Archiwum styczeń 2004, strona 1


sty 27 2004 Dzień pełen NIESPODZIANEK
Komentarze: 2

Eljot!!!! Miałeś pilnować żeby dobrze mi było. Masz o mnie dbać. Masz dbać o spokój mojej duszy, a Ty co robisz??? Odchodzisz zanim zasnę. Nie ładnie, oj nie ładnie Aniele. Miałam odpocząć, miałam się wyspać. A tu gucio! Tak, wiem, że P. przyjechał. Tyle, że oni poszli (bo razem z P. przyjechał jego kolega W.) spać, a ja nie mogłam zasnąć długo w noc. Kiedy w końcu zasnęłam to budziłam się co godzinę. A przecież dziś miałam wstać o 6. Ledwie kontaktowałam, a jeszcze musiałam uważać żeby nie rozdeptać śpiących na podłodze chłopaków. Jakoś poszło. Dobrze, że jakiś geniusz wymyślił kawę. Do B. pojechałam jeszcze zaspana. Nie rozumiem co i gdzie tych wszystkich ludzi gna o tak wczesnej porze??? Nawet Grammatik mnie nie rozbudził. Koszmar!!! Na szczęście u B. nie musiałam nic robić. Tylko siedzieć i pilnować żeby T. nie zrobił sobie krzywdy. Miałam akurat tyle czasu, że przeczytałam prawie cały „Twój Styl”. Nie trafia do mnie ta gazeta. Stanowczo wolę „Zwierciadło”. Przed 13 byłam już wolna i pojechałam do domu. Po drodze (korki) miałam akurat dość czasu żeby pomyśleć nad strategią ZACZAROWYWANIA Z. Coś wymyśliłam. Tobie się podoba, prawda Eljot??? Oczywiście Z. chciałby wiedzieć co takiego wymyśliłam, ale nic nie powiem. Nie zna dnia, ani godziny – znam je tylko ja! Ale powinno być to miłe i w jakiś sposób zaskakujące. Mi się podoba... No tak, ale ja jestem autorką. Tak Eljot wiem. Mam nie popadać w samouwielbienie. Trochę jednak tego samouwielbienia nie zaszkodzi. Wszak jestem kobietą – a każda z nas jest w jakiś sposób próżna... I tajemnicza też kobieta być powinna. A ja nie wiem czy nie odsłaniam się sama, z własnej woli tak z Tobą rozmawiając. Potem ktoś to przeczyta, może wykorzystać to przeciwko mnie. Albo, jak mówi Z., z pożytkiem. Tak..... Ten ktoś, to też teoria Pana Tajemniczego, może kupić na przykład moją ulubioną kawę. Na przykład to może kupić, ale nie każdemu może ona smakować. W każdym razie dla kobiet można zrobić różne dziwne rzeczy. Ja się jeszcze z tym „szczęściem” nie spotkałam. Dla mnie jeszcze nikt, nic dziwnego nie zrobił. Może mój czas jeszcze nie nadszedł??? Poczekam jeszcze, jeśli nic się nie zmieni to pozostaje mi życie klasztorne. Z. mówi, że mam nie przesadzać, że tak nie będzie, ale ja swoje wiem. Chociaż ten klasztor to byłaby przesada... To zdecydowanie nie dla mnie. Wiem, oburzyłeś się teraz Aniele. Ale powiedz sam. Wyobrażasz sobie mnie w habicie? Nie!!! Sam widzisz. A swoją drogą to powiedz mi Eljot. Nie mógłbyś wpłynąć w jakiś sposób na Pana Tajemniczego??? Za bardzo Tajemniczy jest. Okropnie wręcz. Z drugiej strony to ciekawe... Intrygujące... Przejrzałam dziś archiwum moich rozmów z Z. na gg. Źle i smutno mi się zrobiło. Jak ja mogłam tak postąpić??? Jak mogłam być tak podła i tak okropna??? Taka zła... Tak Aniele -  zła. Dlaczego dopuściłeś do tego? Czemu pozwoliłeś na tą wstrętną grę? A może to było potrzebne? Może tak miało być? Może trzeba było to przejść żeby teraz mogło być inaczej? W jakiś sposób lepiej? Tak sobie będę to tłumaczyć. Nie muszę Ci chyba jednak mówić, bo sam widziałeś, że kiedy przeglądałam to archiwum to pojawiały się w oczach łzy. Widziałeś je, prawda?

