Najnowsze wpisy, strona 125


sty 04 2004 2003-12-11 tyle na dziś... jutro będzie...
Komentarze: 1

Witaj Eljot!!!!!!!!!

Dziś napiszę pojedynczo, ale długo. Nie ma już czasu na dwa listy. Za późno jest. Ale myślę, że nie zrobi Ci to wielkiej różnicy...

Dzień minął spokojnie. Bez natrętnych myśli. To już coś... Jestem też spokojniejsza. Bo wczoraj znajomy J (tu ukłon w jego stronę) uświadomił mi pewną istotną rzecz. Jak to sobie przetworzyłam potem w głowie to się uspokoiłam i nawet bez problemu zasnęłam. Nie miałam też koszmarów ani innych podobnych.

No czyli powoli, ale chyba się składam. Tak sobie też pomyślałam, ze jak pojadę do rodziców to tam sobie wszystko ułożę jeszcze raz, przemyślę i spojrzę z dystansem. A potem wrócę silniejsza i gotowa walczyć z przeciwnościami losu. A jeszcze spotkanie ze znajomymi w Warszawie dodatkowo naładuje mnie pozytywnie. Tak dawno już ich nie widziałam...

Poza tym dzień minął, jak już mówiłam, pozytywnie. Na uczelni nudno. Jak zawsze w czwartek. Pani od listenong & reading poprowadziła nie ciekawą (jak zwykle) „terapię grupową”. Zapowiedziała kolokwium. Od razu po świętach. To już trzecie. W poniedziałek słownictwo, w środę gramatyka, a w czwartek listening & reading. Będzie trzeba kuc w święta. A myślałam, że chociaż raz wyjadę bez książek. Cóż... Takie życie. Ale będzie dobrze. Uczyłam się mniej więcej na bieżąco to pustki w głowie nie mam. Tylko te słówka głupie mnie przerażają. Bo po jakie licho potrzebne mi wyrażenie typu „half hipped roof”, którego na polski nawet dokładnie nie da się przetłumaczyć. Ale gdyby się jednak pokusić o to, to wyszłoby z tego coś podobnego do „podwójnie spadzistego dachu”. Ale trzeba się tego naumieć, jak mawiała w liceum moja pani od niemieckiego.

Dostałam dziś, Eljot, jakiegoś dziwnego powera. Troszkę się wkurzyłam bo nie wiem dlaczego, ale zarząd S.M. Akademicka najpierw kazał pomalować na ładny, żółty kolor klatki schodowe, a teraz kuje ściany. Od rana do wieczora chodzą pop klatce faceci i kują ściany. Nie mogli tego robić przed malowaniem??? Bez sensu jak dla mnie. G, współlokatorka i studentka architektury, też twierdzi, że te prace powinny być w innej kolejności wykonywane. Ale nie będę pisać o postępach prac remontowych na mojej klatce schodowej. Wkurzyłam się na komunikację miejską. Z uczelni wracałam półtorej godziny! Nigdy tyle mi to nie zajęło. No, ale zwykle tak jest, że jak chce się wcześnie do domu wrócić to ani pół autobusu na horyzoncie nie widać. A ja sobie ambitny plan przygotowałam. A co najważniejsze wykonałam go. Postanowiłam najpierw popłacić wszystkie rachunki a potem pójść do miasta po sklepach połazić. I poszłam.

Byłam tu i ówdzie, lecz nic specjalnego nie przykuło mojej uwagi. Dopiero jakiś zapomniany sklepik z obuwiem na ul. Dworcowej. Znalazłam je właśnie tam. Są śliczne. Zgrabne, czarne, eleganckie. Moje nowe kozaczki. Fason mają taki, co to ostatnio modny jest. Taki wysunięte czubki. One właśnie takowe posiadają, oczywiście nie za bardzo wysunięte. Jedno tylko mnie niepokoi. Wysokość obcasa. Prawie 9 cm. Jak w tym po zamarzniętych chodnikach chodzić??? Ale dam radę. Chciałam też coś dla mojego brata znaleźć, ale jak na złość w sklepach nic nie było. Mam jeszcze trochę czasu więc na pewno coś znajdę odpowiedniego. Kiedy zaszłam do Rynku, tuż przy Poczcie zebrało się trochę ludzi. Podeszłam bliżej i co widzę?

