Archiwum 24 sierpnia 2005


sie 24 2005 Mam zadatki.
Komentarze: 5

Tak sobie myślę, że jestem doskonałym materiałem nie tylko na  żonę, ale też na kurę domową. I wcale mnie to nie martwi. Wręcz przeciwnie.

 

Macierzyńskie uczucia przelewam na Fiodora, do którego gadam jakby był tak bardzo chcianym Maleństwem. Odbija mi??? Być może.

 

Jutro spotkanie w Biurze Karier. Wypełniłam jakąś ankietę, jeszcze zdjęcie muszę znaleźć i przykleić. Dobiłam się przy rubrykach: „Stypendia, przynależność do organizacji, inna działalność”, „praktyki studenckie”, „prace w kraju i za granicą”. Wyraźniej zobaczyłam siebie w roli strażniczki domowego ogniska.

I się uspokoiłam, bo inżynierowie budownictwa są dość dobrze opłacani, choć Ukochany wczoraj się zbulwersował jak zobaczył ile powinien zarabiać. No i mężem nie jest. Mam nadzieję, że „jeszcze nie jest”.

 

Robiąc miejsce pod kanapę wywaliłam wszystko z szafki, którą zamierzam wyrzucić z pokoju. Na podłodze znalazły się testy z angielskiego, anglojęzyczne czasopisma, stare numery „Zwierciadła” i „Pani”, mnóstwo zeszytów jeszcze z czasów szkoły turystycznej i kursu pilotów. Wszystko, co zbędne odłożyłam zostawiając jedynie felietony Andrzeja Poniedzielskiego, J. L. Wiśniewskiego i przepisy kulinarne. Zaczął mi się tworzyć kolejny, pokaźny zbiór receptur – szczególnie podobają mi się te, z działu „gdy do stołu podaje miłość”.

 

Podłogi nie było, a w śród papierzysk biegał zachwycony kot. Ja sama, byłam nieco mniej zachwycona. Teraz wszystko czeka w przedpokoju na wyniesienie. Prawdę mówiąc myślałam, ze Ukochany mi dziś pomoże bo zadzwonił i powiedział, że przyjedzie skręcić półkę. Ale się rozczarowałam bo po minucie zadzwonił, że jednak nie przyjedzie bo nie kupiłam uchwytów i bez sensu żeby mi przeszkadzał w robieniu porządków. Załapałam chandrę bo nie lubię jak mi ktoś miesza. Powkurzałam się i zaparłam, że ze wszystkim dam sobie radę sama, że bez łaski i pomocy się obejdzie.

No bo jak to, z drugiej strony, ja biegam z reklamacjami jego sandałów, które się rozwaliły 3 tygodnie po zakupie. Wyjazd do Bułgarii też załatwiłam, chodziłam, szukałam ofert, wpłacałam pieniądze. I ja mogę, a on nie może???

 

Pochlipałam, pozmywałam naczynia, aż ku memu zdziwieniu ogarnęło mnie takie uczucie, że bez bólu odstąpiłam kocięciu swoje krzesło, do miseczki nasypałam mu najlepszej karmy i znowu się rozczuliłam...

 

... bo i tak do stołu zawsze podaje miłość... (przynajmniej z mojej strony).

 

alexbluessy : :
sie 24 2005 wczoraj = dzisiaj.
Komentarze: 6

Miałam chandrę wczoraj.

No bo tak: kołki rozporowe kupiłam takie, ze Ukochany przebiłby się do sąsiedniego pokoju. Ale co ja poradzę, nie wiedziałam co mam kupić, panowie w sklepie mimo najszczerszych chęci nie mogli mi pomóc bo nie wiedziałam z czego ściana jest i jakiś innych danych też nie umiałam za bardzo im podać. W rezultacie ani półki, ani van Gogha nie powiesiliśmy.

 

Kitekata w promocji też nie kupiłam bo towar nie dojechał. Czyli, że do E. Leclerca jechałam po nic. Kupiłam tylko Fiodorowi trawę, pasztecik, dla siebie parę skarpetek i 3 waniliowe mordoklejki.

Potem w domu okazało się, że sama nie jestem w stanie skręcić półki i się zdołowałam – najpierw chciałam spać, potem próbowałam poczytać „Śmieszne miłości” Kundery. W końcu stwierdziłam, że muszę się wyładować i upiekłam szarlotkę.

 

Przyszedł Ukochany, powiedział co mam kupić i w jakiej ilości, zamówił nam pizzę, zjadł pół blachy ciasta, a potem...

 

... Po maratonie z ofertą programową TVN na wtorkowy wieczór okazało się, że kot nasikał na pościel. Ukochany się wkurzył i wsadził mu nos w jego własną kałużę. Potem Fiodor został wsadzony do klatki i tam cicho siedział, może czuł że narozrabiał. Klęłam pod nosem, ale wyczyściłam kołdrę, materac, pościel zaniosłam do prania, wymieniłam piasek w kuwecie choć to nie był jeszcze czas na to.

Winowajca dał nam zasnąć całe szczęście i polowanie zaczął dopiero po 7. Znalazł gdzieś wczoraj swój kłębek wełny i teraz gania za nim po całym mieszkaniu. I dobrze, niech na wełnę poluje.

 

Zrobiłam sobie śniadanie po włosku, czyli na słodko – szarlotka i herbata o smaku mango z cynamonem, jakiś nowy wymysł Liptona. Herbata pachnie i smakuje rewelacyjnie, od razu mi się humor poprawił. Poza tym prognozy pogody na weekend są optymistyczne, więc Sobótka się przybliża.

 

Pogoda nie sprzyja, a ja będę musiała wyjść. I jeszcze ten egzamin wciąż mam w głowie, książki potrzebnej dostać nigdzie nie mogę.

 

A Kundera i Gretkwoska kuszą o wiele bardziej...

 

alexbluessy : :