Wykorzystałam wczoraj i przysługujący dzień wolny i resztkę śniegu w Czarnej Górze. Super było. Może jeszcze śnieg się utrzyma w Zieleńcu...
Nawet nie ma 12tej, a ja już bym poszła do domu. Strasznie się czas dłuży dzisiaj. A jeszcze o 16 jakieś zebranie w pracy mamy. Najchętniej poszłabym już do domu i szykowała Ukochanemu kotlety sojowe na obiad.
Ofert pracy, żeby jakieś cv wysłać, też za bardzo nie ma. Może powinnam zmienić sobie na umowie stanowisko? Może wtedy by się odzywali do mnie? Bo teraz to jedno zaprzecza drugiemu. Ech... Choć, z drugiej strony, dobrze, że praca jaka jest, ale jest. Wolne kiedy chcę, tylko żeby mi utrzymali chociaż taką pensję, jak teraz, i przedłużyli umowę o pracę. Jesienią i tak zmaierzam iść na swoje i pracować gdzieś na pół etatu. dam radę.
W nocy, w głowie, pojawiły się myśli o kłopotach. O rachunkach, o tym co będzie, jak lokatorom wymówimy pokój. Jakoś będzie... Jeszcze jest nadzieja, że aukcje na allegro też zejdą (pozbywam się ubrań i sprzętów, których już nie używam, albo nigdy nie używałam) - w ramach wiosennych porządków robię remanent w szafach. Mam nadzieję, że te porządki jakieś wpływy na konto też mi przyniosą.
...Czuję już wiosnę. Za chwilę będziemy z Ukochanym świętować trzecią rocznicę. Trzy lata... Kiedy minęły? Nie wiem, nie zdązyliśmy się obejrzeć. Dużo się zdarzyło przez ten czas - poznałam co to znaczy Miłość, roziwnęłam się, zmieniłam wewnętrznie, nauczyłam jeździć na nartach (jednocześnie dzielić z Ukochanym jego pasję). Trochę tego jest. Na okoliczność nadejścia wiosny też bym coś zrobiła, ale ten brak czasu tak dolega. Może rower powinnam odkurzyć...