Najnowsze wpisy, strona 127


sty 04 2004 2003-12-05 ten dzień nie był wcale różowy...
Komentarze: 0

Eljot!

Ten dzień nie był taki, jak się zapowiadał. Kiedy poszłam do pracy okazało się, że Kuba musi jechać do szpitala. Jest bardzo osłabiony i natychmiast musi dostać kroplówkę. Beata (mama) pojechała razem z nim oczywiście. Ja zostałam z płaczącym Tomkiem.

I tak przez cały dzień. Początkowo był spokój, ale pod wieczór zaczął o mamę dopytywać. Serce mi się krajało. Jak wytłumaczyć trzyletniemu dziecku, że mama na noc nie wróci bo musi zostać z drugim dzieckiem w szpitalu. A ojciec... Szkoda gadać. Nie wiem kiedy Tomek ostatni raz widział ojca.

Okropne. Poza tym Tomaszek był grzeczny. Chociaż kiedy przekroczyłam próg ich mieszkania miałam odwrotne odczucia. Mały krzyczał w niebogłosy, już nawet zwykle bardziej znerwicowany Kuba był spokojny. Przestraszyłam się, że tak będzie przez cały dzień. Na szczęście nie było. Ale żal mi tego dzieciaka okropnie. Nie dość, że prawie nie widuje ojca, to jeszcze teraz mama mu znikła z pola widzenia na bardzo długo.

Może ja jestem przewrażliwiona ale nie mogłam patrzeć jak wykrzywia usta w podkówkę i ciągle dopytuje o mamę. Dzieci chyba instynktownie wyczuwają kiedy jest coś nie tak.

 Beata, samotna matka z dwojgiem dzieci umie mimo wszystko stworzyć im dom. Fakt, że chłopaków rozpieszcza – pewnie chce im wynagrodzić nieobecność ojca. Ale jak się tam wchodzi to można oddychać. Radosne pokrzykiwania chłopaków, zawsze domowy obiad. Zabawki i książki porozrzucane po całym domu. Żal wychodzić.

Chociaż ja nie umiem wyobrazić sobie domu bez zapachu ciasta. Moja mama rzadko piekła. Głównie kupowała coś w cukierni, a na stole domowe wypieki pojawiały się z okazji świąt. U mnie, w moim przyszłym domu, będzie zawsze pachniało ciastem. Będzie można poczuć, ze jest się w domu. Oczywiście dom bez dzieci nie miałby sensu dlatego dzieci też będą. Najlepiej chłopiec i dziewczynka. Jakub (ewentualnie Maciej) i Hania. To moje ulubione imiona...

A jutro zrobię sobie namiastkę tego domu i upiekę ciasto. Drożdżowe. Będzie pachniało w całym mieszkaniu. Będzie pulchne z mnóstwem rodzynek i kruszonką. Ale to jutro. Dziś, tak, jak mówiłam, zapale świeczkę, otworzę wino i zatopię się w marzeniach.  Szkoda, że Cię tu nie będzie Eljot... Czekam na Ciebie. Aż przyjdziesz. Nawet nie musisz nic mówić. Po prostu bądź...

Bądź. Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać. Nie mów rzeczy, których naprawdę nie chcesz powiedzieć, a robisz to tylko ze względu na mnie. Nie rób złudnych nadziei – to najgorsze co może być. Tylko bądź. bądź z własnej woli, niczym nie wymuszonej.

Zaczynam chyba popadać w stan melancholijnego rozrzewnienia. Nie wiem co się ze mną dzieje. O ile próbuję coś (ja wiem co, ale nie powiem tego głośno) wyrzucić z myśli to wraca. Często tak jest. Wczoraj też myślałam, że już sobie wszystko poukładałam tak aby było dobrze. Długo się nie nacieszyłam tym względnym spokojem. Po powrocie do domu czekała na mnie wiadomość. I wszystko runęło. Nie wiedziałam – śmiać się czy płakać. Teraz też tego nie wiem. Chciałabym aby ta huśtawka wreszcie się skończyła. O święta naiwności!!!

Niech w końcu się dowiem na czym stoję. Jak mam reagować na... sygnały i czy to ma sens... Chce wiedzieć czy nie żyję złudną nadzieją. Czy nie żyję w świecie iluzji. Niech to się w końcu rozstrzygnie!

Aby określić to, co się we mnie dzieje można zacytować piosenkę Ozzy’ego Osbourne’a „If close my eyes forever”:

„I get so scared inside and I don’t really understand is it love on my mind or is it fantasy…”

 

 

 

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-05 piątkowy ranek przywitał mnie...
Komentarze: 0

Dzień dobry Eljot!

