Komentarze: 8
Do: Esio: Porwij mnie choć do Kobyłki...
Od: Esio: Ale o co chodzi?
Do: Esio: O to żebyś porwał mnie chociaż do Kobyłki.
Od: Esio: A co to jest ta Kobyłka? Zaliczyłem hydraulikę.
Do: Esio: Gratulacje. A co to za różnica to co jest Kobyłka, chyba jakaś wiocha.
Do: Esio: Jak wrócisz do domu to posłuchaj piosenki o Marioli z Młynarskiego, będziesz wiedział co to jest Kobyłka.
I tak trwała nasza esemesowa rozmowa, która skutku nie przyniosła żadnego. Albo nie znalazł płyty, albo nie posłuchał, albo jeszcze coś bo odpowiedzi nie dostałam.
Ukochany nie zrozumiał, że w tej przenośni była zawarta prośba o, i potrzeba jakiegoś zrywu romantycznego. Niespodziewanego, spontanicznego. Choćby na lody do Dominikańskiej.
Skoro tu jestem to porwana nie zostałam. Szkoda bo czekałam. Bo chciałam do tej Kobyłki... Syjamska sis mówi, że przeciwieństwa się przyciągają. Coś w tym musi być bo najwidoczniej Esio nie ma takich romantycznych potrzeb, jak ja. On dba żeby mi było dobrze, przyjemnie, miło, rozkosznie. Podnosi na duchu, stara się, i tak dalej... Ale nie wie, że ja chcę zostać przez niego porwana. Nie odczuwa potrzeby porwania mnie. Nawet do tej głupiej Kobyłki co to nie wiem nawet gdzie jest.
A Esio to nawet bez wcześniejszego zapowiedzenia się nie przyjedzie. A ja wracając z zajęć z nadzieją spoglądam na czerwone auta na parkingu, ale nigdy nie widzę znajomych numerów. A jakby tak raz zwiał ze mną do Tłuszcza...
Bilans dnia: kicha. Łacina zawalona, dzisiejsza pół na pół. Doktora K. miałam ochotę wyrzucić za okno albo zrobić cokolwiek byle go nie słuchać, zasypiałam na zajęciach. Ponadto niewyspanie, zmęczenie i tym podobne. Przede wszystkim niedoczekanie. Się.