Miałam nadzieję, że dziś uruchomię sobie rozmowy głosowe on-line. Niestety pozostaję pod ochroną firewalla. Powiedziałam Ł., że napiszę podanie o jego zdjęcie. Powiedział, żebym absolutnie tego nie robiła bo nam hakerzy zawirusują komputery. Za kilka dni ściągnie jakiś program, który umożliwi tymczasowe pozbycie się zabezpieczeń. Tymczasem zainstalowałam za jego namową specjalny program tylko i wyłącznie do rozmów głosowych. Fajny jest. Jego wadą jest jednak to, że czasem rozmowa jest jednostronna. To znaczy, że jedna osoba słyszy co mówi druga. Dziś właśnie jest chyba taki dzień. Inaugurację trzeba przełożyć na inny termin. Dziś jest dzień pełen niespodzianek. Eljot!!! Spotkało mnie coś, czego nie mogłam się spodziewać. Pomogłeś mu??? Nie, dla Ciebie to też było zaskoczenie, prawda? Może ja jestem „normalna inaczej”, ale nie umiem wyrazić swojej radości. Bo H. zrobił mi dzisiaj po prostu wspaniały prezent. „Samotność w Sieci” na moim komputerze!!! Jedna na półce, a druga w komputerze. Jestem w szoku. Nie spodziewałam się. Nie wiem co mam powiedzieć... Jak udało mu się to zdobyć... Aniele! H. ma zdać wszystkie egzaminy. Masz dać mu siłę i tak dalej. Ja oczywiście kciuki trzymać też będę. Taka niespodzianka... Co prawda nie umiem tego otworzyć, ale zaraz przyjdzie P. to mi pomoże. Bo od rana go nie ma. Poszedł pokazać koledze miasto. Jestem ciekawa kiedy wrócą bo mieliśmy iść do kina. Albo na „Kumpli” albo na jakiś horror. Ja bym na to drugie poszła. Tylko to tak trochę głupio chować się w ramię brata „jakby co”. Lepiej byłoby w kogoś innego... Eh!!!

Boję się pomyśleć co mnie jeszcze spotka. Nos po lewej stronie swędzi mnie od dłuższego czasu. Z jednej strony cieszę się z możliwości rozmów głosowych, z drugiej strony jestem przerażona. Jestem przerażona postępem techniki. Nie umiem tego objąć swoim umysłem. Niepojęte jest to dla mnie, że tak po prostu mogę „zadzwonić” do osoby, która jest bardzo daleko. No tak, masz w zasadzie rację. To trochę jak telefon. Ale działania telefonu też nie jestem w stanie pojąć. Zawsze wydaje mi się, że jak wykręcam numer, to gdzieś siedzi pan przed sobą ma ścianę pełną światełek i tylko w odpowiednim momencie podłącza kabelki we właściwe dziurki. Mimo, że żyję w takich, a nie innych czasach. Mimo, że pewne rzeczy są dla mnie oczywiste i nie powinnam zadawać „głupich” (???) pytań to czasem mam takie momenty, że czuję się mała. Pyłkiem się czuję wobec tego, co jest powszechnie używane. Wobec Internetu i jego możliwości, wobec zwykłej telefonii też. Aż strach pomyśleć do czego jest jeszcze zdolny człowiek...

Dzień pełen niespodzianek... Sama się dziwię, ale Z. ma chyba rację. Czegoś się nauczyłam jeśli chodzi o sprawy komputerowe. Choćby dzisiaj nabyłam kilka ważnych umiejętności. Oczywiście nie dałabym sobie rady bez pomocy moich Wirtualnych Znajomych. Dzięki nim za moim pulpicie pojawiły się programy, o których nie miałam pojęcia. Co prawda jeszcze niepewnie się wśród nich czuję, ale dam radę. Co prawda moja zabaweczka wariuje i znowu wyczynia cuda, ale wybaczę jej to wspaniałomyślnie. Dziś jej wybaczę – bo jak będzie jutro tego nie wie nikt.

Przypomniałam sobie wczorajszą wizytę pana K. Możesz mi powiedzieć Eljot czego ja się bałam??? Nie powiesz mi? Nie wiesz? Szkoda. Za to ja Ci coś powiem. Wczoraj nie ugięły się pode mną kolana, głos mi nie drżał. Mogłam sobie na niego patrzeć i absolutnie nic się nie działo. Anioł!!!!! Ja wiem, że Ty dbasz o mnie, ale nie upominaj mnie na każdym kroku! Czy ja chciałam ukryć myśli? Nie, nie chciałam. Patrzyłam na pana K. i nie będę ukrywać, że pomyślałam: „jaki on ma ładny uśmiech, jaki ma fajny zarost na twarzy...” Tak między nami to mam nadzieję, że nie zamierza brody zapuścić. Brrrrrrr.... To byłaby już przesada. Ale muszę przyznać, że delikatny zarost u mężczyzny jest pociągający...

Kolejna niespodzianka. Mój brat gotuje mi obiad. Co prawda jest to mrożona pizza z szynką, ale liczy się chęć. Poza tym idziemy zaraz do kina i trzeba się czymś posilić. Oczywiście od przyjazdu P. telefony się urywają. Dzwonią jego znajomi. To be honest  znajome głównie. Nie dziwię się im. P. to przecież przystojny facet. Dobrze zbudowany, trenował boks, ale nie ma małego mózgu. Kiedy idę z nim ulica to wygląda jak mój ochroniarz. J

 

alexbluessy : :
sty 26 2004 ZACZARUJĘ ŚWIAT!!!!
Komentarze: 0

Aniele!!! Więcej nie zsyłaj mi takich snów!!! Wiem, że wczoraj to może się sama prosiłam, ale nigdy więcej!!! Wyobraź sobie, że najprawdopodobniej po obejrzeniu filmu „Nieodwracalne” miałam sen. Śniło mi się, że ktoś do mnie strzela. Siedziałam na jakimś murku i nagle zobaczyłam wycelowaną w siebie lufę pistoletu. A potem widziałam siebie z przestrzeloną piersią. Nie rób mi anielski Eljocie takich niespodzianek. A zaraz potem śniło mi się, że tańczę. W jakimś klubie. Chyba ALIBI to było sądząc po wystroju. Tańczyłam, a Dżem śpiewał. Sama jestem na parkiecie w jakiejś krótkiej, powiewnej sukience. Za sobą poczułam czyjąś obecność. Czyjeś ręce oplotły moją talię. I tyle. Nie wiem kim był tancerz – obudziłam  się. Takie sny to możesz mi przysłać. Takie miłe i sympatyczne proszę bardzo.

