Może marudzę. Bo w mordę misia, no, jak nikt się nie odzywał to nagle wszyscy. Dziś byłam na rozmowie w firmie, zaproponowali mi stanowisko specjalisty ds. szkoleń i rekrutacji. Super, tym bardziej, że blisko uczelni, szkolenia w Moskwie i praca też ciekawa . Jak powiedziałam, że chciałabym tysiąc złotych na rękę to pan, z którym rozmawiałam się zdziwił. Że mało w sensie. Bo oni dają na wejściu umowę o pracę i dwa tysiączki netto. Acha. Spoko. Jutro będę wiedziała czy jestem w drugim etapie, jeśli tak to niedługo będę miała szkolenie z produktu itp. A potem będę rekrutować i szkolić przedstawicieli handlowych. Acha... Tylko, żeby to nie był jakiś pic na wodę fotomontaż bo to wszystko jest możliwe. A ja jak mam, tak mam, ale jest mi w jakiś sposób bezpiecznie w tej pracy co ją mam teraz. A przedstawiciele handlowi, których miałabym szkolić szliby w miasto i dawali prezentacje jakiś amerykańskich odkurzaczy. Acha... No i suma sumarum dużo by odemnie zależało bo jak ich źle przeszkolę to oni mniej tych sprzętów sprzedadzą... Acha... Hm... No nic, jutro będę wiedzieć co mam dalej myśleć. No i nawet nie zdążyłam zjeść dziś drugiego śniadania, a zadzwoniła Pani z TNT i zaprosiła mnie na jutro na rozmowę. Tylko, że chyba wolałabym szkolić panów od odkurzaczy niż informować o cenach przesyłek. No, a może się w ogóle okazać, że najlepiej mi będzie zostać tu gdzie jestem.
Świat wydaje mi się piękniejszy. Ja wiem, że patrzę przez białozłoty pryzmat zakochania, ale co tam... Czuję się ładniejsza, spkojniejsza, słyszę też takie uwagi. Dowiedziałam się też, że jestem "polizana, zaklepana". I dobrze. I jakoś tak z innym podejściem do Ukochanego wieczorami wracam zmęczona gonitwą między biurem a uczelnią. Ech... (ale takie pozytywne...)
Po pracy, a jeszcze mam zebranie z wolontariuszami o 16.00, pójdę do banku i zrobię przelew za dietę 5dniową. Działa. Mama Eśka jest najlepszym przykładem tego. A na allegro mają ją tańszą o dwie dychy niż w aptece. Tak więc trochę naszprycuję się chemią, a potem mam nadzieję poczuć się lepiej...
A może kupię sobie jakiegoś żółtego kwiatka...
P.S. Dodzwoniłam się w końcu do pana z Wydziału Kultury. Miły był, ale pomóc nie mógł. Dobrze, ze chciaż zaproponował rozwiązanie alternatywne. No, to jeszcze telefon do pani z Galerii Dominikańskiej...