A tak się bałam. Wczoraj nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Poszłam na spacer z nadzieją, że wśród gmachów Ostrowa Tumskiego znajdę trochę spokoju. Wzięłam ze sobą „Greka Zorbę”, ale palące słońce i niespokojność ducha nie pozwoliła mi tam długo posiedzieć. Wróciłam do domu na obiad. Z powodu upału wymyśliłam, że zjem ziemniaczki z zimnym kefirem. Jak na złość głupie kartofle gotować się nie chciały, a może tylko tak mi się wydawało???
Zadzwonił Esio. Umówiliśmy się, że najpierw on przyjedzie do mnie a potem pójdziemy z przyjaciółmi do knajpy. Tylko nie powiedział kiedy dokładnie przyjedzie. Na początku jakoś się Trzymałam, próbowałam zasnąć (łatwo powiedzieć), w końcu zrobiłam sobie kawy i razem z K. obejrzałam wyścig Formuły1. Pośmiałyśmy się z momentami zabawnych komentarzy sprawozdawców, podyskutowałyśmy o tym i owym (wszystko w temacie Formuły). Już zaczęło mnie nosić. Wskazówki zegara poruszały się przeraźliwie wolno, sekundy, minuty mijały. Nieznośnie wolno to wszystko trwało.
W końcu zamknęłam się w pokoju, zamknęłam też oczy. Z półsnu wyrwało mnie pukanie do drzwi. Weszła K. i powiedziała „Ola, S. przyszedł”. Spojrzałam na nią jak na wariatkę bo moment temu wysłał mi smsa, ze będzie za jakąś godzinkę. Ona patrzyła się na mnie, ja na nią:
- domofonem dzwonił
- ja nic nie słyszałam
- przed chwilą
- kurcze, a ja już myślałam, że zaraz wyjrzy zza ciebie
- hahaha
- pamiętaj, numer na pogotowie 999 jakbym padła na zawał
- okej, nie ma problemu ale 112 też działa hahaha
- ja umrę...
Jak widać (czytać) nie umarłam. Z łomoczącym serduchem czekałam. W końcu usłyszałam pukanie. Otworzyłam drzwi, nawet nie zdążyłam nić powiedzieć. Powiedział tylko „cześć skarbie”, uśmiechnął się i...
... i już mnie nie było na tym świecie. Zatonęłam w Cieple, Zapachu... Jasna cholera jak mi tego brakowało.
„Skarbie, kochana moja, jak ja za tobą tęskniłem, jak mi ciebie brakowało, nawet sobie nie wyobrażasz” i znowu mnie nie było. Poniosła mnie fala Czułości, Pożądania, Miłości. Miałam ochotę krzyczeć „kocham cię, kocham”. Znowu nie powiedziałam. Było mi tak cudownie, jak wcześniej chyba nawet nie było.
... staliśmy przytulenia tak mocno, mocno, na środku pokoju. Żadne nic nie mówiło. Ta chwila mogłaby trwać i trwać. Ale następna... To już zachowam dla siebie, okej???
Tyle ciepłych słów, tyle czułych gestów... Zaraz będę ryczeć.
W końcu wyszliśmy. Ł. wykrakał deszcz, a parasolki nie wzięliśmy ze sobą. Zresztą miało nie padać. Do Rynku wybraliśmy się pieszo, spacerkiem. Hm, skończyło się na skakaniu spod jednego drzewa pod drugie, z jednej bramy do drugiej, byle do przodu. Na miejsce dotarliśmy trochę spóźnieni i mokrzy. Ale...
Kilka godzin minęło jak z bicza strzelił. Porozmawiałam z przyjacielem Esia, Ł., z jego siostrą. Było jakoś tak...
A powrót??? przegapiliśmy autobus, to znaczy ja przegapiłam. Znowu szliśmy na nogach, ale tym razem nie padało. Co jakiś czas stawaliśmy bo Esio chciał cmoknąć mnie w czoło, we włosy, mocniej przytulić.
Usłyszałam też wypowiedziane cicho, nieśmiało „kocham...”
A potem??? Jak to dobrze jest zasypiać w cieple ramion... Szczególnie tych męskich, bezpiecznych, silnych, pachnących tak wyjątkowo bo to są TE ramiona. jak dobrze...
Przed chwilą wyszedł. Co potem??? Idziemy do ZOO. Może też namówię Esia na rejs statkiem, w co wątpię, ale...
Tylko niech Moje Kochanie trochę pośpi bo wczoraj nie spał wcale...
A ja tak się bałam. Tak się bałam.
Lekkość czuję lekkość.