Poniedziałek minął szybko. Bardzo szybko. Może dlatego, że wypełniony był oczekiwaniem. Przecież pan K. miał przynieść mi książkę. Nie dziw się, że byłam podenerwowana. Ty też byś był, jak miałbyś zobaczyć kogoś, kto... A zresztą to już nie istotne. Pan K. nie przyszedł jednak o umówionej godzinie, ale znacznie później. Ważne, że przyszedł. Dziwnie się poczułam, ale nie będę już o tym pisać. Ten człowiek dziwnie na mnie działa... Pogadaliśmy chwilę i poszedł do siebie. Poza tym pan K. się przeprowadza. Nie wie jeszcze gdzie, ale się przeprowadza. To się nazywa właściwe podejście. Powiedział też, że po sesji (jego) musimy umówić się na „jakąś kawkę” i pogadać. Eh!!! To wszystko jest takie skomplikowane... I jeszcze coś. Zaprosił mnie do siebie. Bo zapomniał mi przynieść „Nortona antivirusa 2003” wobec czego powiedział, że mam po niego sama przyjechać. Raczej nie pojadę, choć w gruncie rzeczy pan K. to nie jest zły człowiek. Nie można przecież tak od razu człowieka skreślać, bo coś nie wyszło.

Teraz czekam na mojego brata. Za jakąś godzinę z kawałkiem powinien już być. Dzwoniłam żeby zapytać jak mu się jedzie. Powiedział, że fajnie i bez atrakcji. Powiedział też, że mogę już chłodzić żubrówkę. Ja mu na to, że chyba żartuje – na piwo z nim pójdę, ale wódki pić mu nie dam. On rosyjskiej też nie wiezie. Nie wiezie też plakatu – nie chciało mu się wieźć bezpośrednim pociągiem małego ruloniku. Przedźwigałby się! Ale wiezie dużo pysznego jedzonka!!! Mniam mniam...

Na zajęciach też było znośnie. Słownictwo. Cała masa okropnych i skomplikowanych idiomów związanych z ubraniami i kolorami. Aż strach pomyśleć, że muszę je wszystkie znać. Potem konwersacje -  ostatnia tura speechów i gra w słówka. Gra bardzo mi się podobała. Nazywa się Tabu. Zastanawiam się czy nie kupić sobie polskiej wersji. Tylko z kim miałabym grać... B. podzielił nas na trzy 4-osobowe grupy. Każda osoba miała przez 2 minuty podawać definicję jak największej ilości słowa podanego na losowanej karcie. Nie mogła jednak użyć słów bezpośrednio związanych z tym wyrazem podanych poniżej. I tak zbierało się punkty,. Trudne, ale ciekawe przez to. Nawet nieźle nam szło. W środę spotkanie indywidualne z B. będzie mówił o naszym „spoken English”. Pani Cz. spóźniła się na gramatykę. Ale pocieszyła nas tym, że podobno pani W., z którą mamy mieć zajęcia w następnym semestrze robi podobny program co pani M. w naszych sercach zaiskrzyła się iskierka nadziei, że zajęć z panią M. będzie mniej. A tak przy okazji. Postanowiłam definitywnie, że w czwartek nie idę na zajęcia. I nikt mnie nie zmusi do tego. Nawet Ty i Twoje przekonywania, że powinnam, że trzeba i tak dalej. Nie idę i już!!!

U B. też dziś byłam, mimo, że poniedziałek to nie jest „mój dzień”. Ale to już chyba ostatni raz. Jutro idę, jak zwykle. Spokojnie było, bo mały spał i mogłam posiedzieć i poczytać. Fajnie było. Kiedy szłam do B. fatalnie się czułam. Zmęczona i wyczerpana. Przecież po zajęciach wróciłam o 15, a o 15:40 musiałam wychodzić. W tym czasie musiałam coś zjeść i przygotować się na spotkanie z panem K. psychicznie się przygotować. Poza tym po drodze zrobiłam zakupy dość duże i jak przyszłam do domu to czułam się jak wracająca z pracy Matka Polka obładowana torbami. G. i A. śmiały się z tego, a ja razem z nimi. No, ale ostatecznie musiałam przygotować się na przyjazd brata i nie mam tu na myśli napojów wysokoprocentowych. W każdym razie do B. dotarłam śpiąca i niekontaktująca lekko. Wypiłam tak kawę. Pysznego Jacobsa i od razu poczułam się lepiej. Nie ma to jak kawa!!! Jeszcze dobrze nie zdążyłam  odpocząć po pracy, a zjawił się pan K. przerywając swym nagłym przyjściem moją konwersację on-line z Z. Zaraz po nim z sąsiedzką wizytą wpadła N. obejrzała zdjęcia z mojej studniówki, a przy okazji i inne też. Pośmiałyśmy się. Stwierdziłyśmy, że świat jest mały. No jest mały... Skoro nawet ja i H. by accident znamy tego samego człowieka. No, może to za dużo powiedziane. To H. go zna. Ja tylko dwa razy w roku go „odwiedzam”. Teraz okazało się, że N. kilka dni temu poznała niejakiego Dominika P. Chłopaka, którego znam z liceum. Był dwie klasy niżej, ale przez znajomość z moją koleżanką G. mieliśmy okazję się poznać. Dominik P. towarzyszył nawet G. na naszej studniówce. I bawił się lepiej od niej. Zresztą G. wtedy niezłe cyrki wyczyniała... Kiedyś Ci o tym opowiem. Dominik P. przeprowadza się do stolicy, żeby studiować w tamtejszej Akademii Teatralnej. Życzę mu powodzenia.

