Archiwum 27 sierpnia 2004


sie 27 2004 Mówią. A ja się boję.
Komentarze: 5

„Mówią: OSZALAŁEŚ PRZEZ TEGO, KOGO KOCHASZ. Powiedziałem: ŻYCIE MA SENS JEDYNIE DLA SZALEŃCÓW.”

 

Ciągle w głowie mam książkę Marty Fox. Zabawne, ale jej książki mogę czytać po kilka razy i za każdym razem znajduję w nich więcej siebie. One się nie nudzą. Są... Jakie słowo najlepiej je opisze... Uniwersalne??? Być może. Ludzkie??? Też. One są Po Prostu.

 

Leży przede mną przeczytana ubiegłej nocy. Na przemian ją zamykam i otwieram. Wracam do zaznaczonych cytatów, do fragmentów wierszy. W głośnikach soul. Mam ochotę się kołysać.

 

Czy na pewno???

 

Czuję, że zaczyna mnie ogarniać stres przedprzyjazdowy. Gardło ściśnięte, łzy cisnące się do oczu. I tysiące myśli. Wśród nich uśmiechy. Łzy szczęścia, nadziei i wiary. Chciałabym zapytać samą siebie:

 

„W CO NIE WIERZYSZ I NA CO NIE CZEKASZ???” – dobre pytanie, prawda???

 

Ależ ja wierzę!!! Czekam też. Gdybym nie wierzyła, nie miała nadziei nie wytrzymałabym tyle.

 

Mogłam nie odpowiedzieć na list nie odebrać

telefonu nie przyjechać do małego miasteczka

Mogłam w róży od Ciebie zobaczyć tylko kolce

I nie ucieszyć się z pytania którym

wdarłeś się w moje myśli

Mogłam nie spojrzeć Ci w oczy i nie zobaczyć tej

samej tęsknoty która kazała mi czekać na

moście w Avignon i na południku zero

i w tylu innych miejscach nie wiedząc

nic ponadto że czekam

Mogłam nie zadrżeć przy podaniu ręki

nie wymarzyć sobie by moja i Twoja

cierpliwość splotły się w dach nad głową

Mogliśmy nie spotkać się w słowie

nie znaleźć górskiego kryształu

i nie być dla siebie tak jak teraz

w pomarańczach motylach

i świecie który byłby przeciwko nam

gdybyśmy nie uwierzyli że to my

możemy być przeciwko niemu

 

Sade mnie porwała. Wirowałam po pokoju jak głupia, w końcu się rozpłakałam. Chyba z radości. Ale tego tak do końca pewna nie jestem. Zresztą ja już niczego nie jestem pewna. O nie, jednego owszem. Tego, że teraz najbardziej chcę żeby mi było CIEPŁO!!! Tak wewnętrznie. I tego, że chciałabym w końcu powiedzieć to, czego I haven’t told. No, ale z tym drugim sprawa taka prosta nie jest. Eh...

 

„SZALEJĘ ZNÓW (JUŻ). PŁACZĘ I NAGLE SIĘ ŚMIEJĘ(...)NIE PYTAJ MNIE, NIE PYTAJ MNIE CO DZIAŁO SIĘ JA JUŻ WIEM, ŻE KOCHAM CIĘ.”

 

M. już dziś przywitała swojego chłopaka. po 2 miesiącach niewidzenia. Mówi, że się cieszy, ale czuje się dziwnie. To co będzie ze mną??? Aż strach pomyśleć. Czy zamienię się w słup soli??? M. mówi, że prawie biegunki dostała ze zdenerwowania. Znając siebie i swoje reakcje na stres wcale bym się nie zdziwiła gdybym też czegoś dostała. Najpewniej bulimii. Hm, chociaż z drugiej strony w sytuacjach „kryzysowych” potrafię zachować zimną krew. Ale jak tu ją zachować jeśli krew się burzy i wcale nie chce się ostudzić???

 

No tak, szaleję. Dostaję telepawki. Już nie wiem co się dzieje dookoła, już nic do mnie nie dociera. Nie mogę się na niczym skupić. A przecież do niedzieli jeszcze 2 dni. Może najlepiej byłoby je przespać...???

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
sie 27 2004 Nie jestem która wszystko zniesie.
Komentarze: 4

„NIE ZAŚPIEWAM O MIŁOŚCI KOLEJNEJ PIOSENKI, MIŁOŚĆ SAMA WE MNIE ŚPIEWA...”

 

Mam ochotę śpiewać od momentu obudzenia. Za oknem nie ma dziś słońca, a ja ubrana w białą powiewną sukienkę mam ochotę tańczyć. Dlaczego??? Czyżby dlatego, że pojutrze... Być może. Wszystko być może. Ale, jak słusznie długi czas temu ktoś zauważył „jest tyle może i nic na pewno”. Chociaż nie. To bzdura. Przecież ja wiem jak jest. Wiem, co czuję i co jest we mnie.

 

No i uśmiecham się do swoich myśli, swoich wspomnień, które już niedługo zamienią się w kolorową rzeczywistość. Ze snu przejdą w jawę. A może to nigdy nie był sen... Hm, równie dobrze to nigdy nie musiała być jawa. Ale co tam, ważne żeby było KOLOROWO i jakoś tak... tak DUSZNO od różnych rzeczy/czynników.

