Komentarze: 4
Boję się siebie, boję się swoich zachowań i przeczuć – już nie raz się sprawdziły. A teraz jeszcze mój niedawny sen, o którym wolałabym nie pamiętać, wczorajszy i dzisiejszy płacz. Często tak mam, kiedy czuję że stanie się coś niedobrego. Albo w jakiś sposób ważnego.
Dzisiaj dowiedziałam się, że wczoraj wieczorem o mały włos Mój Gucio nie został pobity. Stał z kolegami na przystanku, czekali na autobus, żaden nie należy do chłopaków niskich i wątłych – rosłe chłopaki z nich są. Podeszło dwóch knypków z pytaniem o papierosa, wyraźnie szukali zaczepki. Na chwilę odeszli, ale za chwilę wrócili i już na serio zaczęli podskakiwać. I Eśko, który na co dzień jest nad zwyczaj spokojny i tym spokojem mnie nie raz denerwuje nie wytrzymał i jednego powalił na ziemię – efekt, tamci się przestraszyli a Esio ma zdartą skórę na kostkach palców, ale lepsze to niż miałoby się stać coś gorszego, prawda??? Choć sam przyznał, że najadł się strachu, wcale mu się nie dziwię. Przecież Mojego Brata i jego kolegę nożami straszyli... Mniej szczęścia miał chłopak K., siostry Eśka. Wychodził z kolegami, a było ich z sześciu rosłych chłopaków, z knajpy i naskoczyło na nich trzech chłopaczków 15-16 lat. Efekt taki, ze W. jest w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu, szwami na głowie i twarzy. Będzie sprawa w sądzie, bo szczęście w nieszczęściu, że tamtych chłopaków złapała policja – będą odpowiadać z powództwa cywilnego, za naruszenie nietykalności i napad z bronia bo prawdopodobnie mieli kastety. Szkoda gadać, nawet nie wiem jak to opisać, brak słów po prostu. No comment. Zaraz zadzwoniłam też do Rodziców, żeby Bratu nie pozwalali po nocy chodzić, żeby sytuacja z marca się nie powtórzyła...
A co poza tym??? Mikołaj przyniósł mi cieplutki i mięciutki golfik z bawełny. Teraz będę musiała z praniem uważać żeby się nie zepsuł – jak powiedział Gucio – Esio. Obejrzeliśmy „Notting Hill”, wypiliśmy pół litra coli, zjedliśmy po Lionie, podzieliliśmy dwa jogurty na pół, żeby było sprawiedliwie bo każdy był inny, a oprócz tego Esio zjadł trzy kanapki z jajecznicą. Mniam... Moje Głodniątko Kochane, jutro jadę na zakupy bo skończyły mi się jogurty i twarożki, i półka w lodówce świeci pustkami. Przy okazji wejdę na stoisko z rzeczami dla samochodów. Eh...
Na odchodnym Kochanie Moje zapytał o treść wczorajszego smsa. Wyszedł z łazienki i ni stąd, ni zowąd pyta: „Misia, a co ty mi takiego miłego napisałaś wczoraj w smsie?” A ja na to: „No, coś ładnego”. A Esio: „No, ja wiem, to naprawdę było milutkie, co napisałaś, ale oświeć mnie co znaczyły te kropki, to jakiś szyfr kropkowy czy cuś?”. A ja na to, ze chyba jednak musiał zrozumieć bo odpisał w sposób na to wskazujący, Esio popatrzył, popatrzył, dał buziaka, nazwał kochaniem i poszedł. Wiem, że ucieszył się z tego smsa, przecież specjalnie żeby go wysłać kupiłam kartę. Zanim wyszedł wspięłam się na palce, przytuliłam mocno i do ucha szepnęłam, żeby na siebie uważał. Eh...
Do wtorku Guciu, Esiu, Kochanie Moje...
Napiłam się za dużo coli i spać nie mogę, dlatego piszę. Słucham Bryana Adamsa i jakoś tak mi jest... Bo brakuje mi esiowego ciepłą, na pewno od razu bym zasnęła. Jutro dzień zdecydowanie pod znakiem łaciny.
Chyba znowu mogę wszystko... Szkoda tylko, że po południe zaczęło się przykrą wiadomością. No, ale ważne, ze za kilka dni chłopak wróci do domu i będzie dobrze.
Eh...