Na małych głośnikach siedzi trzech facetów i grają na gitarach. Ale jak grają! Eljot! Żałuj, że nie mogłeś tego usłyszeć. To było niesamowite. Nawet ich płytkę kupiłam. Coś jak muzyka relaksacyjna. Ale oni to nazwali Modern Folk World Music. Musisz tego posłuchać Eljot. Koniecznie.

Zmęczona jestem, wiesz? Pierwszy raz od bardzo dawna wybrałam się na taki długi spacer. Nie mam siły pisać, nawet ciężko mi myśli zebrać. Chyba, że prysznic mógłby pomóc...

Czasem nie ma to jak orzeźwiający strumień wody. Do tego kanapeczka z serkiem brie i herbatka owocowa (wiesz przecież Eljot, że innych nie pijam) i można pisać dalej. Jestem tylko ciekawa ile wytrzymam.

Roztrzęsłam się. Dzwoniła P. ma okropna sytuację. Do jutra do 17 ma się wyprowadzić z mieszkania. A nie ma gdzie pójść. To jest najgorsze. To znaczy ma, załatwiła sobie pokój u jakiejś babki, która studentom wynajmuje, ale P teraz nie ma kasy żeby za ten jeden tydzień zapłacić. Kurcze, kiepska sytuacja. Absolutnie nieciekawa. A ja nie mam jak jej pomóc. Jak usłyszałam ją płaczącą przez telefon to pierwsze co pomyślałam to to, że ona jest w ciąży. Ale zaraz to wykluczyłam. Bo nie jest. Wiem to na pewno. I tak niewiele rozumiejąc z tego co do mnie mówi pocieszałam ją przez ten telefon. Wszystko się ułoży, na pewno. Raz jest lepiej, a raz gorzej. Nikt nie mówił, że życie jest proste.

Oj Eljot Eljot. Zmykam spać. Już nie wiem co piszę... Oczy mi się same zamykają. Dobranoc Eljot. Śpij dobrze i niech ci się przyśni coś ładnego.

 

 

 

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-10 jak łatwo można zburzyć czyjś...
Komentarze: 0

Eljot!!!!!!!

Chcę To z siebie wyrzucić, wypłakać. Chcę z Tym zrobić cokolwiek żeby tak nie bolało, żebym tak się nie męczyła. Nie mogę znaleźć antidotum na Ten ból. Gdzie on jest? Gdzie Ty jesteś Eljot??? Pamiętaj, że cały czas na Ciebie czekam. Pomyślałam sobie, że w tym, najdalej w przyszłym tygodniu To osiągnie punkt kulminacyjny i w końcu się skończy. Liczę, że  tak się stanie. Bardzo bym tego chciała. Nawet nie wiesz, jak bardzo bym tego chciała Eljot. Najgorsze jest to, że jadę do rodziców za tydzień w piątek boję się żeby tam mnie smutki nie dopadły. Bo co ja im powiem? „Mamo, tato znowu się nieszczęśliwie zakochałam”?. Nie mogę im tak powiedzieć. A przecież moje Mamidło nie jest głupie. Domyśli się o co chodzi. A ja nie będę miała siły o tym mówić. Bo o czym? O tym, że „ten brak czasu tak dolega”? A przecież „można chociaż raz inaczej”. Można Eljot, prawda?

Najpierw był Darek, który wiersze pisał. Nie, on je chyba ściągał z Sieci. Ale liczy się fakt poświęcenia czasu na znalezienie czegoś odpowiedniego... No więc był Darek. Fajny chłopak się wydawał. Tylko mieszkał na drugim końcu Polski. Nie widywaliśmy się często. A potem nagle okazało się, ze jest jakaś Agnieszka. Od tamtej pory znielubiłam to imię. Wtedy po raz pierwszy się zawiodłam. Pierwsza miłość i od razu nieszczęśliwa. O ironio! Wtedy, na niego, też czekałam. Może, czekanie wpisane jest w moje życie??? 