Jest 21:45. Za kwadrans pociąg relacji Suwałki – Wrocław wjedzie na któryś peron Dworca Głównego. Z tego wynika, że P. będzie tu za maksymalnie 45 minut. Mój kochany brat... Nigdy nie myślałam, ze to powiem. Ale powiem: tęsknię za nim. 

Możesz się odmeldować, Eljot. Dzięki za ten dzień. Kolejny dzień. Postaram się od dziś ZACZAROWAĆ ŚWIAT. No i Z. prosił żeby jego też ZACZAROWAĆ. Tylko jak mam to zrobić. Muszę pomyśleć nad jakąś strategią. Biedny Z. nie wie co mówi, ale będzie miał CZARY. Aparatki umieją czarować... Oj umieją. Kolorowych snów Eljot, Aniele mój.

 

alexbluessy : :
sty 26 2004 Kiedy budzę się rano...
Komentarze: 0

Dzień dobry Eljot, Mój Aniele!!! Jesteś przy mnie, ale pojawiasz się dopiero od pewnej godziny. Kiedyś musisz mi opowiedzieć jak wyglądają Twoje poranki... Bo dla mnie na przykład to właśnie poranek jest najbardziej niezwykłą porą dnia. Porą tonącą w spokoju, ciszy, tajemnicy i oczekiwaniu. Przecież rano nie wiemy co nas spotka... Bo Ty, Eljot, „przejmujesz nade mną kontrolę” w momencie kiedy wyjdę z domu. Potem już pozostajesz przy mnie dopóki nie zasnę, ale nie wiesz jak wyglądają moje poranki. Może Anioły wiedzą dużo, ale jestem pewna, że Ty o moich porankach nie wiesz nic. A jesteś zbyt taktowny żeby mnie o to zapytać... I ja chcę Ci o tych moich porankach powiedzieć. Może wtedy będziesz przychodził „po mnie” nieco wcześniej... ???

„Kiedy budzę się rano i wyglądam przez okno, ten sam wiatr wieje i te same drzewa mokną(...)”

Prawdę powiedziawszy kiedy budzę się rano to nic nie widzę bo najczęściej jest jeszcze ciemno. Ale ja uwielbiam rano wstawać. Tylko w pojedynczych oknach domu naprzeciwko palą się światła i lampki na „osiedlowej” choince. Wstaję. Z jeszcze potarganymi włosami i w piżamie idę do kuchni. Wstawiam wodę na kawę. Jest cicho. Flatmates jeszcze śpią... Czuję się jakbym była sama. Sama we własnym domu. Rewelacja! W czasie, kiedy woda się gotuje idę do łazienki – czas na poranną toaletę. Ścielę łóżko. Jeszcze w piżamie piję kawę i włączam radio. Poranne wiadomości codziennie brzmią podobnie. Ktoś podał się do dymisji, ktoś inny strajkuje, znowu zginęli żołnierze. Małysz skoczył x metrów dalej niż ostatnio, a Ajax Amsterdam przegrał z Valencia y:z. Gorąca, aromatyczna Jacobs Cronat Gold stawia mnie na nogi. Czas się ubrać. Nie spędzam godziny przed szafą. Ten problem mnie nie dotyczy. Ważne, żeby wyglądać czysto i schludnie. W takim, jak lubię najbardziej, sportowo-eleganckim stylu. Już ubrana zjadam śniadanie – zwykle dwie grzanki z miodem i jakiś owoc. Do tego czerwona lub owocowa herbata. Do torby pakuję skoroszyt, książki (lub gazetę jeśli idę do B.), telefon i walkmana. Jeszcze tylko makijaż i włosy. Ten pierwszy idzie szybko. Nie mam problemów z cerą więc nie używam żadnych fluidów ani podkładów. Ograniczam się do ochronnego kremu, którego równorzędnym zadaniem jest poprawienie kolorytu mojej, i tak ciemnej, karnacji. Skupiam się na kresce zrobionej na dolnej powiece, cieniach – zazwyczaj w odcieniu zbliżonym do koloru bluzki lub swetra i tuszu do rzęs. Na usta nakładam odrobinę błyszczyku lub szminki. Zakładam kolczyki. W zależności od stroju małe łezki, które brat przywiózł mi z Włoch; bardziej eleganckie, których kształtu nie umiem nazwać albo wiszące koła. Zawsze jednak srebrne. Zapinam zegarek. Swoich włosów i tak nie poskromię więc ograniczam się do „trochę” pianki i lakieru. Jestem gotowa do wyjścia. W dużym lustrze widzę ładną dziewczynę. Jest zadowolona ze swojej figury i wyglądu w ogóle. Długo dochodziłam do tego stanu, ale lubię siebie!!! Spogląda na mnie szczupła dziewczyna, z twarzą okoloną przez sięgające ramion „kręciołki”. Oczy koloru orzecha albo ciemnego piwa  podkreślone eyelinerem dostają jakiegoś tajemniczego wyrazu. Mały, delikatny nos i takie same uszy. Usta... Mają ładny kształt, kolor nawet też. Mama powiedziała mi kiedyś, że usta mam słodziutkie i jakby stworzone do całowania... Ta dziewczyna wie, że może się podobać. Więc czemu jest smutna??? Czemu się nie uśmiecha??? Znalazła swojego Anioła „Opiekuna” więc dlaczego???