Można powiedzieć, że dziś mam wolne. No, nie zupełnie. Na 12 muszę stawić się w pracy. Ale na krótko. Całe szczęście. Od kilku tygodni wolne mam tylko niedziele. Przez cały tydzień dzielę swój czas między szkołę a pracę. W soboty do pracy – co z tego, że tylko na kilka godzin. Nie czuję, że to wolny dzień. Pozostają mi niedziele.

Ale i wtedy nie mam spokoju. Codziennie wstaję o 6, nie opłaca mi się przestawiać budzika na ten jeden dzień. Więc dzwoni w niedzielę o 6 rano a ja niewiele rozumiejąc co się dzieje wstaje w przeświadczeniu, że muszę na uczelnię jechać.

Jednak muszę Ci powiedzieć, że ostatnio jestem sobą zdziwiona. Nigdy nie miałam problemów w porannym wstawaniem. 6 – 7 rano byłam już na nogach. A teraz? Mam ze wstaniem problemy. I zimowa pora nie ma tu nic do rzeczy.

Dzisiaj na przykład miałam ten komfort, że mogłam sobie pospać dłużej. Jednak mój biologiczny zegar zaczął dzwonić już o 7. Zerknęłam za okno.

Szaro, mglisto i deszczowo. Piątkowy poranek przywitał mnie deszczem...

Ale dzień się dopiero zaczął. Jeszcze jest szansa na słońce. Szansa na poznanie kogoś nowego. Szansa na nowe możliwości i dokonanie czegoś wielkiego.

Kurcze... Chyba zaczynam gadać od rzeczy (???).

Wszystko przez tą klasę dziennikarską. Za dużo pisaliśmy. Fakt, głównie były to newsy radiowe. Chociaż na felietony i teksty propagandowe (tak tak) też było trochę czasu.

Jestem dziś w dobrym nastroju. Mój współlokator wyjechał na weekend. Wreszcie we własnym domu poczuję się wolna.  Może to dziwne, ale czuję się osaczona psychicznie. Fakt, że on pracuje, ale mieszka tak niedaleko domu, że mógłby jeździć częściej. Agata jest z Gdyni, ale jej i tak w soboty i niedziele przeważnie nie ma. Gośka jeździ co tydzień do domciu. A ja? Ja moich rodziców nie widziałam od września. Ale jeszcze tylko 2 tygodnie. Za dwa tygodnie o tej porze będę w drodze na dworzec. Jeszcze tylko dwa tygodnie!!!

Tak więc mój współlokator wyjechał i sobie odpocznę, nareszcie! Chłopak jest w porządku ogólnie,. Zgrywa trochę księcia, szczególnie teraz, kiedy jest on jeden i my – trzy dziewczyny. Ale generalnie jest ok. nawet zaczął po sobie sprzątać i ściszać późnym wieczorem muzykę. W końcu...

A jutro będę sama. Zupełnie sama. Wrócę z pracy i zrobię sobie pyszny obiad. Wypiję lampkę wina, zapalę świeczkę i włączę Natalie Cole. Zatopię się w marzeniach. Ale to dopiero jutro...

Ucho coraz bardziej daje się we znaki. Mam obawy, że nie wytrzymam do poniedziałku i wyląduję na ostrym dyżurze. Mam jeszcze zapas kropelek, ale mam wrażenie, że są mało skuteczne. Postaram się jednak wytrwać. Do poniedziałku.

Wczoraj wieczorem skończyłam czytać „Martynę”. Ciekawa dość książka. Trochę dziwne ma zakończenie, ciężko się połapać. Ale jest ciekawa. Ja nie wiem jak ten facet to robi, że pisze TAKIE  książki. „Samotność w Sieci” to relikwia. „Zespoły napięć”... Teraz „Martyna”. Jest to dla mnie niepojęte. Tyle emocji w jednej książce... Właściwie wszystkie emocje nagle dostają skrzydeł i wylatują. Wychodzą z ukrycia. W moim przypadku wyszły i mnie oczyściły. Łzami mnie oczyściły.

Tak sobie myślę o moim blogu. Nie piszę tu tego, co mnie spotkało w ciągu dnia. Może jest jeszcze wcześnie. Może to przyjdzie z czasem... Na razie traktuję tego mojego bloga jako swoistego powiernika. Chcę, żeby moje przemyślenia uleciały, ja w ten sposób zyskam spokój duszy i ciała. Taki będzie chyba mój blog. Taki jak ja. Trochę zakręcony, trochę nostalgiczny i melancholijny. Będzie najprościej mówiąc MÓJ!

 

 

 

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-04 "(...) Szukam cię zawsze choć...
Komentarze: 0

Witaj Eljot!!