Eljot!!!!!!! Dlaczego on to robi???? Dlaczego??? Pan K oczywiście. Znowu zburzył mój spokój. Czym teraz??? Swoją własną osobą. Skończyliśmy rozmawiać on – line. Wiedziałam, że ma iść na angielski. Wieczór postanowiłam spędzić w obecności mojego komputerka. Na nic innego nie miałam ochoty. Tak w okolicach 18 domofon, byłam przekonana, ze to do Ł bo on odebrał. Ale po chwili puka i mówi: „Ola, Kuba do ciebie”. Ja zdziwiona patrzę na Ł, a ten się pyta: „A co? Pokłóciliście się?” A co mu do tego. To moja sprawa czy się z kimś kłócę czy nie. A w tym przypadku cóż... Nawet nie było okazji by się pokłócić. SZOK!!!!!!!! Normalny szok!!!!! Co on tu robi??? Po co on tu przyszedł???  Aż się trząść zaczęłam. Nogi się pode mną ugięły. Nie wiedziałam co mam robić. Jak on tak mógł??? Wyszedł już jakiś czas temu, a ja jeszcze się trzęsę. I nie wiem co mam o tym myśleć. Znowu stanęłam na rozstajach. I w którą stronę mam skręcić? Nie wiem. Po prostu nie wiem. kiedy już myślałam, kiedy już nastawiłam się na to, że będę musiała o nim zapomnieć. Jeszcze zaczął mnie (no, nie zaczął bo już tak mówił wcześniej) nazywać „aniołkiem”. I zostawił zapach swoich perfum....... Dlaczego??? I moja ręka jeszcze nimi pachnie...... I w głowie mi dźwięczy jego śmiech...... Przed oczami jego twarz..... Dlaczego??? Mógł nie przychodzić......  Mniej by bolało. O wiele mniej. A teraz znowu nie będę mogła zasnąć, myśląc „dlaczego”. Nawet nie miałam czasu opowiedzieć mu co mi w duszy gra. A gra, oj gra. I obawiam się, że nie jest to łabędzi śpiew. Niestety. Straszne, ale prawdziwe. Eljot!!!!!!!! Kiedy się pojawisz???????

„(...)Mówisz, że trzeba poczekać, nie wiem co to znaczy

Mówisz, że człowiek, że wiara, obowiązki, kontakty i plany

Mówisz, że zarabiasz pieniądze

a ja płaczę

ja płaczę

płaczę

(„Rozmowa” Ewa Bartoszewicz)

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-09 I live in the clouds and talk...
Komentarze: 1

Cześć Eljot!

Znowu nie mogłam zasnąć. Pewnie za długo siedziałam przed komputerem i się rozbudziłam. Poza tym to strasznie zaczęło dokuczać mi ucho. Ale nie mogłam nigdzie przed tym bólem uciec. Nikomu nie życzę bólu ucha. A poza tym to....... Jak zwykle. Pan K. Znowu się włączył na moje gg. Tym razem powiedział, że chyba musi mnie odwiedzić bo dawno się nie widzieliśmy. Hmmmm. Nic nie powiedziałam. Ani nie zachęcałam, ani nie zabraniałam mieć chęci do odwiedzenia mnie. Jestem okropna. Wiem. Ale co ja mam zrobić. Ja nie chcę być niewolnicą jego czasu albo co gorsza jego woli. Tylko dlaczego kiedy w prawym, dolnym rogu mojego monitora pojawia się chmurka oznajmiająca, że: „Kuba jest dostępna” to serce mi szybciej pika. A kiedy, jak wczoraj, on pisze, że „musi mnie odwiedzić (?)” to wpadam w stan dziwnej euforii. DLACZEGO???

