Komentarze: 7
... około 14 M. zaproponowała, że zrobi nam kawę po włosku. Miałyśmy usiąść we trzy na balkonie, pogadać przy kawie, pooddychać spokojnym powietrzem. Ona kawę, to my z K. poszłyśmy do sklepu po jakiś dodatek do kawy. Zdecydowałyśmy się na lody z bakaliami i 2 rodzaje ciastek na wagę. W mieszkanku już pachniało smakowicie kiedy wróciłyśmy.
Rozstawiłyśmy krzesełka, nakryłyśmy stolik, rozstawiłyśmy talerzyki, podzieliłyśmy lody. Brakowało tylko kwiatków do przyozdobienia całości. Ale i bez nich było fajnie. Przyszedł też niespodziewanie znajomy M. więc było nas już czworo. Piliśmy kawę, gawędziliśmy, w tle grała muzyka... Miłe, niedzielne popołudnie w gronie znajomych. Pojutrze wyjeżdżam to może jutro zrobimy sobie z dziewczynami coś w rodzaju pożegnalnego wieczoru. Co prawda jadę tylko na tydzień, góra 10 dni, ale każda okazja do miłego spędzenia czasu jest dobra, mam rację???
... były chwile, ze wyłączałam się. To znaczy niby byłam z nimi, siedziałam, słuchałam, rozmawiałam, ale czułam się chwilami tak, jakby Esio też z nami był. Jakby siedział, śmiał się. Był, mogłam go dotknąć, poczuć. Niestety okazał się tylko złudzeniem. Hm... Przyszła do mnie myśl, może bardziej potrzeba wysłania mu smsa. Przez moment się powstrzymywałam, ale w końcu poszłam do pokoju, wystukałam na klawiaturze komóreczki „CMOK J” i wysłałam. Poczułam się jakoś tak radośnie i lekko. Jedna wysłana krótka wiadomość tekstowa, a ja miałam ochotę wirować po pokoju. Coraz mniej siebie rozumiem.
Wróciłam potem na balkon, ale już nie umiałam się tam odnaleźć. Odpłynęłam myślami w swój świat. Tam, gdzie jest Esio. Od tego myślenia, a może od trzeciej już tego dnia kawy, rozbolała mnie głowa. A może będzie padać...??? – Mam nadzieję. Potrzeba mi oczyszczającego deszczu, jego kropel i jego kojących odgłosów. Uspokojenia.
Na obiad miałam zamówić sobie pizzę, ale skończyło się na chińskiej zupce grzybowej łagodnej. Potem w końcu włączyłam jeden z moich ukochanych, ciepłych filmów „U Pana Boga za piecem”. Po 20 minutach przewinęłam kasetę, wyłączyłam magnetowid. Nie byłam w stanie, ani nastroju do oglądania mimo najszczerszych chęci. Może dlatego, że wiem, że Esio też bardzo lubi ten film i mieliśmy go kiedyś razem obejrzeć. Może czekam na niego??? Na ciepło jego bliskości, na miękkość jego włosów, na barwę jego śmiechu??? Całkiem prawdopodobne...
... tym bardziej, że kiedy leżałam i oglądałam film znowu przeniosłam się w świat moich wyobrażeń o powitaniu. Wyobraziłam sobie, że nie poszłam na dworzec (prawdopodobnie tak się skończy bo na 6 rano chyba się nie zawlokę tam. Jak myślicie to jest w porządku, czy raczej nie???). czekałam w domu na telefon. Wiedziałam, że przecież wrócił, że zadzwoni... Zamiast telefonu zadzwonił domofon i usłyszałam go po drugiej stronie. Zamarłam, otworzyłam drzwi, nogi się ugięły, oddech mi zabrało, nie wiedziałam co robić, nagły paraliż mnie ogarnął, łzy się pojawiły. Nie dowierzając wyszłam na schody, stanęłam, czekałam. I w końcu go zobaczyłam. Po 4 długich miesiącach. Uśmiechnięta, opalona twarz, śmiejące się jak zawsze oczy i to jego „cześć misia”. Nie zdążyłam nic powiedzieć bo już zatonęłam w cieple ramion, uścisku, zapachu. Już mnie nie było...
... ja nie chcę tu być. Chcę być ta tamtej planecie z mojego snu/nie snu. Chcę tego, nawet pisząc to płaczę. Bo tęsknię do tego. i jasna cholera choćby nie wiem co, to chyba zwlokę się i pojadę na 6 na dworzec. Nie wytrzymam w domu, nie wysiedzę, nie będę w stanie. To niby jeszcze 3 tygodnie, ale one przelecą bardzo szybko. Te wszystkie miesiące... przecież wydawało się, ze to tak okropnie długo i co??? Esio wraca za 3 tygodnie. A ja płaczę bo chcę żeby to było już, już nie chcę tu być, chcę odpłynąć...
Słucham Patricii Kaas. Kołysze, uspokaja, wycisza. Tego potrzebuję. Jutro czeka mnie zabiegany dzień. To dobrze, od rana będę załatwiać różne sprawy przedwyjazdowe, wieczorem będę się pakować, a nad ranem wyjazd i 9 godzin w pociągu. Ale za to we wtorek o 14 będę już w innym świecie. Będę tam, gdzie powietrze jest czyste, gdzie mogę oddychać pełną piersią, gdzie na mnie czekają. Już się nie mogę doczekać. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się pojechać. Potrzebuję tego. wcale nie żałuję, że nie zostałam w biurze. Praca owszem, ale nie za wszelką cenę. Jeśli ktoś podchodzi do drzwi i jedyne, czego chce to odwrócić się i wracać do domu to chyba znaczy, że potrzebuje wyjechać, odpocząć, naładować się pozytywnie.
Dlatego jadę. A potem wrócę. Mam nadzieję, że prosto na Moją Szczęśliwą Planetę.