Wyłączam radio... Zakładam buty i płaszcz. Gaszę światła, zamykam drzwi. Wychodzę... Po drodze wstępuję do sklepu po  „Kubusia” – najlepiej z malinami. Zaczął się kolejny dzień...

alexbluessy : :
sty 25 2004 Chwile zatrzymane błyskiem flesza...
Komentarze: 0

Aniele!!! Jak Ci się podobał film??? Ja użyłabym takich przymiotników: dziwny, brutalny, pobudzający, intrygujący. Siedziałam jak na szpilkach. Nawet się zbulwersowałam jego brutalnością i krzykliwością (???). Teraz się nie dziwię oburzeniu krytyki i publiczności. I oczywiście fanów Moniki Bellucci. Zaraz po premierze, albo nawet jeszcze przed nią nagłówki włoskich i francuskich gazet pytały: „Monica, co ty zrobiłaś???”. Nie dziwię im się. W końcu grać przez kilkanaście minut ofiarę gwałtu to nie lada wyzwanie. A ta znana i świetna aktorka po zakończeniu zdjęć zażyczyła sobie stworzenie takiej samej sukienki w jakiej została „zgwałcona”. Rola Alexandry (!!!) to rola tak różna od roli Maleny. A jak myślisz, Eljot, do jakiej konwencji można „Nieodwracalne” przypisać? Na pewno jakiś dramat. Thriller? Bo ja wiem??? Chyba raczej nie.... Na pewno coś psychologicznego. W zasadzie fabuła zwyczajna. Dwóch facetów - przyjaciół i kobieta. Piękna kobieta. Jeden ex i jeden obecny. Impreza, kłótnia z facetem, wcześniejszy powrót do domu. Przejście przez ciemny tunel. Spotkanie niewyraźnego, naćpanego typa. Gwałt. Śpiączka. W każdym innym filmie to byłby dopiero wstęp. Ale nie u Gaspara No’go. Te wszystkie wątki składają się na trwający niewiele ponad godzinę film. Obrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Często obraz jest rozmazany. Najciekawszym zabiegiem jest jednak to, że film oglądamy od końca. To, co winno być na początku widzimy na końcu. Trzeba to zobaczyć. Warto.

Irrversible (Nieodwracalny). Ponieważ czas niszczy wszystko. Ponieważ pewne czyny są niepowetowane. Ponieważ człowiek jest jak zwierzę. Ponieważ wola zemsty jest naturalnym instynktem. Ponieważ największe zbrodnie nie są karane. Ponieważ miłość jest jak źródło życia. Ponieważ ostrzeżenia nie zmieniają biegu rzeczy. Ponieważ czas objawia wszystko. (źródło: onet.pl)
Pozostając w temacie czasu. Dziś, jak już pewnie zauważyłeś, zrobiłam sobie dzień odpoczynku. Odpoczynku od wszystkiego, a przede wszystkim od nauki. Co prawda G. mnie zagadnęła czy sesja już mi się skończyła, i trochę mnie tym rozbiła (przybiła). Bo przecież ja tak naprawdę to nie wiem jeszcze jak taka sesja wygląda. Tyle co z opowiadań taty i studiujących znajomych. Chciałabym poczuć ten klimat, tą atmosferę... Eh!!! Prawda, będę jeszcze jakoś poprawiać to głupie 3+ ze słownictwa, ale dokładnie kiedy to nie wiem. Muszę mieć jak najlepsze wyniki.  To mój cel. Tak samo jak dostanie się na etnologię (o ile uruchomią kierunek) albo niderlandystykę (tak, tak, tak!!!!). Chyba, że los spłata mi figla (ale to byłoby podłe) i wyląduję na astronomii albo fizyce (nie, nie, nie!!!). W końcu jakieś uwarunkowania genetycznie pewnie posiadam... A w grudniu 2004 zdaję certyfikat CAE i wyjeżdżam. To już postanowione. Ty, oczywiście lecisz ze mną. Bez Ciebie Eljot, mój Aniele, się nie ruszam. Dobra. Zostawiam smutny dla mnie temat. W Dniu Nicnierobienia postanowiłam obejrzeć zdjęcia. Powrócić do tych kilku chwil zatrzymanych fleszem. Ale kiedyś wyglądałam, co??? Boki zrywać!!! Bo dzieckiem to byłam ładnym nie chwaląc się – nawet bardzo ładnym. Potem coś się ze mną stało. A w końcu przerodziłam się w ... „Całkiem Ładną Dziewczynę” – tak to nazwijmy. Ale od początku.