Mój „kolega zza ściany” znowu się rządzi. Przestał sprzątać po sobie okruszki (a kto ma to robić?! Przecież ani ja ani G czy A nie będziemy jego okruszków dzień w dzień sprzątać!). No, przed chwilą zgarnął je z lady, ale tylko dlatego, że ja byłam w kuchni. Poza tym muzyka. Ł słucha muzyki. A niech słucha na zdrowie. Ale nie na cały regulator i nie o północy kiedy inni chcą spać. Ja to ja – spać i tak nie mogę więc chociaż muzyczki mogę posłuchać – ot tak, na lepszy sen. Ale nie jesteśmy tu sami. Pod nami ludzie mieszkają! Ile ja mam mu to jeszcze powtarzać? W końcu się wkurzę i go z tego mieszkania wyrzucę. Bo każda cierpliwość ma swoje granice przecież.

(zaczęła swędzieć mnie prawa strona nosa – na złość). A za oknem nie najprzyjemniej. Szaro i mokro. Standard.   Jakby tego było mało uświadomiłam sobie, że jestem trochę do tyłu z rachunkami. Ale nie moja wina. To S.M. Akademicka zawiniła bo to, co miała naliczyć w październiku naliczyła w grudniu. Moi sąsiedzi też są  wkurzeni z tego tytułu. To teraz sobie poczekają. Czasem bycie administratorem mieszkania to ciężka sprawa. A rodzice we mnie wierzą... Zostawili mi mieszkanko, ale pod warunkiem, że wszystko będzie grało. I gra. Na swoje wychodzę, ale czasem pogubić się w tym wszystkim można. Nie, może nie pogubić. Jestem dość zabiegana i czasem zdarza mi się zapomnieć o tym czy owym. Ale jak na razie „interes” się kręci. Nie jest źle. Mama tylko dzwoni i od razu, jeszcze nawet nie spyta co u mnie, pyta: „Lodówka chodzi?” – „chodzi”. „Komputer działa?” – działa. To wszystko u ciebie w porządku. Ano w porządku...

Oooo zza chmur nieśmiało słoneczko wygląda... Może jest szansa na dobry dzień? Tak, ale najpierw do pracy rodacy. Ciekawe co dziś Tomaszek będzie chciał rysować? Mam nadzieję, że nie zepsutą windę. Bo jak tu narysować windę i to zepsutą?? Ale cóż Tomek ma 3 lata i zepsuta czy nie, ważne żeby była winda...

Jak minął dzień w pracy? Spokojnie. Tomek nie szalał. Beata powiedziała, ze Kuba ma jakąś wadę klatki piersiowej i jeśli nie pomoże rehabilitacja to konieczna będzie operacja. Na razie Kuba jest jeszcze w szpitalu, ale po niedzieli ma wyjść. Podobno też pytał dlaczego go nie odwiedzamy, ale Beata stwierdziła, ze szpital jest daleko a on i tak już niedługo wychodzi. Tak więc Kuba trzymaj się i do zobaczenia w domu!

Dlaczego?? W radiu usłyszałam piosenkę... I od razu stanął mi przed oczami pan K. Och ten pan K niedobry (niedobry, ale...). Cały czas mnie prześladuje. Hmmmm. Już myślałam, że jest lepiej. Nic z tego. Wiem, ze wystarczyłoby jedno jego słowo, jeden gest a znowu bym odpłynęła. Z pełną świadomością zdaję sobie z tego sprawę. A na dźwięk jego imienia... Kurcze. Absolutnie wspaniałe i bardzo melodyjne ma imię. Piękne jest po prostu. Bohater książko Wiśniewskiego też się tak nazywał, ale ja polubiłam je na długo przed przeczytaniem „Samotności...”. A teraz lubię je jeszcze bardziej. No, ale nie będę rozpisywać się nad brzmieniem imienia pana K. Nie o to tu chodzi.

