a on mi na to „a ja?”. No tak, oczywiście. Ale ponieważ Ł. ma swój pokój, tamci dwaj będą w swoim, Esio od razu powiedział, że on śpi ze mną to mi się przypomniało, że mam jeszcze dodatkowy materac i karimatę. Może wobec tego jakiś harem.... Hehehe, miałabym jak w raju. Tylko Esio byłby mniej zachwycony chyba... Ale pomyślcie, sześciu facetów i ja. Jeden od sprzątania, drugi od zakupów... Esio oczywiście od przytulania, wypłakiwania się na ramieniu i tak dalej, zostaje jeszcze trzech. Nie, stanowczo ich za dużo. Wolę sprzątać i kupować sama, byleby Esio był blisko. Już niedługo, jeszcze tylko 41 KRÓTKICH dni. Zresztą one lecą jak szalone teraz.

Samotna w tłumie Chcę biec daleko gdzieś Labirynt życia wciąż zaskakuje mnie Są takie chwile gdy wszystko proste jest Czasem na odwrót Nic nie udaje się Po złej nocy przywitam nowy dzień Nie przejmuję się Wiem, że dziś jest mój dobry dzień Dziś patrzę na świat pozytywnie Nie przejmuję się Wiem, że dziś jest mój dobry dzień Chowam smutki i myślę pozytywnie Gdy czarne myśli Jak chmury kłębią się Zamykam oczy i widzę to, co chcę Gdy jesteś blisko tak lekka czuję się Gdy jesteś przy mnie Wiem, że już dobrze jest Po złej nocy... 

 

Wiem, wiem muzyka mało ambitna. Nagle poczułam, że muszę posłuchać czegoś lekkiego, skocznego, nie koniecznie ambitnego. Płytę Ha-Dwa-O pt. „Pozytywnie” pożyczyłam od B. jeszcze przed wyjazdem Esia. Wtedy bardzo potrzebowałam pozytywnej muzyki, która pozwoliłaby na chwilę pozbyć się smętnych myśli. Oczywiście Esio też zrobił mi prezent „Pozytywnymi wibracjami”... A teraz siedzę, piszę, słucham i nawet mam ochotę zatańczyć. Za chwilę obejrzę „Kasię i Tomka”, potem usiądę na balkonie i zapatrzę się w... dachy albo w niebo...

 

Jutro czeka mnie sporo biegania po mieście i załatwiania różnych ważnych spraw. Żebym tylko panią Cz. i B. gdzieś dorwała. Ale jestem dobrej myśli... Zresztą ten tydzień najbliższy, a być może następny też będą dość napięte. No, przyszły może nie bo liczę na wizytę mojego kochanego brata, już nie mogę się doczekać. Do końca miesiąca powinnam też skończyć pisać pracę na konkurs bo ani się obejrzę, czas przeleci i nadejdzie deadline. A chcę pracę wysłać wcześniej, żeby potem się nie przejmować. Napisać, poprawić błędy, wysłać. I zapomnieć.

 

 „(...)w życiu liczy się każda chwila Każdy mały gest tak ważny jest...”

 

No i już po „Kasi i Tomku”. Zaraz zbieram się na balkonik, skorzystam z ciepłego wieczornego powietrza. A co do serialu, uwielbiam go. Aktorzy genialnie kreują swoje role, jestem zachwycona. Śmieszny, kolorowy. Oby takich więcej. Ha-Dwa-O niech jeszcze pośpiewa, wprowadzają mnie w dobry nastrój. Hm, ostatnio namiętnie słuchałam Natalie Cole i Patricii Kaas. Pora przegonić szare, a przywiać różowe chmurki. Esiu, tylko bądź...

 

Jeszcze TYLKO 41 dni!!! Jupi!!!

alexbluessy : :
lip 18 2004 Będę walczyć. Będę czekać.
Komentarze: 0

Padałam wczoraj późnym wieczorem z nóg, ale nie mogłam spać. Sama byłam (i nadal jestem) w mieszkanku i dziwnie się czułam. Niby powinnam się cieszyć, po całym roku obcowania z bądź, co bądź obcymi ludźmi w końcu zostałam sama we własnym domu. Strasznie cicho się nagle zrobiło, cicho i pusto. Ł. wyjechał wczoraj rano – wybiera się na miesiąc autostopem do Hiszpanii, a moje wakacyjne współlokatorki nie wróciły jeszcze z wakacyjnych wyjazdów. Trochę mu zazdroszczę, niestety ja muszę we Wrocławiu jeszcze trochę posiedzieć.