Zaczęliśmy od albumu ze zdjęciami z okresu niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa. Mojego, tudzież P. -mojego kochanego brata. Z tego, co zdążyłeś się pewnie zorientować, to jest to jedyny album gdzie tylko na co poniektórym zdjęciu pojawia się mój tata. Smutno mi z tego powodu. Ale co mam zrobić. Przecież ja się prawie bez ojca wychowałam. P. też. Tata pracował dużo na zagranicznych uniwersytetach, często wyjeżdżał. A my zostawaliśmy z mamą albo z dziadkami. Chyba dlatego nie mam wielu wspomnień z dzieciństwa związanego z moim tatą. Mój brat też nie. Oczywiście miałam to, czego nie mieli moi rówieśnicy. Zabawki, ubrania, słodycze przywiezione z Belgii, Włoch albo Londynu. Ale czy to jest w stanie zastąpić ojca??? Zdecydowanie nie!!! Ale chyba znowu odeszłam od tematu. W tym albumie oprócz zdjęć z dzieciństwa są też te z czasów szkoły podstawowej. Jak ja wtedy wyglądałam!!! Lepiej tego nie wspominać! Nie mów o tym Eljot nikomu, dobrze? Babski sylwester w 8 klasie, gdzie wszystkie cztery (K., M., G. i ja) przebrałyśmy się za będące na topie wtedy Spice Girls. Fajnie się to teraz wspomina. W następnym albumie zatrzymałam chwile z pierwszych lat liceum. Szkolne wycieczki (2 na cztery lata nauki). Szkolne imprezy. Wakacje w Darłówku, Łebie, u dziadków. Święta i zimowe ferie spędzane u rodziców mamy... Z rozrzewnieniem je wspominam. Chyba zdjęć z wakacji i świąt mam najwięcej. Wcale mi to nie przeszkadza. W przedostatnim albumie obejrzeliśmy zdjęcia z ostatniej klasy liceum. A więc też te ze studniówki. Popatrzyłam na nas – 31 bab. Wszystkie roześmiane, wymalowane, wystrojone... Nasi studniówkowi partnerzy już mniej zadowoleni. Może faceci nie przepadają za robieniem im zdjęć??? Jak myślisz Eljot, jak to jest??? Zaraz za nimi zdjęcia z pomaturalnych wakacji. Głównie z Warszawy. I okolic. A potem... Potem studniówka pana D. Nie mogę udawać, że tych zdjęć tam nie ma. Przecież to fragment mojej biografii. W pewnym sensie nawet jakiś fragment historii. I w końcu ostatni album. A raczej potężna, zielona księga ozdobiona wizerunkiem kwiatka. Tutaj ukryłam ostatnie 2-3 lata swojego życia. Są więc zdjęcia z Tour Salonów w Poznaniu, zdjęcia z wycieczek do Kórnika i Rogalina. Międzynarodowe Targi Turystyczne w Berlinie i „berlińskie krajobrazy”. Są święta u dziadków i sylwestrowe „Last Minute u Mariana”. Jak te wszystkie chwile wspominam to się uśmiecham. Zauważyłeś, że kiedy doszliśmy do fotek z imprezy pt.: „Pożegnanie przed Wakacjami” to się roześmiałam na cały głos. Ale miałyśmy wtedy z K. (siostrą P.) fazę. Ale fajnie było... To w oglądaniu zdjęć lubię najbardziej. Jestem Berlinie, aby zaraz przenieść się do Ogrodów Branickich. Warszawa, a po chwili wrocławski Rynek. Niesamowite...

Chwile zatrzymane błyskiem flesza...

Mam też kilka setek slajdów. Ale na nich tata utrwalił moje bardzo, bardzo wczesne dzieciństwo i swoje podróże służbowe. Znaczy miejsca, które odwiedził. Londyn, Triest, Edynburgh, Bonn... Zazdroszczę mu tego. Odkąd przeniósł się do B-stoku już nie jeździ na zagraniczne występy. Publikuje prace naukowe i udziela się na forum województwa. Pewnie niedługo kraju. Jemu to wystarczy. Kocha uczyć. Nie mam takiego daru przekazywania wiedzy, a tatę prawie co roku studenci uznają najlepszym wykładowcą na wydziale. Dumna z niego jestem. Może, mi ta duma trochę wynagradza stracone dzieciństwo... Choć na pewno nie do końca. Pamiętasz, Aniele to czarno-białe zdjęcie, na którym przy stole siedzi mój tata??? A zauważyłeś co było napisane po drugiej stronie??? Zdjęcie zostało zrobione ! stycznia 1980 roku. Rodzice chyba nawet nie byli jeszcze zaręczeni. Mama napisała: „To jest pan Zbigniew H******** pijany, rozmyślający o mojej rywalce fizyce”. „Ta” fizyka zawsze była rywalką. Dla mamy, a potem dla mnie w zasadzie też.  Nie wiem jaki P. ma stosunek do tego. Ale z moich dotychczasowych obserwacji wynika, że on też ma szansę zostać „mózgiem narodu”. Jeśli w wieku 16 lat bierze się za czytanie o strukturze fizyki... I’m impressed. Chociaż ja mu od jakiś 10 lat wróżę karierę lekarza. No, może jeszcze poświęcić się muzyce – ma przecież predyspozycje ku temu. Cokolwiek z tych rzeczy wybierze i tak narodowi służyć w jakiś sposób będzie.