Dotarło właśnie do mnie, że nie mam żadnych planów na Sylwestra. A to już niedługo. Jeśli moja sytuacja się nie wyklaruje to pewnie będzie jak rok temu. „Last minute u Mariana”. Ale fajnie było. Trzeba przyznać. D. Bardzo żałował, że nie był z nami. Ale cóż. Albo Sylwester z UOPem i BORem albo u Mariana. Fuksiarz jeden ten D. Ale stracha miał. Myślał, że będą go przeszukiwać czy coś takiego. D ma włoskie nazwisko (jego ojciec jest Włochem), włoskie obywatelstwo to się nie dziwię, że się bał J. Miałyśmy z M ubaw z jego „strachu”. Ale bawił się podobno bardzo dobrze. Czyli na pewno nie stracił. Śmiejemy się teraz wszyscy, że w tym roku to wyląduje u samego prezydenta. Jeśli nic innego mi się nie trafi mogę znowu iść z tymi wariatami (którzy albo chcą naświetlać Kropka albo iść na Plac Defilad) na Plac Defilad. Towarzycho fajne i to najważniejsze jest. Ale nie powiem, chętnie na jakiś bal bym poszła. Zatańczyła walca albo salsę, w naukę której nawet pana K wciągnęłam. Nie, wróć. To pan K mnie wciągnął, ale ja sprzedałam mu pomysł. Tak to było. Nie mieliśmy jeszcze okazji zaprezentować nigdzie naszych popisów. Nieśmiało liczę, że kiedyś taka okazja nadejdzie.

Ja nie rozumiem tego. Ja się rozpisuję o panu K podczas gdy jakieś pół roku temu K, moja kuzynka na miesiąc przed ustalonym już ślubem powiedziała swojemu narzeczonemu M, że za niego nie wyjdzie. Po 10 latach związku mu to powiedziała. I chyba mądrze zrobiła bo w ich przypadku ten ślub to byłby jak rozwód. Ale miała odwagę. Wszyscy już się cieszyli, że po tylu latach wreszcie wezmą ślub. Ale K nie. Miała rację. Ona jest energiczna, a jego cały czas trzeba pchać do działania. Tak podobno było. Nie mogłam się  przekonać naocznie bo nigdy M nie poznałam.  Teraz K pozostały wspomnienia wspólnych podróży (pół świata chyba razem zjechali) i zdjęcia. Więc co jest z tymi facetami. Ja się rozczulam, że on nie pisze, nie dzwoni i tak dalej, a K mówi na miesiąc przed ślubem: „sorry stary, ale nie wyjdę za ciebie”. A K ma już 28 lat... Ale poradzi sobie. Jestem tego pewna. Znajdzie swojego księcia. Każda z nas znajdzie...

Mama mi kiedyś wysłała fajny tekst esemeskiem. Nie wiem skąd go wytrzasnęła. Zapewne w „Zwierciadle” przeczytała.

„Idę i idę przed siebie, a gwiazda świeci na niebie, drogę mi pokazuje, ale ja tego nie czuję”

Bardzo ciekawy jest. Bo przecież my też czasem nie dostrzegamy różnych rzeczy. Najczęściej nie widzimy najprostszych rozwiązań problemów. Nie widzimy ich pomimo kierunkowskazów pokazujących nam solution. Pędzimy gdzieś zaślepieni mijając po drodze wszystko, pędząc  ku mrzonkom... ideałom... A nie widzimy tego, „co skacze do oczu aby być zobaczone”. Okej. Kończę bo zaczynam wpadać o moralizatorski ton.

Miłego wieczoru Eljot. Trzymaj się ciepło. Noś też szaliczek i czapeczkę! I... uważaj na siebie.

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-09 mały oddech należy się każdemu...
Komentarze: 0

Jest to notka specjalna wobec czego przepraszam MOICH WIERNYCH CZYTELNIKÓW (vel. LUD) za słabą jakość zbyt małej czcionki, ale tekst jest zbyt długi... Na wstępie powiem, że „oda” ta powstała pod wpływem emocji i była pisana absolutnie spontanicznie przeze mnie i moją kuzynkę M. To swoiste dzieło sztuki poetyckiej powstało dobrych kilka lat temu, kiedy jedna z komercyjnych stacji TV nadawała bardzo popularny w tamtym okresie teleturniej... Zapraszam do lektury! Niech będzie to oddech po wcześniejszych mądrościach. A taki oddech chyba każdemu się należy, prawda?