News z ostatniej chwili. W piątek przysłali mi list z uniwersytetu, że punktów na dzienne mam za mało, ale mogę się odwoływać, albo wieczorowe – też jakaś alternatywa. Ja jednak zamierzam powalczyć, co mi szkodzi, nie??? Trzymajcie kciuki, bitwa będzie trwała jakieś 3 tygodnie. Tata powiedział, że pismo za mnie napisze żeby było poprawnie merytorycznie itd., ale ja muszę załatwić sobie w trybie natychmiastowym opinie na mój temat (poziom zaawansowania języka i różne takie) od lektorów, którzy przez ostatni rok mnie uczyli. Do pani Cz. mam telefon, jeśli zastanę ją w domu myślę, że nie będzie problemu i przygotuje mi odpowiednią notatkę. Zależy mi też na opinii B. (native speakera), od niej dużo może zależeć. No, a poza tym trzeba być dobrym myśli, skompletować to wszystko i w ciągu 14 dni zanieść do dziekanatu. Wymyśliłam też z E. plan awaryjny, w razie gdyby odwołanie odrzucili i coś z wieczorowymi poszło nie tak. Otóż wybrałam WSB, czyli Wyższą Szkołę Bankową a kierunek Marketing i Public Relations. Nie jest to szczyt moich marzeń, ale może być ciekawe.

Dzisiaj mój brat opuszcza deszczowy Londyn. Chociaż jeden z moich chłopaków wraca wreszcie. P., z powodu deszczu, zarobił mniej niż się spodziewał. W najbliższym tygodniu czeka go wizyta u rodziców mamy (na podwarszawskiej wsi bez Internetu) a potem razem ze swoim kolegą W. wsiadają w pociąg i przyjeżdżają do mnie. Na Esia jeszcze muszę poczekać... W piątek wieczorem postanowiłam, w przypływie serdeczności (???) do niego zadzwonić. Na chwilkę. Pełna wiary, że na karcie Telegrosik mam jeszcze jakieś 10 minut do przegadania wykręciłam numer i czym prędzej odłożyłam słuchawkę po tym, jak jakiś, automatyczny zapewne, pan powiadomił mnie, że mam tylko 1,5 minuty rozmowy. Z zadzwonienia nie zrezygnowałam i skorzystałam ze stacjonarnego aparatu. Odebrał Esio, ze snu go wyrwałam. Miałam zadzwonić na chwilkę bo stęskniłam się za Moim Kochaniem, za jego głosem, telefonicznym (u)śmiechem. No, ale chwilka się przeciągnęła. Nawet nie zauważyłam jak minęło prawie pół godziny. Ale ostatecznie szczęśliwi i zakochani czasu nie liczą, wobec czego nie martwię się o przyszły rachunek telefoniczny. Esio zaproponował że może byśmy po jego powrocie gdzieś pojechali. No, nie sami bo byłaby jeszcze jego siostra z chłopakiem i O. – jeden z przyjaciół. Ja jestem po stokroć na TAK, tylko żeby wszystko się ułożyło po naszych myślach. Ciepła woda, plaża, Esio i ja... Aż się rozmarzam, jechać do takiej Chorwacji na przykład. Co prawda to nie są „moje” rejony, może spróbuję przeforsować wyjazd nad Morze Czarne, do Dobrudży w Rumunii. Zresztą nieważne gdzie, byle z Esiem.

Jeszcze tylko najwyżej 42 dni, co daje 6 tygodni do powrotu Esia. A może być tego mniej. Nawet nie wiecie jak się cieszę. Nic nie jest straszne. Zasypiam z myślą, że już niedługo nie będę sama, że będę miała w kogo się wtulić, że będzie mi bezpiecznie, cieplutko i słodko. I coś dziwnego odczuwam w środku, jakiś skurcz przy samym patrzeniu na Eśka zdjęcie albo myśleniu o nim. Zakochałam się...

Korzystając z dobrego humoru i energii, a przede wszystkim pustego mieszkania wysprzątałam je całe. Ręki prawej nie czuję, sił nie mam, ale w kafelkach, wannie i tym podobnych można się przeglądać. Wszystko lśni, pachnie ładnie i jest super czyściutko jednym słowem (mama nie mogłaby się przyczepić do niczego i zarzucić, że zaniedbuję jej dom). Ale nie mogłam spać. Pewnie z (prze)pracowania i tej ciszy. Komputer szumiał u mnie i u Ł. (jednostka centralna), radio cicho grało, a mimo to czułam się nieswojo. Przyzwyczaiłam się, że zawsze ktoś jest za ścianą, że coś się dzieje. a teraz... Do tego wszystkiego budziłam się w nocy kilka razy, wstałam, na dobre już, trochę po 9 i zabrałam się kończenie sprzątania. Wiem, że pewnie w niedzielę się nie powinno, ale mam dużo czasu, a poza tym jak dziewczyny przyjadą to będą chodzić i przeszkadzać. Tak więc dzisiaj też sprzątałam dobrych kilka godzin, a teraz nie mam siły myśleć. Zaraz włączę telewizor i będę się w niego bezmyślnie gapić. No, są jeszcze książki, ale zbyt zmęczona jestem chyba na czytanie...Jest super (w nocy pewnie znowu nie będę mogła spać, ale...), ale czuję się wolna. Znowu mogę chodzić po mieszkanku w czym chcę, robić co chcę i tak dalej. Wreszcie jestem u siebie...

 

alexbluessy : :