To by było tyle na dzisiaj... A nie! Wcale nie! Czemu nic nie mówisz??? Nie wkurzyłeś się jak Ci film przerwano??? Pewnie, że się wkurzyłeś. Ja też. A może nawet bardziej bo nie mam takiej anielskiej duszy jak Ty. Przecież pan K. nie patrząc na to, że opis na gg brzmiał: „„Nieodwracalne” – oglądam strasznie brutalny film. Będę miała koszmary” wziął się i włączył. Normalnie się zirytowałam w tym momencie. A jak wiesz to bardzo źle. Pytał czy może mi książkę jutro odnieść. W takim momencie!!! Co za wyczucie czasu! Stanęło na tym, że jutro (o ile pan K. nie zapomni) między 15 a 16 powinnam swoją „Samotność w Sieci” mieć z powrotem. Na koniec powiedział, że nie powinnam sama oglądać strasznych filmów. To mu powiedziałam, że po pierwsze to nie straszny tylko BRUTALNY, a po drugie zapytałam skąd wie, że sama oglądam. A on mi na to, że przecież  napisałam „oglądam”, a nie „oglądamy”. To ja mu na to, że przecież gg jest moje. A on przyznał rację i się rozłączył. Ale się śmiałeś Eljot. Biedny pan K. Pewnie głupio mu się zrobiło... Trudno. Chociaż może ja też powinnam być milsza... Kurcze, Aniele mój, teraz będę to przez resztę wieczoru rozpamiętywać. Chyba, że się stanie coś, co zajmie moją uwagę. Niech się tak stanie. Użyj swoich anielskich mocy. Plizzzzzzz Eljot, plizzzzzz!!!!!

Teraz już naprawdę kończę. Trzymaj się ciepło. do jutra!!! Papa.

alexbluessy : :
sty 25 2004 SAD - czyli Seasonal Affective Disorder
Komentarze: 0

Eljot, Mój Aniele!!! Dzisiaj sobie pospałam!!! A co najważniejsze, wyspałam się!!! Bez koszmarów, bez dziwnych snów, bez postaci z przeszłości. Czuję się świetnie! Nie chwali się co prawda dnia przed zachodem słońca, ale wydaje mi się, że dziś mogę odstąpić od reguły. Słoneczko za oknem, resztki śniegu na trawnikach, klimatyczna muzyka w głośnikach... Czy można chcieć więcej??? Eh! Można, można... Ale trzeba się też pogodzić z myślą, że nie zawsze dostaje się to, czego się chce. Nie zawsze też w czasie, kiedy się chce. Eh!