Hubercie robisz różne śmieszne mini i to wcale nie są kpiny

Jako podpora TVN-u możesz stawić czoła światu całemu

Krzysia Ibisza nawet pobiłeś, a krwi wcale nie straciłeś

Pomimo, że Telekamery nie otrzymałeś łez nie lałeś

Kiedy Wiktora odbierałeś podziękować nie zapomniałeś

A gdy tę statuetkę w ręku trzymałeś o promiennym uśmiechu pamiętałeś

W „Milionerach znikąd się pojawiłeś, a widzów swym urokiem na kolana powaliłeś

Do Tomka Lisa podobną masz fryzurę, lecz Ty przebijasz nawet Czarka Pazurę

0-700 i sześć ósemek to numer audiotele, dzwonią pod niego ludzie by wygrać wiele

Cztery razy gościsz na ekranie i zawsze jesteś w doskonałym stanie

Wodę często popijasz bo o zasadach zbyt dużo nawijasz

Dla potrzeb programu zmieniasz krawaty a w domu nosisz dresiarskie szmaty*

Idolem jesteś dla wielu dam sympatię wzbudzasz nawet u naszych mam

Odpowiedź na wiele pytań znasz bo komputer przed sobą masz

Jak nikt w programie budujesz napięcie lecz nie dopuszczasz by było spięcie

Gdy ktoś się namyśla proponujesz mu koło a gdy skorzysta nie zawsze jest wesoło

15 pytań jest do miliona, Ty, zawodnik i trzy koła

Miliona w Polsce nikomu nie podarowałeś bo okazji ku temu nie miałeś

Czeki na miejscu podpisujesz, autografów i pieniędzy zawodnikom nie żałujesz

W telewizji pracujesz, lecz życia ciężką pracą nie rujnujesz

Kasy dużo zarabiasz lecz w monopolowym ją zostawiasz*

Jeździsz VW Polo w którym słuchasz disco polo*

Jesteś telewizyjnym odkryciem roku, trudno dotrzymać Ci kroku

Dla Handlobanku masz złe wiadomości, gdy dużo mądrych ludzi u Ciebie gości

Z Maćkiem Kuroniem w telewizyjnym programie wystąpiłeś i wspaniały obiad przyrządziłeś

Zawsze masz nienaganny strój i najmodniejszy garniturów krój

Trema nigdy Cię nie zjada, lecz kto Cię zdenerwuje temu biada

Diety żadnej nie stosujesz, a mimo to wspaniałą formę utrzymujesz

Jesteś zawsze wesoły, bo nie chodzisz już do szkoły

Masz na pewno dobry samochód, bo duży masz miesięczny dochód

Na fotelu siedzisz bardzo wywrotnym, a pytania zadajesz w tempie zawrotnym

Idąc do „Milionerów” nie trzeba być przygotowanym, bo i tak nie wiadomo o co można

zostać zapytanym]

Czasem trudne pytania zawodnikom zadajesz, lecz nieograniczony czas na odpowiedź im

dajesz]

Do „Milionerów” przyjeżdżają ludzie z całego kraju, by usiąść naprzeciwko Ciebie i poczuć

się jak w raju]

Jak Pałac Kultury jesteś wysoki, głową sięgasz aż pod obłoki

Z łatwością mogłeś zostać koszykarzem, lecz Ty wolałeś „Milionerów” być gospodarzem

Jesteś częstym bankietów bywalcem, gdzie możesz trafić na ciasto z zakalcem*

W wolnych chwilach książki czytujesz, lub po internecie wędrujesz

Wszystkich wokół swym uśmiechem zarażasz, „bądź zawsze wesół” ciągle to powtarzasz

Swym wdziękiem telewidzów ujmujesz, za komplementy skromnie dziękujesz

Jesteś na popularności szczycie, i wiedziesz mało skomplikowane życie

Facetem jesteś o oryginalnej urodzie, brakuje ci tylko zarostu na brodzie*

Szeroki uśmiech to Twój znak firmowy, i wszędzie masz przynoszące szczęście podkowy

Mimo, ze uczestniczysz w „Milionerów” nagraniu, w domu nie możesz oprzeć się

ponownemu ich oglądaniu]

