Komentarze: 8
Cieszyłam się. Byłam w wiosennym, zielonym nastroju. Wybierałam strój...
Mieliśmy spotkać się o 20 na placu Solnym, pójść na Guinessa albo do John Bull Pub. Potem spacer, powrót do domu. Przy kieliszku czerwonego wina i żelkowych serduszkach Akuku mieliśmy czytać „Dzikość serca” Barry’ego Gifforda.
Tak sobie wymyśliłam. Chciałam, żeby jakoś inaczej było. Ale on już wczoraj pił (nawet się domyślam z kim :/), i jakby jeszcze dziś ze mną poszedł na jednego Guinessa to nie wstałby jutro na uczelnię. A co mnie to w mordę misia obchodzi???
Chyba się poddam. A wtedy nawet KENZO i słońce za oknem mi nie pomogą. Szkoda.
Skończyło się na piwie ze znajomymi. Czytania nie było, bo on za książkami nie przepada, co innego „GW” albo „Polityka”. W TVN jakiś „walczący” film, Esio gra na komórce a ja czytam.
Nie ukrywam, że w łazience trochę sobie pochlipałam, w ciszy duszy swojej.
Może to przez moje stany lękowe – trudności z zaśnięciem, problemy z koncentracją. I zazdrość. A nie mam powodu. To czemu tak się dzieje???
I jedno wiem, już nie będę nic scenariuszować. Nie ma sensu.