Od rana mam POWER!!!  Tak po prostu poczułam w sobie siłę do działania. Może Twoja, nieobecna (niewidoczna) obecność mi pomogła??? W każdym razie zrobiłam od rana wszystko to, co powinno być zrobione już jakiś czas temu. Zaraz po porannej kawie zabrałam się do układania przepisów kulinarnych. Może teraz zachce mi się gotować coś bardziej wymyślnego niż wariancje na tematy ryżowo-makaronowe... Książki kucharskie przeniosłam z kuchni  do pokoju (!!!), przez co zrobiło się w szafce dużo miejsca. Poukładałam makarony, puszki, ryże, sosy, przyprawy i tego typu sprawy. Jutro P. przywiezie mi dużo rzeczy – musi być miejsce. A poza tym pomyślałam sobie, że może to przez „przeładowanie” nie chciało mi się kombinować z jedzeniem. Pewnie zdziwiłeś się tym, co zastałeś kiedy przyszedłeś. Całe łóżko zasłane papierami mniejszymi i większymi. A na wszystkich kolorowe zdjęcia z apetycznie wyglądającym jedzonkiem. Pewnie anielska ślinka Ci pociekła... Eljot, Aniele, ja bym chętnie wszystkie te przepisy wypróbowała, ale dla kogo mam gotować??? Dla mnie samej nie chce mi się za bardzo. A Ty przecież nie jadasz ziemskiego jedzenia –Ty  się żywisz ludzkimi sprawami i stanem ludzkiej duszy. Im nastrój pogodniejszy, tym Tobie bardziej smakuje. Odbiegłam zdaje się od tematu. No więc ułożyłam te papiery w jednym segregatorze. Stworzyłam z nich „kulinarny” nieład artystyczny. Zresztą w kuchni nie ma nic lepszego od improwizacji-kombinacji. W ciągu tej godziny z kawałkiem przesłuchałam płytę PWRD i kilkakrotnie winampową playlistę. Pozostającą w niezmienionym składzie od czwartku, z kilkoma jedynie dodatkami. Fajnie się zaczęła niedziela. Kiedy już uporałam się z „książką kucharską” zabrałam się za odkurzanie mebli. Seweryn Krajewski śpiewał, wtórowała mu Patricia Kaas, Natalie Cole i inne osobistości świata muzyki. Ekran wygaszony, nikogo na gg. Spokój i cisza!!! Supcio! Ułożyłam porządnie płyty, od najbardziej słuchanych, do tych już zapomnianych i bez szans raczej na włączenie. Zrobiłam porządek w mapach i turystycznych folderach. Wbiłam w ścianę kilka gwoździ. Tak, tak Eljot. To były gwoździe. Czułam jak zatykasz swoje delikatne uszy. Ale musisz przyznać, że warto było pocierpieć te parę chwil. Nad wezgłowiem łóżka powiesiłam  przecież aniołka. Nie szkodzi, że z masy solnej. Śliczny jest. Czekał grzecznie na półce kilka miesięcy. W końcu się doczekał. Pewnie oboje czekaliśmy. Bo ja na niego, też czekałam. Na Długim Targu w Gdańsku. Czekałam, aż pani artystka mi go pomaluje na kolor jaki chciałam. Potem miałam malować pokój, więc nie wieszałam go. A kiedy w rezultacie pokoju nie pomalowałam (jak będzie ciepło to się za to wezmę)  to o aniołku zapomniałam. Wczoraj zdecydowałam: anioł musi wisieć. I dziś wbiłam kilka gwoździ. Bo przy okazji przecież powiesiłam też mały, drewniany krzyżyk. Też nad łóżkiem. Mimo, że tymczasowo wyznaję ateizm (liczę, że wkrótce mi przejdzie) i dziś mimo niedzieli nie mogłam się przemóc i wyjść do Kościoła to czuję się spokojniej i bezpieczniej z wiedzą, że On tam wisi. To już dwa gwoździe. Na kolejnych dwóch zawisły drewniane ramki ze zdjęciami koni. Te obrazki wiszą u mnie od kilu lat – od powrotu z pierwszego obozu jeździeckiego. Już nie na gwoździach powiesiłam mapę Europy. Kiedyś musisz mi opowiedzieć o swoich podróżach. Szkoda tylko, że nie jest bardziej kolorowa – trochę wtapia się w żółtą ścianę. Ale nie szkodzi. Na koniec „umyłam” moją ulubioną zabawkę – komputer. Chociaż może „ulubiona” to za dużo powiedziane. Ostatnio wyprawia tak dziwne rzeczy, że nie bardzo nadążam za jej wyobraźnią. O ile taka bezduszna maszyna może mieć wyobraźnię. Z. mówi, że pewnie mam straszny bałagan na dysku. I Z. się nie myli. Muszę mieć bałagan – przecież ja jestem absolutny laik jeśli chodzi o komputery. Od września nic przy nim nie robiłam. A tata, informatyk jeden, powiedział, że nie muszę mieć żadnych partycji, że mi to niepotrzebne. A teraz to wychodzi. Niepotrzebne przerodziło się w potrzebne. I co ja mam zrobić. Zadzwonię po niego niech przyjedzie i zrobi porządek jak na bałaganił. Oni w instytucie mają serwisanta i nie muszą się martwić. A ja co mam? Ja mam tylko dwie rączki i wariującą maszynę na biurku. Pójdę, kupię jakieś mądre książki to sama spróbuję zrozumieć stan ducha mojego, wydawałoby się jeszcze niedawno, „przyjaciela”. Boję się tylko, że jak zacznę mu pomagać by my own, to on popadnie w jeszcze większą depresję. Chociaż Z. się ucieszył, ze złego samopoczucia mojego kochanego komputerka! Wrrrrr – nieładnie, nieładnie... ;-) Jest jeden pożytek. Wczoraj dokładnie przyjrzałam się temu „niewdzięcznikowi” i odkryłam gdzie mogę podłączyć mikrofon do rozmów głosowych on-line. Jest tylko jeden problem. GG mam chronione jakimś pierońskim firewallem – żebym ja chociaż wiedziała co to za cudo... A tlen, który odpowiada mi o wiele bardziej niż GG, padł. Umarł, jak zwał, tak zwał, ważne, że nie mogę go uruchomić. Pojawia się tylko komunikat „stuck overflow”. I ikonki znikają. Wrrrrr... Tak więc na razie muszę zapomnieć o głosowych rozmowach.... Może kiedyś jeszcze dokupię kamerę, bo słyszeć głos nic nie widząc to trochę dziwne. Chociaż z nami przecież też tak jest. Słyszę Twój głos, podpowiadający mi co robić, ale Cię nie widzę. To tak, ale Ty jesteś Aniołem. Nie mam prawa Cię widzieć.  Podobnie jest z Wirtualnym Światem...

Wczoraj zapomniałam Ci powiedzieć – zapewne  byłam podekscytowana odkryciem kim jesteś. W każdym razie domyślam się co było przyczyną mojego absolutnie dekadenckiego nastroju utrzymującego się od dłuższego czasu. Był to SAD. Mówiąc językiem psychologów -  Seasonal Affective Disorder. Po naszemu to jest coś jak: sezonowe obniżenie nastroju. Albo, jeśli ktoś woli, smutek pochmurnego dnia. Ja tych pochmurnych dni miałam bardzo dużo ostatnimi czasy. I nawet nie starałam się tego ukrywać. Po co mówić coś, skoro jest zupełnie odwrotnie??? Zresztą ja nie umiem udawać. Nie jestem też optymistką. Nie pasuje do mnie stwierdzenie Moliera, że „optymizm to obłęd dowodzenia, że wszystko jest w porządku, kiedy nam się dzieje źle”. Po mnie od razu widać, że jest coś nie tak. Na dzień dzisiejszy trzymam się. Niech tak zostanie, a Ty, anielski Eljocie, mi w tym pomożesz. J

alexbluessy : :