Komentarze: 10
Pojechaliśmy z Ukochanym do Rynku. Dawno już nigdzie nie byliśmy. Najpierw kolacja w McDonaldsie, potem piwo pod parasolami pubu „U Beatki”. Tak romantycznie. I palce złączone, i oczy wpatrzone, i radość, że już za 14 dni jedziemy.
A potem wracaliśmy do domu. I jeszcze bukiecik czerwonych maków dostałam – ależ mam romantycznego chłopaka :] Aż on sam był w szoku :> A potem było czerwone wino i muzyka i:
E: kiedy mi się oświadczysz???
Ja: ???
E: no kiedy poprosisz mnie o rękę???
Ja: ja się nie oświadczam :]
E: a chcesz się zaręczyć???
Ja: eee... ???
E: daj buzi...
A potem to było dużo, dużo ciepła. No i odpłynęłam. I choć to bardzo dziwna była wymiana zdań, i nic z niej nie wyniknęło to gdzieś tam, w tyle głowy i podświadomości myślę o tym. I się uśmiecham. Bo jestem pewna.
A z rzeczy przyziemnych to z przyczyn od nas niezależnych musieliśmy zmienić kierunek wyjazdu i jedziemy do Bułgarii. Zresztą nie ważne gdzie, byle razem. Tak myślę.
Egzaminu z historii literatury rosyjskiej nie zdałam bo babka po mojej odpowiedzi na ¾ pytania pierwszego stwierdziła, że na drugie mam nie odpowiadać bo mogłaby mnie zapytać o coś, czego bym nie wiedziała i po co mi to. Bez sensu, no ale kłócić się z nią nie będę. Idę 6 i 13 lipca.
I tak kołysana rytmami chilloutowymi, nakarmiona smakiem melona i ogrzana esiowym ciepłem zaczęłam dzień. Ukochany w pracy, jak wróci idziemy na zakupy.
Chilloutowo mi.