Masz zwyczajną rodzinę: żonę, dwoje dzieci, a wieczorem wynosisz śmieci*

Nie sypiasz na łóżku polowym , bo wieczory spędzasz w monopolowym*

Dla wielu osób jesteś idolem, niedoścignionym urody wzorem

Hubert to rzadko spotykane imię, lecz do Ciebie pasuje jak żadne inne

Jesteś facetem o zaletach wielkich, wystrzegasz się nałogów wszelkich

Jesteś najpopularniejszym facetem w naszym kraju, więc Twoja kariera na pewno nie skończy

się w maju]

Z łatwością przeczytasz nazwę obcobrzmiącą, bo jesteś wiele języków osobą znającą

Chodzisz w garniturze, Ty głupi szczurze*

Znajomi są dumni z takiego przyjaciela, który im chętnie rad udziela

Z dnia na dzień gwiazdorem zostałeś, bo kamery się nie bałeś

W reklamie jeszcze nie zagrałeś, bo czasu na to nie miałeś

Jesteś teleturniejów królem, po „Milionerach” w poniedziałek żegnamy Cię z bólem

Nikt dla Ciebie nie układa takich wierszy, mamy nadzieję, że nasz jest pierwszy

Możemy jeszcze ciągnąć naszą odę wartką, ale boimy się byś nie zasnął nad ta kartką.

*te wersy nie weszły w treść „ody”, która została wysłana do adresata

w zamian za „piękny” wiersz otrzymałyśmy list od zainteresowanego Huberta U wraz z jego zdjęciami (po jednym dla każdej) z autografem. Nigdy więcej nie stworzyłyśmy niczego podobnego dla osoby publicznej, wyłącznie na użytek nasz własny i rodziny.

 

 

 

 

 

alexbluessy : :
sty 04 2004 2003-12-08 you can do what you want
Komentarze: 0

Witaj znowu!

Już popołudnie więc wypada zabrać się do wieczornego zapisu przeżyć dnia dzisiejszego. Jeszcze zanim zacznę powiem Ci, że wciągnęło mnie to pisanie. Sprawia mi ono olbrzymią frajdę. Naprawdę. Kiedy zaczynam pisać to wpadam w trans. Hm, zupełnie jak chłopaki z tego zespołu, na którego koncercie byłam wczoraj. Grali spójnie, ale miny mieli nieziemskie. Szczególnie basista. Ten sprawiał wrażenie, jakby jakąś ekstazę przeżywał. Niesamowity widok! Saksofonista też bardzo się wczuwał. Stosunkowo najbardziej „przy ziemi” grał perkusista. Ale on też się zapomniał i przez chwilę „pojechał” Led Zeppelin. Oni przeżywali swoją muzykę, czuli ją każdą częścią ciała – to było widać! I to było niesamowite!

Mam wrażenie, że kiedy ja siadam do klawiatury to tez zapadam w swoisty trans. Kiedy piszę to nic nie jest w stanie mnie oderwać od tego. Takie moje momenty zapomnienia..........

Nadal słucham Kenny’ego G. W połączeniu z Natalie Cole...... Mmmmmm. Klimacik supcio! Tylko coś za oknem pogoda nie sprzyja takiej muzyce. Śnieg powinien padać! Biały śnieg! Podobno u moich rodziców już troszkę leży. Ech jeszcze tylko kilka dni i pojadę.

Dzwoniła Beata (ta, u której pracuję). Powiedziała, że jest bardzo zadowolona z mojej pracy i mam absolutnie się nie przejmować, jeśli chłopaki powiedzą, że nie chcą ze mną zostać. To wynika z tego, że coraz mniej widują ją. Beatę, własną matkę. W sumie to się im nie dziwię. No, ale nie mnie o tym sądzić. W każdym razie Kuba kategorycznie powiedział, że mam nadal przychodzić. A musisz wiedzieć, Eljot, że aby usłyszeć takie słowa z ust tego dziecka to  trzeba sobie naprawdę zapracować.. (nie schlebiając sobie zbytnio, tak tylko mówię). Bo Tomek, jak to trzylatek. Raz jest tak, kiedy indziej w zupełnie inną stronę. Ja to rozumiem i nie powiem, praca daje mi dużą satysfakcję. No, ale już niedługo. W końcu zdam na tą swoją wymarzoną etnologię albo niderlandystykę. Ola będzie miała mniej czasu dla Kuby i Tomaszka. Ale na razie jeszcze mam. I dobrze.