Czekam na Ciebie Eljot. Nie wiem, czy już Cię znam, czy dopiero poznam. Wiem, że czekam. Nie wiem  jak masz na imię. Ale to nie jest istotne.

Zaczęłam moim ulubionym z „Zamyśleń” Tetmajera. Nic tak na mnie nie działa jak jego „Zamyślenia”, a szczególnie XXIV. No może jeszcze tylko Natalie Cole to potrafi...

Moje dni ostatnio wyglądają wszystkie tak samo. Rano na uczelnię, potem do pracy. Wieczorem padnięta wracam do domu. Nauka nowych słówek i formułek... Czasem, jeśli oczy mi się nie zamykają czytam książki.

Ostatnio zauważyłam u siebie zupełnie niezdrową prawidłowość. Zaraz po powrocie do domu, nawet butów nie zdejmuję, włączam komputer. To znaczy monitor. Bo komputerek chodzi cały czas – jako że jest zdefiniowany jako jednostka centralna, serwerek po prostu.

Z drugiej strony, że  po męczącym dniu chcę zrobić coś, co myślenia nie wymaga, to chyba normalne. Oczywiście mogłabym poczytać. Ty wiesz przecież Eljot jak ja lubię czytać (nawet jeśli jeszcze się nie spotkaliśmy to wiem, ze mnie znasz). Wiesz, że uwielbiam biografie. Wiesz, że najbardziej, z dotychczas przeczytanych, zachwyciła mnie „Pasja życia” Irvinga Stone’a – biografia Vincenta van Gogha (wiesz też, że van Gogh to mój ulubiony malarz). Tylko z tym relaksem nad książką jest problem. Ja ostatnio wybrałam sobie same ciężkie dość pozycje. Na mojej nocnej szafce znalazły się: „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta i „15 minut sławy – moja lata z Andy Warholem (Ultra Violet)”.

A czytałeś Eljot „Sinobrodego” Kurta Vonneguta jr.? Dla mnie to majstersztyk literatury współczesnej! Zaraz za nim jest „Samotność w Sieci” Janusza Wiśniewskiego – książka o emocjach.

Swoją drogą zastanawiam się i pojąć nie mogę. Jak to jest.. Jak ten Internet działa? Kto tym steruje? Człowiek? Nie mieści mi się to w głowie. Istnienie Internetu jest dla mnie rzeczą tak oczywistą, jak to, że oddycham. Zauważam jednak jego zgubny wpływ na mnie. Złapałam się na tym, że pisząc recenzję filmu „Notting Hill” na zajęcia z listening & reading mam ochotę w niektórych miejscach wstawić emotikon.  Brrr straszne!

Dziś na zajęciach mieliśmy tylko listening & reading. Było niesamowicie nudno, jak zawsze zresztą. Pani nauczająca nas tego przedmiotu powinna prowadzić gabinet psychoterapii. Bo właśnie tak się czujemy, jak na terapii grupowej. Brrr...

W pracy był spokój względny. Kuba jak zwykle pytał gdzie mama poszła. Ale szybko mu przeszło jak zaczęłam opowiadać o języku japońskim. Tomaszek natomiast wciąż pyta kiedy wezmę go do siebie do domu. Kochane chłopaki! Oczywiście babysitterką nie będę całe życie! To jest dobre żeby sobie dorobić. Ja mam satysfakcję i dodatkowy grosz, a matka dzieci pewność, że chłopakom nie dzieje się krzywda. Dość satysfakcjonujące zajęcie jeśli rzecz jasna trafi się na fajnych ludzi, ja miałam to szczęście. Jednak na dłuższą metę można zwariować.

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-03 Od jutra zaczynam!!!!!!!
Komentarze: 0

Właśnie założyłam sobie bloga...

To teraz wydaje się takie modne posiadanie bloga. Tak przynajmniej myślę. Słowo 'blog' stało sił chyba w ostatnim okresie bardzo modne.

Założyłam go pod wpływem pewnej książki na która "polowałam" od początku października, a która w końcu udało mi się dzisiaj kupić. To "Martyna" Janusza L. Wiśniewskiego. Martyna ma swojego bloga...

Pomyślałam, ze ja tez mogę mieć swojego. I mam. Mam miejsce oczyszczenia, uzewnętrznienia i wypuszczenia z siebie wszystkiego, co w środku narasta. Prawdziwe blogowanie zacznę od jutra... Dziś jest 1) późno; 2) czytam "Martynę"; 3) musze napisać jeszcze recenzje filmu "Notting Hill" na jutrzejsze zajęcia z listening & reading...

Tak wiec jutro zaczynam... Już nie mogę się doczekać!

alexbluessy : :