Komentarze: 6
No i koniec weekendu. I koniec bliskości. Nie wiem czemu, ale w takich chwilach włącza mi się beksa – jak mówi Ukochany. A przecież zazwyczaj rozstajemy się najwyżej na trzy dni.
I zostawił mnie taką samotną i niezaspokojoną...
Zdecydowanie wolałabym razem z nim wracać po niedzielnym obiedzie od jego rodziców. Wracać do naszego wspólnego, i żeby Maleństwo jechało w foteliku na tylnym siedzeniu. Ale to an razie w sferze marzeń, po zderzeniu z rzeczywistością tylko łzy zostają.
Bo ja coraz bardziej chcę, coraz bardziej potrzebuję. A przecież wszystko można pogodzić, na wszystko znaleźć sposób., trzeba tylko chcieć.
Wchodząc po schodach byłam zdecydowana mu powiedzieć. Tylko co by to dało, co by to zmieniło. Podejrzewam, że nic.
Kupiłam arbuzową świeczkę i energetyczny napój. Bardziej na poprawę nastroju niż z potrzeby.
Wieczorem towarzystwa dotrzymają mi kruche, nie zjedzone do porannej kawy, ciasteczka. I co z tego, ze to kolejne kalorie, że poziom cukru...
Chyba za dużo marzę... Może za dużo i za szybko chcę.
... I bardzo się cieszę, że kociątko pojawiło się w moim życiu - mogę spokojnie wtulać się w jego cieplutkie, pachnące futerko. póki co nie ucieka...