 

A wczoraj... Wczoraj nie mogłam zasnąć. Myślałam o Esiu, uśmiechałam się jak głupia do zdjęcia, które jednocześnie do siebie tuliłam i już miałam wysłać sygnał, kiedy... Kiedy na wyświetlaczu pojawił się komunikat świadczący, że to on pierwszy (nie)zadzwonił. Wiecie co mam na myśli, prawda??? Ponieważ przypadków nie uznaję, jak wszyscy doskonale wiecie, wytłumaczyłam to sobie telepatią. Bo zbieg okoliczności = przypadek, a te nie istnieją, więc... I love him do bólu.

 

... a potem nie mogłam zasnąć. Nawet zamówiony u E. żel do kąpieli o kojącym zmysły i odganiającym stresy dnia zapachu lawendy i wodnej lilii (AVON oczywiście) nie pomógł. Sięgnęłam więc po książkę. Wypożyczyłam sobie książkę Marty Fox „Nie jestem która wszystko zniesie”. Przeczytałam ją całą, znalazłam kilka świetnych wierszy i cytatów. Między innymi ten, Anny Achmatowej:

 

„ZASNĄĆ STROSKANĄ, WSTAĆ ZAKOCHANĄ, ZOBACZYĆ CZERWIEŃ MAKÓW.”

 

Stroskana to może nie zasnęłam. Szczerze, to nawet powodów nie miałam.  Wieczorem obejrzałyśmy z dziewczynami cudowny film „Smażone zielone pomidory”. Kto nie oglądał niech koniecznie to zrobi. Jest taki ciepły, sympatyczny, rewelacyjny. Potem kilka razy powtórzyłam zdjęciu Esia, że „cieszę się, że za kilka snów będziesz znów bliżej”. A właściwie bardzo blisko. Poczytałam Martę Fox, pomyślałam o niebieskich migdałach (z Esiem jedzonych of course) i nazwałam go Odysem. Bo przecież i on, podobnie jak bohater „Iliady” do Itaki, wraca do domu. A ja to jak ta Penelopa czekałam... (Ale i tak nie jestem która wszystko zniesie).

 

W nocy obudził mnie przerażający sen. Nie wiem czy miał związek z wczorajszą rozmową z E. na temat horrorów (głównie „Blair Witch Project part I”). A może to mój wewnętrzny strach??? W każdym razie przyśniło mi się, że Blair Witch mnie porwała i zaczęła dusić, jakby szykowała się do zjedzenia mnie. Koszmar, jak teraz o tym piszę to mam ciarki. A przecież z E. wymieniłyśmy tylko poglądy na temat tego gatunku. No cóż, że psychikę mam ogólnie słabą to wiem nie od dziś. Jeśli o pewne filmy chodzi rzecz jasna bo z resztą jakoś sobie radzę. Póki co.

 

Poranek przywitał mnie nie słońcem, ale zasnutym chmurami niebem. Mimo to uśmiechnęłam się i pomyślałam, że będzie dobrze. Tylko jakiegoś Ciepła obok zabrakło... Potem odebrałam e-maile. Wśród bzdurnych reklam, których nawet nie czytam znalazł się rodzynek wysłany przez Mojego Kochanego Brata. Rozbawił mnie do łez. I wzruszył przy okazji. Kogo, jak kogo, ale Brata to zazdrościć mi można. Na pocieszenie włączyłam sobie płytę jego zespołu. Szkoda, że nie możemy porozmawiać, ale może wieczorem będzie na gg. Zawsze to coś. I nie ważne, że ma dopiero 17 lat. Podejście do życia ma poważniejsze niż niejeden dorosły nieraz.

 

Dzwoniła też Mama. Może wszystko się ułoży... Przecież nie może być ciągle pod górę, right??? GDY CIĘ ŻYCIE KOPIE W TYŁEK, TO MU ODDAJ – ZRÓB WYSIŁEK.  To są moje afirmacje...

 

Przyjdzie dzisiaj też E. Pogadamy, pośmiejemy się. może zagramy w Simy. Swoją drogą to mojej parze Filmowiec rozbudowałam dom, wyposażyłam w wiele nowych sprzętów, pojawiło się też dziecko. Ale już nie mam cierpliwości. Mała Komedia ciągle płacze. No, co prawda daje mamie pograć na fortepianie, a tacie pojeździć na byku, ale już raz dostali upomnienie, że się dzieckiem nie zajmują. Niech to dzieciko szybciej rośnie.

A ja zawitam na moment do THERE. Byłam tam kiedyś. Nawet ciekawa zabawa.

 

A za 2 dni przyjedzie Esio.

 

Jeszcze nie wiem co zrobię

trzasnę drzwiami zrzucę z półki

wazon pełen kwiatów które zbierałeś

dla mnie wczoraj wykrzyczę wszystkie

brzydkie słowa jakie znam podrapię

ci twarz paznokciami powleczonymi

bezbarwnym lakierem rozpłaczę się

z wściekłości lub wyjdę cichutko

i nigdy nie wrócę

 

Jedno jest pewne. Nie wyjdę. Ale na pewno się rozpłaczę. Za te wszystkie noce, za te wszystkie dni.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

alexbluessy : :