Jak co wtorek rano zamknęłam za Eśkiem drzwi, a sama zajęłam się zmywaniem naczyń, które jeszcze z wczorajszej kolacji zostały. Dopijam kawę, przecieram zaspane oczy, włączam muzykę – zaczyna się kolejny dzień, kolejna środa, która minie równie szybko jak się zaczęła. Przykro...
Nie wiem nawet od czego chciałabym zacząć. W zasadzie to myślę już o jakimś podsumowaniu minionego Roku. Wiele się wydarzyło przez ten czas, co najważniejsze więcej dobrego, niż złego. I niech już tak zostanie. Czy ktoś mi to może zagwarantować??? Bo ja jestem jak ta ćma z wiersza Iłłakiewiczówny, że lecę do światła – potrzebuję światłą i ciepła. Eh...
Wiecie, że facet od łaciny nie zrobił kartkówki?! Szok, prawda??? Wszyscy siedzą zestresowani, kartki przygotowane, a on nagle mówi, że zapomniał, że dziś kartkówki miało nie być. To już na mniejszym lub większym luzie zajęcia się odbyły (odmiana rzeczowników i przymiotników III koniugacji), potem kilka osób pisało jakieś zaległe rzeczy, a potem mogłam mury Instytutu opuścić. Pod bramą już (prawie) czekał Eśko, na wstępie poinformował, że jedziemy do Auchan’a (Oszołoma po prostu), a potem do Tesco. Bo najpierw chciał oddać stary akumulator do utylizacji, a potem kupić pianki na narty. I kiedy Esio stał w kolejce żeby akumulator oddać mnie zainteresowała jakaś bluzka na wystawie jakiegoś sklepu i udałam się w jej kierunku nic Esiowi nie mówiąc. Duże było moje zdumienie, kiedy po kilku minutach okazało się, że Esia nie ma tam, gdzie go zostawiłam. Skierowałam się w kierunku wejścia na halę, już miałam wyciągać telefon kiedy zobaczyłam machającą, esiową rękę. Podeszłam, a on się uśmiechał od ucha do ucha. Ale ja tak mam, że gubię się na dużych powierzchniach. Oj, i ten jego zapach... Jakiś pan przed nami reklamował bułeczki, bo podobno dwa razy mu na kasę nabili a on kupował jedną paczkę, jacyś państwo czekali na kogoś z obsługi, w końcu Esio dostał swoje pieniądze i mogliśmy pójść rozejrzeć się za piankami. W Auchan’ie nie było nic takiego, a jeśli nawet to drogie.
Następnym przystankiem było Tesco. Tutaj pianek też nie znaleźliśmy, a zgubiliśmy się nawzajem i trochę czasu nam zajęło. A potem zrobiliśmy zakupy: wino, mrożona pizza, Pepsi Spice, piwo dla Esia i serek pleśniowy Sekret Mnicha pakowany po 2 serki i do tego słoiczuszek żurawin – cały zestaw nazywał się „Kolacja dla Dwojga”. :D :D :D. Kiedy wracaliśmy w radiu akurat leciała piosenka, taka z typu american christmas songs, którą podobno Esio bardzo lubi. I zaczął śpiewać... Pięknie, aż mi się gęba śmiała. <serducho>
... głodna to ja byłam już nieźle bo nie spodziewałam się wycieczki na Bielany, ale nie ma złego bez dobrego. Zanim pizza się podgrzała, zjedliśmy serki i mięsko od mamy Eśka z żurawinami, popiliśmy winem i pepsi (ja) albo piwem (Esio). Potem pizza, deser (pycha wyszedł) i można było pójść spać. No, przyznam się, że w pierwotnych moich zamierzeniach to trochę inaczej miały się wypadki potoczyć, ale niech będzie.
Dzisiaj czeka mnie powtórka przed kartkówką u dr. Z., robienie tłumaczenia dla Taty i... chyba z obowiązkowych rzeczy na dziś to wszystko. Już się nie mogę doczekać kiedy wsiądę do pociągu i mnie tu nie będzie bo coraz mniej mi się chce. A to wszystko ze zmęczenia, głównie psychicznego. W zasadzie od roku nie miałam jako takiego odpoczynku, a potrzebny mi jest bardzo. Poza tym bank się nie odzywa w sprawie kredytu, boję się sprawdzać czy przelew od K. w końcu dotarł. Z Esiem wczorajsze zakupy rozliczę w sobotę, jakoś będzie. Tylko, że jakoś będzie na chwilę obecną, co będzie potem, po powrocie ze świąt i z Sylwestra??? Tego nie wiem niestety i czasem nie mogę spać z tego powodu.
... i mimo, że nie wierzę w sny, to dziś znowu miałam jeden niepokojący. Niepokojący tym bardziej, że sny tłumaczy się na odwrót. Śnił mi się Esio mówiący, że on czuje, że on w swoich działaniach czy zachowaniach pokazuje, że mnie kocha. A kiedy się obudziłam to chciało mi się płakać.
I tym mało optymistycznym akcentem kończę na chwilę obecną swoje wywody. Na razie.