Dzwonił mój białostocki Mikołaj. Tam w księgarniach podobno nie ma antologii Tetmajera! Jak może nie być? Taki poeta! Takie wiersze! Cudowne, nastrojowe, a tu co? Nie ma ich?! Niemożliwe. A jednak. Cóż po naradzie z Mikołajem doszłam do wniosku, ze sama sobie kupię ta antologię. We Wrocławiu. Zawiozę Mikołajowi, a on mi ją tylko opakuje ładnie.

Tak sobie myślę. Chyba prezenty i cała otoczka świąt nie jest w tym wszystkim najważniejsza. Ważne jest żeby spotkać się z ludźmi, których dawno nie widzieliśmy, żeby znaleźć czas na normalną ludzką rozmowę. Na nią zwykle, w ciągu dni, tygodni w pracy, brakuje nam czasu. Takie mam wrażenie. Tymczasem spece od marketingu mniej więcej zaraz po tym, jak dopalą się na cmentarzach znicze (ślad po naszej tam obecności) , zaczynają przygotowywać nas na nadejście świąt. A przygotowują stopniowo, acz skutecznie. Najpierw pojawiają się na sklepowych wystawach choinki i mikołaje. Potem dochodzą rozmaite promocje cenowe, często idące w parze z  dodatkowymi korzyściami w postaci „gratisów”. Po angielsku to się ładnie nazywa „free sample”. A czy naprawdę o to w tym wszystkim chodzi? Chyba nie...

W ogóle ostatnio zastanawiam się nad podejściem człowieka do spraw religii. Ja swojego nie umiem sprecyzować. Wyrosłam w rodzinie, w jakiej wyrosłam. Mam wpojone pewne wartości. Ale myślę, że nadal poszukuję swojej drogi. Mam okresy kiedy po prostu nie mogę nie być w Kościele, a mam też takie, kiedy nie odczuwam potrzeby chodzenia tam (Bóg jest przecież wszędzie). Może to głupie, ale wydaje mi się, że każdy chyba musi przez taki okres przejść. Zresztą nawet nie  tak dawno rozmawiałam o tym z Beatą. Ona też miała taki okres, w końcu znalazła własną drogę. Chodzi teraz regularnie do Kościoła i taki nawyk wyrabia też u swoich dzieci. Ja mam trochę trudniej. Mama chodzi na mszę mniej więcej regularnie, brat... (nie ma mnie tam, więc nie wiem, nie będę się wypowiadać), a tata? Tata... Zawsze wydawało mi się, że naukowcy wierzą tylko w to, co wyjdzie im z tych wszystkich mądrych wzorów. I z niepokojem muszę przyznać, że mój tata należy chyba do tej kategorii ludzi. Ale mogę się mylić albowiem jest on dość skrytym człowiekiem. W każdym razie do Kościoła chodzi od święta. Ale może on tak, jak i  ja szuka... Żeby już skończyć ten wywód. Czasem, kiedy patrzę na to, co się dzieje dookoła zastanawiam się „Boże, widzisz to i nie grzmisz?!”. Tyle zła, cierpienia... Ostatnio kupiłam sobie felietony Krystyny Jandy „Różowe tabletki na uspokojenie”. Ona pisze tam o Krzysztofie Kieślowskim. Na koniec przypomina jego odpowiedź na pytanie jednego z dziennikarzy podczas wywiadu, tak na marginesie przeprowadzonego na rok przed jego śmiercią. Pytanie brzmiało: „Gdyby pan, twórca „Dekalogu”, umarł i po śmierci trafił do nieba, jak pan myśli, co by powiedział panu Bóg?”. Kieślowski odpowiedział: „Gdybym tam trafił musiałbym go najpierw obudzić. Bo jeżeli tam jest, to śpi. Powiedziałbym mu, OBUDŹ SIĘ! ZOBACZ CO SIĘ DZIEJE!”. Musisz przyznać, Eljot, że coś w tym jest...

 

 

 

 

 

alexbluessy : :